Potępienie prof. Roszkowskiego? Nie tym razem. Ale niesmak pozostał
- Można cytować samego siebie. Ale trzeba zaznaczyć, że to cytat - tak osoby zajmujące się kwestią plagiatów oceniają fakt, że w swoim podręczniku prof. Roszkowski umieścił fragmenty własnych wcześniejszych tekstów.
Sprawa podręcznika do nowego przedmiotu szkolnego, HiT, czyli Historia i Teraźniejszość, którego autorem jest historyk prof. Wojciech Roszkowski, to rzeczywiście prawdziwy hit. Jest o nim głośno od dawna i to na różnych forach.
Pozew za dzieci z in vitro, "beka" na forach muzycznych
Zaczęło się od skandalu wokół pojawiających się w książce sformułowań na temat dzieci z in vitro. Prof. Roszkowski pisze m.in. o "laboratoriach" i "hodowli", zadaje pytanie: "kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?". Najpierw było oburzenie, a potem przyszedł czas na kroki prawne - przygotowywany jest właśnie pozew wobec autora. Rodzice dzieci z in vitro chcą oskarżyć historyka o "stygmatyzowanie" ich potomstwa.
Potem zagotowało się na forach fanów i fanek muzyki. Poszło o fragmenty, w których historyk, zupełnie bez znajomości rzeczy i kontekstu, opisuje np. muzykę metalową. Nazwę gatunku thrash metal tłumaczy jako "śmieciowy", a death metal - "śmiercionośny", w nazwach zespołów pojawiają się błędy, a cały akapit jest napisany w sposób wyraźnie pokazujący krytyczny stosunek autora do opisywanego zagadnienia. Śmiech w środowisku muzycznym, który niesie się od momentu upublicznienia tych fragmentów, jest równie głośny, jak "śmiercionośny" metal.
Zobacz wideo: Smoleńsk w podręcznikach? Tomasz Siemoniak dosadnie o propozycji Przemysława Czarnka
Cytując samego siebie
Teraz doszedł kolejny problem - autoplagiat. Okazało się bowiem, że w książce "Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników" znalazły się fragmenty, które wcześniej można było przeczytać w publicystycznych książkach Roszkowskiego na temat upadku cywilizacji zachodniej. Pilni i drobiazgowi komentatorzy internetowi odkrywają kolejne zdania i całe akapity, które zostały opublikowane już wcześniej.
I tak np. komentarz dotyczący dzieci z in vitro znalazł się w książce Roszkowskiego "Bunt barbarzyńców. 105 pytań o przyszłość naszej cywilizacji". Na jednej ze stron podręcznika, dokładnie: 45., jest w zasadzie tylko jedno oryginalne zdanie, cała reszta, długie akapity, zostały "przepisane" z poprzednich dzieł autora. Tu z kolei chodzi głównie o "Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej".
Można, ale warto podać przypis
Na poziomie internetowych komentarzy zrobiło się gorąco, a fala potępienia prof. Roszkowskiego wzmaga się z każdym kolejnym wpisem. Ale osoby, które zajmują się zawodowo kwestiami etyki naukowej, mocno studzą to wzmożenie.
- Zacznijmy od podstawowej kwestii - mówi prof. Marek Wroński, "pogromca plagiatów", naukowiec z Akademii Kaliskiej i dziennikarz pisma "Forum Akademickie", który specjalizuje się w poszukiwaniu plagiatów i innych nieuczciwych praktyk w polskiej nauce - autoplagiat to nie plagiat. Autorzy i autorki mają pełne prawo przytaczać w swoich publikacjach fragmenty własnych wcześniejszych tekstów. W pracach naukowych powinni oczywiście opatrzeć takie fragmenty stosownym oznaczeniem jako cytat i przypisami odsyłającymi do swoich wcześniejszych tekstów.
- W przypadku podręczników, zwłaszcza do szkół średnich, te wymogi nie muszą być tak ściśle przestrzegane. To jest zupełnie inna sytuacja niż ta, w której autor przepisuje teksty innych autorów i podaje je jako swoje. Co ciekawe - sprawy autoplagiatów w ostatnim czasie mocno się nagłaśnia, co sprawia, że o plagiatach, czyli czymś znacznie bardziej nagannym, mówi się mniej. Jeśli chodzi o sprawę podręcznika prof. Roszkowskiego nie mam wątpliwości - takie praktyki z pewnością nie zasługują na ostre potępienie - tłumaczy ekspert.
Podobnego zdania jest dr Aleksandra Auleytner, specjalistka w dziedzinie prawa autorskiego, partner w Kancelarii DZP, która ocenia tę sytuację od strony obowiązujących dziś w Polsce przepisów.
- Można cytować samego siebie, jeśli spełni się wymogi dotyczące prawa cytatu - tłumaczy - czyli umieści się zapożyczony fragment w cudzysłowie i poda przypis odsyłający do oryginalnej publikacji. Widzę tu natomiast inny problem: czy nie doszło do naruszenia umowy pomiędzy autorem a wydawcami jego poprzednich publikacji i czy nie zostały zagrożone ich autorskie prawa majątkowe. Autorzy często przenoszą na wydawcę autorskie prawa majątkowe lub udzielają licencji wyłącznej. W takim przypadku użycie fragmentów tekstów, opublikowanych przez inne wydawnictwo, wymagałoby jego zgody. Choć trzeba tu zrobić zastrzeżenie, że aby to z pewnością stwierdzić, należałoby znać dokładną treść umów między prof. Roszkowskim a wydawcami jego poprzednich książek.
Jednym słowem - Roszkowski miał pełne prawo cytować samego siebie, powinien oznaczyć cytaty, choć praktyka akademicka wskazuje, że nie musiał. Wszystko jest więc w zasadzie w porządku, ale - rzec można - pewien niesmak jednak pozostał. Zostało też pytanie, co jeszcze przyniesie dalsza dokładna lektura jego podręcznika.