Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:06

Po co blog pisarzowi?

Po co blog pisarzowi?Źródło: "__wlasne
d1pom6i
d1pom6i

Świat się zmienia. Przewartościowuje. To, co kiedyś nas szokowało, dziś nudzi, to, co kiedyś elektryzowało, w ogóle nas nie rusza, to, czego kiedyś szukaliśmy nerwowo, dziś leży na wyciągnięcie ręki. Ci, którzy nas wzruszali, dziś nie robią na nas żadnego wrażenia. Smutna, ale prawdziwa kolej rzeczy, albo my się starzejemy, albo świat, albo wszystko razem wzięte do kupy. Nie wiem jak wy, ale ja będę się upierać że tak jest, być musi i nic nie poradzimy na to, choćbyśmy się skichali… I tak, kiedyś, gdy sięgam pamięcią, w zamierzchłych czasach, kiedy furorę literacką robiła seria żółtych tygrysów w kioskach ruchu oraz Hans Kloss w roli gwiazdora wszech czasów, zawód pisarz to było coś zupełnie niedostępnego, nobilitującego. Ktoś, kto się tym parał, trochę przypominał półboga z kopytem i wieńcem laurowym na czole. Gdzie tam komu było do niego. Szczytem marzeń zwykłego szaraka zainteresowanego zaistnieniem było opublikowanie czegokolwiek gdziekolwiek. „Filipinka”, „Płomyczek”, „Na przełaj” – gdy się tam
udało przebić, to człowiek mdlał z wrażenia.

A dziś? Dziś świat zwariował i co druga osoba pisze bloga. Czytają go miliardy ludzi, od Australii po Nową Zelandie i Antarktydę. Forum, dostępność, przełożenie na oglądalność rangi takiego właśnie starego „Razem”, czy „Jestem”. A jak się ma taką oglądalność i tylu „czytaczy” to kim jesteśmy, jeśli nie literatami? Każdy bloger okazuje się być powieściopisarzem, literatem, autorem znakomitym. Każdemu jednemu, a przynajmniej co trzeciemu, rośnie takie właśnie kopytko półboga oraz wianuszek laurowy na łbie. Jakie to cudowne narzędzie, taki blog. No nie dziwne, że zaczęli go używać i prawdziwi certyfikowani, poważni i mądrzy zawodowi pisarze z prawdziwego zdarzenia. I proszę bardzo, przecież im nie zabronimy. Nie czepiałbym się też nikogo i niczego, gdyby działania te pozostały tam, gdzie ich miejsce – w Internecie. Można wejść wyjść, poczytać skomentować, lakoniczność i kiepskawy poziom tych blogowych szkiców i gryzmołów, zrzucimy na karby specyficznego stylu i medium. Nikogo nic nie boli. No, ale jak widać
do czasu, do chwili kiedy wydawcy nie powpadali na pomysł, że takie internetowe bazgroły można wydać na papierze. A papier, moi mili, to się naprawdę rządzi zupełnie innymi prawami.
No i po tym przydługawym wstępie chciałam dojść do sedna i zapytać: po kiego w ogóle wydano książkę Oko dnia, pamiętnik znanego i nie najgorszego pisarza Jonathana Carolla. Pamiętnik, mówiąc szczerze słaby, mizerny i byle jaki. Taki, jaki ma prawo być, wisząc sobie gdzieś na jakieś stronie w formie internetowego bloga. Taki, który po wydaniu, zaczyna nużyć i nic nie wnosi będąc ksiązką. Po co? I kto wpadł na ten pomysł się pytam? Bo chyba nie wielbiciel prozy pana Carolla. Oko dnia to zbiór notek, fiszek, cytatów, żółtych post-it, pojedynczych, zapisanych ku pamięci wierszy, wrzuconych na wszelki wypadek i na przyszłość zapisków w stylu: „nazwiska kobiet z Estonii. Zapamiętać.” Przepleciony notkami w stylu „poszedłem, wyszyłem, wyprowadziłem psa, zrobił kupę, pojechałem tramwajem, śmierdziało w nim”. Nic wyniosłego, nic odkrywczego. Spokojnie mogła by to napisać Pani Helena z Pszczyny, tylko kto by chciał czytać twór pani Heleny?

Dlatego, pomimo faktu, iż po swoich wielu książkach Caroll, delikatnie mówiąc, przejadł się mi, mimo tego, po pisarzu z taką wyobraźnia, wrażliwością, i zdolnością do tworzenia klimatu spodziewałabym się czegoś więcej. Niechby powiedział coś jeszcze, coś bardziej, coś lepiej niż zwykły bloger Pan Tadeusz z korporacji Z o swoim życiu w mieście X. Albo niech nie mówi, ale niech nie robi z tego, na Boga, książki. A tu – kiszka. Mamy coś, co nic nie wniesie w naszą wiedzę o życiu pisarza, prócz tego że był, poszedł spotkał, nie powie nic ciekawego, nie wzruszy, bo niby czym, może przypomni nam jakiś cytat, czy wiersz Szymborskiej. Wielkie mi co. Dodatkowo po zamieszczonych gdzie niegdzie anegdotach, to też bym się zdecydowanie, panie pisarz, spodziewała więcej. Ani tu puenty, ani tu zaskoczenia, zero magii i urokliwości, której wcześniej pana książkach nie brakowało. Dlatego pytam, po co? Niech blog pozostanie blogiem, książka książką, koń koniem, a żyrafa nie udaje wielbłąda.

d1pom6i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1pom6i

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj