"Showman Killer": stary wariat odpina wrotki [RECENZJA KOMIKSU]
Alejandro Jodorowsky wielokrotnie zapewniał, że epizod z psychodelikami już dawno za nim. Po przeczytaniu "Showman Killer" nie jestem do końca tego taki pewny.
Pamiętacie, jak Thanos nafaszerował Nebulę elektroniką i zmienił w maszynę do zabijania? Cóż, w porównaniu do eksperymentu dra Kurkolana było to jak wizyta w spa.
Matka? 15-latka utrzymywana w stanie śmierci klinicznej. Ojciec? Zwyrodnialec, z którego "wydojono" ćwierć litra spermy. Urodzony w tak niecodziennych okolicznościach chłopiec zostaje poddany okrutnym zabiegom – od usunięcia części układu nerwowego po wszczepienie w czaszkę cewek dających mu nadludzkie zdolności.
W ten sposób staje się tytułowym, pozbawionym uczuć, zmiennokształtnym najemnikiem. Zamaskowanym zabójcą, dla którego liczy się tylko, kto da więcej.
Ale wszechświat, w którym przychodzi mu "pracować", wcale nie jest lepszy. To ponure i zdegenerowane miejsce. Rządzone przez totalitarnych monarchów, religijną policję i terror. Targane krwawymi konfliktami i zdominowane przez zaawansowaną technologię i metafizykę.
Brzmi znajomo? A i owszem, bo Alejandro Jodorowsky upakował w "Showman Killerze" charakterystyczne dla siebie motywy, znane choćby z "Kasty Metabaronów" czy "Incala". Jednak w takich ilościach i konfiguracjach, że rozpisana na 3 tomy space opera zmienia się w ironiczną autoparodię.
Świadomą, przepełnioną nihilistycznym humorem, słowotwórczą zabawą i niedorzeczną przemocą - najczęściej niczym nieuzasadnioną. Gdzie logika i motywacje bohaterów często schodzą na drugi plan. Tu nasuwa się proste pytana: czy jest to strawne? Odpowiadam: i to jak. Choć idealnie nie jest, to jednak wciąż Jodorowsky, ze swoją buńczuczną wyobraźnią (spoiler: w co się zamienić, aby powstrzymać flotę statków? Oczywiście w gigantyczną kałamarnicę!) i umiejętnością pisania wciągających i trzymających tempo historii.
W sukurs staremu wariatowi przychodzi Nicolas Fructus, którego rysunki polski czytelnik może kojarzyć z "Bouncera" czy karcianek Rebela. Jego koszmarna wizja świata wyzutego z człowieczeństwa zachwyca zarówno pod względem rozmachu i detali, jak i przytłaczającego okrucieństwa i groteski. Choć przyznam, że chwilę trwało, zanim się do niej przyzwyczaiłem.
Dopełnieniem wrażeń estetycznych jest poziom edycji 176-stronicowego albumu. Scream Comics nie zawodzi po raz kolejny. "Showman Killer" dostał powiększony format, twardą oprawę i świetnej jakości papier. Piękna rzecz, którą aż miło wziąć w ręce.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku