Po śmierci Warhola pojawiły się nowe dzieła. Nikt już nie sprawdza, czy są prawdziwe
Andy Warhol tworząc swoje dzieła często korzystał z pomocy innych. Jego studio nazywano wręcz "fabryką" - fizyczną pracę związaną z drukowaniem i malowaniem wykonywali w dużej mierze zatrudnieni pracownicy. - Warhol jedynie dopieszczał prace. Czasami zdarzało się, że w jego imieniu prace podpisywali jego asystent czy nawet matka – czytamy w książce "Prawdziwi fałszerze". Nikogo nie powinien więc dziwić fakt, że nawet po śmierci artysty pojawiały się "prawdziwe Warhole".
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego publikujemy fragment książki "Prawdziwe fałszerstwa. Kilka niesamowitych historii o podrabianiu" Lydii Pyne (tłum. Andrzej Homańczyk), która ukazała się niedawno na polskim rynku.
WARHOLE BEZ WARHOLA
(…)
Z łatwością przychodzi nam postrzeganie "prawdziwości" i "fałszywości" jako wyraźnych, odrębnych kategorii, ponieważ wskazanie odpowiednich przykładów wydaje się raczej nieskomplikowane. Torebki znanych projektantów sprzedawane w Saksie? Prawdziwe. Rozstawiane za rogiem torebeczki marki Gucci przez jedno "c"? Fałszywe. Mona Lisa w Luwrze? Prawdziwa. Obrazy Leonarda do kupienia na eBayu? Fałszywe. Żywe muzea? Prawdziwe. Renesansowe jarmarki? Przyjemne, ale fałszywe. Koło sera raclette? Blok cheddara z Wisconsin? Prawdziwe. Sos serowy Cheez Whiz? Fałszywy. Bez dwóch zdań.
A co, jeśli różnica między tym, co prawdziwe, a tym, co fałszywe, staje się mniej oczywista? Czy cechy, które sprawiają, że dany obiekt jest prawdziwy, świadczą również o jego autentyczności? Jeśli imitacja zyskuje większą sławę niż oryginał, to o czym to świadczy? Czy fałszywy obiekt może zaspokajać nasze oczekiwania dotyczące autentyczności lepiej i bardziej bezpośrednio niż kiedykolwiek mógłby to zrobić oryginał? Albo czy sztuczne obiekty mogą stać się bardziej pożądane – czy też bardziej etyczne – niż naturalne? Jak dawne standardy autentyczności funkcjonują w XXI wieku?
Okazuje się, że świat jest pełen rzeczy, które nie dają się wpasować w wyraźne, powierzchowne kategorie; obiektów jednocześnie prawdziwych i nieprawdziwych. Można je nazwać "prawdziwymi fałszerstwami". Czasami uważamy je za autentyczne, a czasami nie. Prowokują, fascynują, zmuszają do myślenia. I są wszędzie.
Tajemnica obrazu Picassa. Odkrycie amerykańskich konserwatorów
Amerykański artysta Andy Warhol zmarł 22 lutego 1987 roku. Ten nieistotny szczegół, jakim była jego śmierć, nie oznaczał jednak, że nie będzie więcej nowych prac Warhola, które trafią na sprzedaż i do kolekcjonerów.
W 2010 roku artysta Paul Stephenson natknął się na 10 autentycznych acetatów Warhola z połowy XX wieku. (Acetaty to "negatywy" wykorzystywane w sitodruku). Stephenson kupił je, choć nie był wtedy jeszcze do końca pewien, do czego mogłyby mu się przydać. Wśród nich znajdowały się między innymi niektóre z kultowych motywów Warhola – Jackie Kennedy, Mao, a nawet autoportret artysty. Ich autentyczność została szybko potwierdzona przez Muzeum Warhola w Pittsburghu, Alexandra Heinriciego, głównego sitodrukarza Warhola, a także rzeczoznawcę Rainera Cronego. Jak dowiedział się Stephenson, farbę widoczną wciąż na acetatach nakładał sam Warhol.
Po długich badaniach na temat sposobu pracy Warhola Stephenson postanowił wykorzystać acetaty i wraz z Heinricim stworzyć nowy zestaw sitodruków na podstawie starych negatywów. Posłużyli się tymi samymi metodami, które stosował Warhol przy tworzeniu oryginałów. Według BBC Stephenson użył "tych samych tuszów do sitodruku, ram, płócien – wszystkiego, z czego skorzystałby sam autor". Zdaniem niektórych Stephenson po prostu tworzył nowe Warhole – choć on sam zdecydowanie twierdzi, że nie uważa swoich prac za oryginały. Seria obrazów została zatytułowana After Warhol, a Stephenson opisał zbiór jako "wymuszoną współpracę", bo pierwotny autor raczej nie zdawał sobie z niej sprawy.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Z historii wiadomo, że Warhol często korzystał z pomocy innych podczas pracy. Nie bez powodu studio Warhola nazywano The Factory – "Fabryką", ponieważ to liczni asystenci i pracownicy wykonywali większość pracy fizycznej związanej z malowaniem i drukowaniem. Warhol jedynie dopieszczał prace. Czasami zdarzało się, że w jego imieniu prace podpisywali jego asystent czy nawet matka.
Rainer Crone (zmarł w 2016 roku) twierdził, że wykonane przez Stephensona druki Warhola można uznać za autentyczne, a kiedyś w przyszłości mogą nawet trafić do oficjalnego katalogu prac artysty. Według artykułu opublikowanego przez BBC w październiku 2017 roku po zapoznaniu się z sitodrukami Stephensona Crone stwierdził: "obrazy wykonane po śmierci artysty, przy użyciu jego acetatów, w dokładnie opisanych warunkach, przez profesjonalistów (naukowców i drukarzy) to autentyczne obrazy Andy’ego Warhola".
Przedstawiciel Muzeum Warhola w Pittsburghu podkreślił w tym samym artykule, że owszem, sitodruki zostały wykonane przez Stephensona w duchu prac artysty, ale Warhol zawsze osobiście dodawał jeszcze coś do każdego dzieła, a to z oczywistych względów nie miało miejsca podczas tworzenia cyklu After Warhol; koncepcję wymuszonej współpracy muzeum określiło jako "problematyczną".
Sitodruki After Warhol wywołały oczywiście lawinę pytań o realność, autorstwo i autentyczność, a same prace to doskonały przykład prawdziwego fałszerstwa. "Jeżeli czołowy badacz Warhola mówi, że to Warhol, mechaniczny proces tworzenia dokładnie odpowiadał temu, co robił oryginalny twórca, on sam z kolei twierdził: «Chcę, żeby inni ludzie tworzyli moje prace», a tak przecież powiedział – to czym są te prace?" – stwierdził Stephenson w rozmowie z BBC. "Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Nawiasem mówiąc, w 2011 roku Fundacja Andy’ego Warhola zaskoczyła świat sztuki rozwiązaniem działającej przy niej komisji atrybucyjnej oraz oświadczeniem, że nie zamierza dłużej uczestniczyć w przyprawiającym o ból głowy prawnym zamieszaniu związanym z atrybucją jakichkolwiek prac, które nie figurowały wcześniej w ustalonym catalogue raisonné Warhola. (Komisje atrybucyjne działające przy spadkobiercach lub fundacji pełnią funkcję "oficjalnych" arbitrów orzekających, czy można zaświadczyć, że określone dzieło sztuki zostało wykonane przez danego artystę i można uwzględnić je w powszechnie uznawanym katalogu jego znanych prac).
Od 1995 do 2011 roku komisja Fundacji Andy’ego Warhola zbadała około 6000 rzekomych prac Warhola – częściowo autentycznych, częściowo nie – i w końcu zwinęła interes z powodu ogromnych kosztów związanych z procesami wytaczanymi przez niezadowolonych kolekcjonerów. "Któregoś roku na obsługę prawną wydaliśmy siedem milionów dolarów" – stwierdził Joel Wachs, dyrektor fundacji, w wywiadzie udzielonym w 2015 roku organizacji Authentication in Art. "Koszty obrony naszych decyzji stały się tak wielkie, że już nie chcieliśmy płacić prawnikom. Woleliśmy dać te pieniądze artystom".
Wskutek rozwiązania komisji wszelkie prace Warhola trafiające w przyszłości na aukcję nie będą miały potwierdzenia ze strony fundacji. Dzieła, których autentyczność została potwierdzona – czyli uznano je za prawdziwe Warhole i zamieszczono w jego catalogue raisonné – okazują się wyjątkowo cenne w świecie kolekcjonerów. Na przykład pracę Warhola Triple Elvis (1963) sprzedano w domu aukcyjnym Christie’s w 2014 roku, trzy lata po rozwiązaniu komisji atrybucyjnej, za 82 miliony dolarów. Do wyniku aukcji mógł niebagatelnie przyczynić się fakt, że Triple Elvis to jeden z obrazów, których autentyczność została już wcześniej potwierdzona.
Dzieła sztuki niejako z definicji uważane są za rzadkie okazy, natomiast ich liczba dodatkowo ulega ograniczeniu, jeżeli suma autentycznych prac jest stała i catalogue raisonné artysty już się nie zmienia. Istnieją współcześni znawcy sztuki, tacy jak Richard Polsky, którzy podejmują się atrybucji prac Warhola, ale ich werdykt jest niezależny od komisji Fundacji Warhola. Polsky zapytany przez BBC o sitodruki After Warhol orzekł: "Cenię szczerość Stephensona – nie twierdzi, że to Andy je stworzył, sam podaje się za ich autora". Polsky docenił "umiarkowaną" cenę prac Stephensona, ale powtórzył też część zastrzeżeń wyrażonych wcześniej przez Muzeum Warhola:
"Wygląda to tak, jakby próbował wydłużyć karierę Warhola – można tak powiedzieć – mimo że ten już nie żyje. Ma to pewien urok, ale wydaje się po prostu płytkie".
Po tym jak Fundacja Warhola rozwiązała komisję atrybucyjną, również kilka innych fundacji oraz spadkobierców twórców – reprezentujących między innymi Jeana-Michela Basquiata, Roya Lichtensteina, Keitha Haringa i Jacksona Pollocka – podjęło decyzję, że wolą raczej pozbyć się komisji niż zmagać się z konsekwencjami prawnymi błędnej atrybucji dzieł sztuki, które później okazywały się fałszerstwami. W ostatnim dziesięcioleciu odwoływano konferencje naukowe na temat atrybucji dzieł danego artysty, ponieważ nawet cień podejrzenia dotyczący określonego obrazu mógł wpłynąć na jego wartość. "W świecie sztuki, gdzie w grę wchodzą bardzo wysokie stawki – podsumowała dziennikarka Stacy Perman, opisując w 2015 roku rozwiązanie komisji atrybucyjnej Warhola – obawa przed pozwem zamyka usta ekspertom badającym autentyczność prac".
(…)
Powyższy fragment pochodzi z książki "Prawdziwe fałszerstwa. Kilka niesamowitych historii o podrabianiu" Lydii Pyne (tłum. Andrzej Homańczyk), która ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.