"Smerfuś": Radosne zamieszenie w wiosce Smerfów [RECENZJA]
Jeżeli kogoś intryguje pytanie, skąd się biorą Smerfy, to w „Smerfusiu” otrzyma pewne wskazówki w tej sprawie. Inna sprawa, że to wyjaśnienie w stylu tych serwowanych małym dzieciom i w sumie nie dowiadujemy się, kto zleca dostarczanie smerfich dzieci bocianom…
Najważniejsze jest jednak, że dzięki pojawieniu się w wiosce Smerfów tytułowego bohatera będziemy świadkami wielu zabawnych i emocjonujących wydarzeń. W opiekę nad Smerfusiem angażują się bowiem praktycznie wszystkie niebieskie ludziki, ale pierwsze skrzypce gra tutaj oczywiście Smerfetka, która w razie potrzeby sprawnie wyznacza też zadania innym Smerfom. Możemy obserwować więc pogodny rozgardiasz, a wszyscy stanowią tutaj jedną wielką rodzinę. Natomiast kiedy nad maluchem zawisną czarne chmury, to dość niepodziewanie sprawy w swoje ręce weźmie Maruda. Dla odmiany na bohaterów czekają chwile pełne grozy i napięcia, a czytelnicy z wypiekami na twarzy czekają na finał tej opowieści. Trzeba też przyznać, że Peyo zadbał w tym przypadku o kilka zaskakujących zwrotów akcji, a różnorodnych emocji mamy też pod dostatkiem.
Istotne jest też, że oprócz tytułowej historyjki w albumie znajdziemy jeszcze trzy inne, wprawdzie krótsze, ale za to całkiem zabawne. W „Pracusiu” możemy się przekonać, że wprawdzie tytułowy bohater jest niezwykle pomysłowym Smerfem, jednak nie wszystkie jego wynalazki spotykają się z równie entuzjastycznym przyjęciem u innych mieszkańców wioski. Tylko ze trudno im się dziwić, skoro Pracuś zachwycony swoją nową wiertarką zupełnie nie zwracał uwagi na skutki swoich działań. Zupełnie inaczej jest jednak w „Wielkim malowaniu”, gdzie to właśnie dzięki Pracusiowi znacznie łatwiej udaje się nie tylko przeprowadzić zarządzoną przez Papę Smerfa akcję odnawiania wszystkich domków, ale także pozbyć się z wioski Gargamela, który po raz kolejny próbował złapać Smerfy. Do kolejnego starcia ze złym czarownikiem dochodzi w „Zabawie u Smerfów”, a tym razem jest naprawdę groźnie, bo Gargamel złapie prawie wszystkie niebieskie ludziki, w tym nawet Papę Smerfa! Oczywiście cała historia jednak kończy się dobrze, a czytelnicy mogą podziwiać pomysłowość i odwagę Smerfów w obliczu niebezpieczeństwa. Wszystko to sprawia zaś, że przy lekturze „Smerfusia” na brak atrakcji z pewnością nie możemy narzekać, a śmiać się też będziemy wyjątkowo często.
Ocena: 8/10