Milicjant po 30 latach przyznał się do morderstwa. Chciał wydać książkę
Sąd Rejonowy w Krośnie zwolnił byłego dziennikarza Jana Joniaka i pisarza Henryka Nicponia z tajemnicy dziennikarskiej. Czy ich informacje mogą zwiastować przełom w śledztwie w sprawie zabójstwa milicjanta Krzysztofa Pyki i zaginięcia dziennikarza Marka Pomykały?
Krakowska prokuratura zawnioskowała o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej Jana Joniaka i Henryka Nicponia. Jak twierdzi Martyna Sokołowska, która opisała sprawę na lamach Super Nowości 24, śledczy podejrzewają, że były dziennikarz i pisarz mogą posiadać istotne informacje na temat okoliczności zaginięcia i śmierci milicjanta Krzysztofa Pyki oraz roli, jaką w tych wydarzeniach odegrał Tadeusz P., pełniący wówczas funkcję zastępcy komendanta leskiej milicji. Sąd Rejonowy w Krośnie przychylił się do wniosku prokuratury.
Milicjant Krzysztof Pyka był świadkiem tuszowania sprawy śmiertelnego potrącenia. W listopadzie 1985 r. w Łączkach pod Leskiem doszło do wypadku. Samochód potrącił pieszego. Za kierownicą znajdował się Tadeusz P., a na tylnym siedzeniu leżał jego kolega z komendy Franciszek K. Obaj byli pijani, ale o tym opinia publiczna dowie się dopiero po 30 latach.
Zobacz: Rozkopali grób wielkiego zbrodniarza. Nikt nie wiedział, gdzie leżał
Podobno Pyka nie chciał podpisać sfałszowanego protokołu z wypadku i opowiadał znajomym, że jest z tego powodu zastraszany. Trzy tygodnie od zdarzenia w Łączkach, milicjant zaginął w tajemniczych okolicznościach. Dwa miesiące później jego ciało zostało wyłowione z Jeziora Solińskiego. Na trop tuszowania sprawy wpadł też Marek Pomykała. Pod koniec kwietnia minęły 24 lata odkąd dziennikarz wyszedł z domu i słuch po nim zaginął. Po 10 latach został formalnie uznany za zmarłego.
Gdy zbrodnie z lat 80. uległy przedawnieniu, Tadeusz P. przyznał się do ich popełnienia i zaproponował krośnieńskiemu wydawnictwu Rethunus napisanie i wydanie książki "o czynach przestępczych, jakich dopuścił się, pracując w resorcie MSW".
"Z uwagi na przedawnienie w dniu dzisiejszym bez obaw o pociągnięcie do odpowiedzialności można opowiedzieć i zrzucić z siebie jarzmo tych czynów i 30 lat jarzma życia w oczekiwaniu na karę lub przedawnienie. Mogę bez obaw podać nazwiska wszystkich osób związanych z tymi sprawami i żyjących do dnia dzisiejszego" - zapewniał emerytowany policjant.
Szef wydawnictwa nie był zainteresowany współpracą, ale przekazał wiadomość swojemu znajomemu - Janowi Joniakowi. Dziennikarz w roku 2012 dotarł do akt IPN i opisał sprawę tuszowania wypadku pod Leskiem, w którym zginął 40-letni Edward Krajnik. Joniak przekazał z kolei maila Henrykowi Nicponiowi, który podjął się napisania książki na podstawie opowieści byłego wicekomendanta leskiej milicji.
Kiedy w marcu portal Krosno 112 rozmawiał z pisarzem ustalił, że jego prace nad książką opisującą wydarzenia z lat 1981-1986 dobiegają końca. Autor wyjawił, że podczas zbierania materiałów odwiedził wraz z Tadeuszem P. miejsca, gdzie miało dochodzić do zbrodni. Z jego relacji wynikało, że emerytowany policjant zostawiał w nich kwiaty. Nie zdradził jednak nic więcej, zasłaniając się tajemnicą dziennikarską.