Sylwia prowadzi na wsi budkę z kebabami. "Jechałam do roboty z płaczu ledwie widząc kierownicę"
Od kebabów całe ciało boli, opowiada Sylwia. Została bizneswomen 11 lat temu. Budka z kebabem była jej sposobem na niezależność. Opowiedziała, jak wygląda taka praca.
Pracuje 12 godzin dziennie. Przychodzi, odbiera towar, ogarnia budkę i cały dzień przygotowuje kebaby. W niedzielę Sylwia też pracuje. Ale tylko 3-4 godziny. Pracownicom musi naszykować produkty, żeby mogły sprawnie wydawać jedzenie w ciągu dnia. Po kościele jest zawsze największa kolejka.
- Od kiedy Magda Gessler pojawiła się w telewizji, ludzie chętniej jedzą poza domem. 500 plus też biznesowi pomogło – mieszkańców wsi bardziej stać na obiad w budce - opowiada autorkom książki "A co wyście myślały. Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi".
- Goście przyjeżdżają z okolicy, ustawiają się w kolejce albo zamawiają u mnie przez telefon. Jak przyjdą za piętnaście minut, już mają wszystko uszykowane. Kebab na obiad, kebab na kolację. Raj - mówi.
Zobacz też: Prolog: Jakbu Małecki
10 tys. złotych na kebaby
- Mąż w niczym mnie nie wspierał. Ciągle tylko strofował, miał pretensje, gadał: "rzuć to, rzuć", a ja jechałam do roboty, z płaczu ledwie widząc kierownicę. Ale się uparłam i mam tę budkę z kebabem – opowiada Sylwia.
Mieszka 118 kilometrów na północny zachód od Warszawy. Autorki "A co wyście myślały" nie zdradzają, skąd dokładnie jest ani jak się nazywa. To wyróżnik całej książki. Chodzi w końcu o historie i różny obraz polskiej wsi. Bohaterki miały poczuć się pewnie i bezpiecznie. Tak mogły podzielić się tym, co przeszły. Jak Sylwia.
Na tle stereotypów, jakie mamy o kobietach ze wsi, bardzo się wyróżnia. Mogła siedzieć w domu i liczyć na męża. Czekać, czy przyjdzie zadowolony z pracy, czy może nie. Mówi: - Jakąś godność mam. Łapałam się wszystkiego: gazety stare sprzedawałam po złotówce, jajkami handlowałam 120 kilometrów stąd.
By otworzyć biznes, zrobiła studia. Rachunkowość i finanse. Zaraz po licencjacie poszła na magisterkę. Po studiach udało jej się zdobyć dotację na rozpoczęcie działalności. Chętnych było 80, same kobiety. Wszystkie poza Sylwią zrezygnowały, bo gmina dawała 10 tys. zł na 15 lat.
- Zdesperowana byłam! Żeby cokolwiek zarobić, dwa dni w tygodniu wstawałam o czwartej rano i jeździłam na targ, wracałam o pierwszej, myłam sprzęt i na szesnastą jechałam do sąsiedniej wsi dalej gotować – wspomina.
Dzisiaj sprzedaje 80 kebabów dziennie. Mówi, że wyrobiła sobie renomę. "Żeby stać tak w jednym miejscu 10 lat, coś tam trzeba jednak umieć".
- Od kebabów boli całe ciało. Codziennie tylko stoisz i dźwigasz. Mam 51 lat, a moja 80-letnia mama sprawniej chodzi ode mnie. W nocy budzę się ze 3-4 razy, nie wiem, gdzie nogi położyć, gdzie ręce. Lekarz powiedział: "Albo to rzucisz, albo pół litra co wieczór, ewentualnie maryśka". Taki żartowniś – opowiada Sylwia.
Rach-ciach-ciach i po sprawie
Historia Sylwii jest nietypowa też pod innym kątem. Rozwiodła się z mężem siedem lat temu. W każdą rocznicę świętuje to razem z koleżankami przy drinkach. Sam rozwód jak wspomina? "Łatwo poszło, rach-ciach-ciach, za obopólną zgodą".
O byłym mówi per "chłopak", bo teoretycznie znów są razem. Po rozwodzie mieszkali pod jednym dachem, tylko w innych pokojach. Innego partnera Sylwia nie szukała, bo "jak ma mieć to samo, to woli starego wroga niż nowego".
No więc można by pomyśleć, że żałuje rozstania. Nic takiego. Odzyskała wolność. – Wcześniej bym się nie ważyła sprzeciwić. Wszystko dzięki tym kebabom – mówi Sylwia reporterkom.
- Jak córka skończy studia, to chłopaka poproszę o rękę. Ja się rozwieść chciałam, to i ja padnę na kolano. Przyjmie mnie, a co wy myślicie? Niech tylko spróbuje powiedzieć "nie"- opowiada.
Nie wiecie nic o polskiej wsi
Agnieszka Pajączkowska i Aleksandra Zbroja wykonały tytaniczną pracę. Latem 2017 roku ruszyły w trasę po mazowieckich wsiach. "A co wyście myślały?" jest zapisem ich rozmów z kobietami. Niewiele w tym głosów ekspertów – najważniejsze są poszczególne historie.
Wszystkie zmieniają obraz polskiej wsi. To nie tylko potańcówki, imprezy w remizie, zapędzanie bydła na pole. Wieś to nie wiocha. Pajączkowska i Zbroja dotarły (często dziełem przypadku) do kobiet, które na wsi prowadzą swoje biznesy, które uczestniczą w czarnych marszach i mówią o tym, jak kobiety z miast zapomniały o nich.
Są historie kobiet, które przez 500+ nie myślą już o tym, by pójść do pracy. Są takie, które od księży słyszały nie raz, że kobieta jest tylko od rodzenia.
Z "A co wyście myślały?" nie dowiecie się wcale, jaka ta polska wieś właściwie jest. Bo nie ma na to odpowiedzi. Każda historia jest różna. Jedne przeczą drugim. Jedna kobieta opowiada o braku szacunku mężczyzn do kobiet, inna przyznaje, że na wsi kobieta jest bóstwem w oczach panów. Opowiadają o wpływie Kościoła na społeczeństwie i o tym, jak ten Kościół posłuch traci. O dobrym PiS i złym PiS. O ciekawej Warszawie i o stolicy, do których w ogóle ich nie ciągnie.
Autorki zapewniają, że książka miała być próbą oddania głosu tym, które są na co dzień niewidoczne i niesłyszane. I można spokojnie powiedzieć, że wyszła im prawdziwa perełka. Dla takich historii jak Sylwii, warto przeczytać i przekonać się, że polska wieś to nie tylko "Rolnik szuka żony".
"A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi" ukazały się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Książkę można kupić od 13 lutego 2019 roku.