"Smerfiki": Nowi mieszkańcy wioski [RECENZJA]
Mogłoby się wydawać, że liczba Smerfów w miarę stała, a jednakowe stroje sprawiają, że większości z nich nie dałoby się odróżnić na pierwszy rzut oka, gdyby nie charakterystyczne dla nich zachowania (np. narzekania Marudy) czy przedmioty (choćby ołówek u Pracusia).
W „Smerfikach” przedstawione są jednak dwie historyjki, w których jesteśmy świadkami pojawienia się w wiosce postaci znacznie różniących się od pozostałych Smerfów.
W tytułowej opowieści śledzimy perypetie trzech niebieskich ludzików – Złośnika, Nata i Gapika. Wszystko rozpoczyna się od tego, że na polecenie Papy Smerfa wyruszają oni do zamku Ojca Czasu po nową klepsydrę. I chociaż trójce przyjaciół udaje się ja zdobyć, to wrócą z tej misji zupełnie odmieni – bogatsi o nowe doświadczenia, ale też mniejsi i młodsi. Najbardziej zaskakujące jest jednak, że wcale nie tęskną za dawnym wyglądem, a w dodatku tryskają nowymi pomysłami. Na początek możemy więc podziwiać ich nowe fantazyjne stroje, później obserwujemy, jak dają naprawdę smerfny koncert, a na jeszcze większe emocje możemy liczyć, kiedy Smerfiki spróbują znaleźć przyjaciółkę dla Smerfetki. Jak łatwo się domyślić, nie obędzie się bowiem bez ich wyprawy do zamku stwórcy tej ostatniej, czyli Gargamela. A kiedy w historii pojawia się zły czarownik, to jak zwykle z jednej strony robi się niebezpiecznie, z drugiej zaś dostarcza on nam wielu nowych okazji do śmiechu.
Z kolei głównym bohaterem drugiej opowieści jest stworzony przez Pracusia Smerf Robot. Okazuje się, że on nie tylko sprawnie wykonuje takie prace domowe jak zamiatanie, pranie czy zmywanie naczyń, ale potrafi również błyskawicznie przygotować (wewnątrz siebie) przepyszną zupę z liści smerfojagód! Niestety jest on też zbyt naiwny i z tego powodu daje się wraz z Pracusiem złapać Gargamelowi. Co gorsza zły czarownik wpada w tym momencie na kolejny jeszcze bardziej perfidny plan, który ma mu umożliwić zemstę na wszystkich Smerfach. I możemy tutaj liczyć na sporo emocji, bo całkiem długo wydarzenia toczą się po myśli Gargamela… Na szczęście w przypadku takich kłopotów niebieskie ludziki mogą polegać na pomysłowości Papy Smerfa, dlatego i ta przygoda – jak zwykle –zakończy się dobrze.
W „Smerfikach” możemy więc liczyć zarówno na wciągającą fabułę, jak i znakomite rysunki, a nie ulega też wątpliwości, że to jeden z najzabawniejszych albumów w całej serii. W związku z tym dla fanów twórczości Peyo to lektura po prostu obowiązkowa!
Ocena – 9/10