Trwa ładowanie...
recenzja
02-11-2015 12:14

Piękni, barwni, uwodzicielscy

Piękni, barwni, uwodzicielscyŹródło: Inne
dzeulqj
dzeulqj

Słowo „dżentelmen”, choć zdecydowanie niepolskiego pochodzenia (ang. „gentleman” początkowo oznaczało mężczyznę pochodzącego z wyższych klas społecznych, potem pojęcie to rozszerzyło się na wszystkich panów cechujących się wytwornymi i ujmującymi manierami), wrosło w nasz język do tego stopnia, że rzadko się zastanawiamy nad jego precyzyjną definicją. Na pewno niewystarczająca, choć niewątpliwie pełna prostoty i uroku jest ta, jaką przed ponad stu laty włożyła Lucy Maud Montgomery w usta swojej rudowłosej bohaterki, bezskutecznie próbującej okiełznać niesfornego podopiecznego: „dżentelmen nigdy nie wydziera ciasta dziewczynce, nie zapomina podziękować i nie rwie nikogo za włosy”.

Ale przecież wiemy, o co chodzi: dżentelmen to istne ucieleśnienie podręcznika savoir-vivre’u, to ktoś, kto zawsze potrafi się ubrać, zachować i odezwać stosownie do okoliczności, kto woli ucierpieć, niż postąpić nietaktownie, kto umie odmawiać w taki sposób, by proszący poczuł się zaszczycony, a nie zlekceważony. Słowo „dżentelmen” mimo woli przywodzi na myśl salony, promenady, operowe lub teatralne loże, przejażdżki eleganckim powozem lub limuzyną, cylindry, srebrne papierośnice…no, w każdym razie miejsca, czynności i przedmioty w żadnym razie nie kojarzące się z mocno siermiężną rzeczywistością PRL-u. A zatem czyż mogło być w niej miejsce dla dżentelmenów? A może po prostu pojęcie uległo przewartościowaniu?

Autorka „Dżentelmenów PRL-u” wyjaśnia na wstępie, jakimi kryteriami posługiwała się przy wyborze swoich bohaterów: „byli (…) niekwestionowanymi wzorami – męskiej urody, zaradności i sukcesu. Wzorcami tego, jak się powinno zachowywać, co należy myśleć, kim powinno się być. Charyzmatyczni, wyraziści, z charakterem – to obok ambicji najważniejsze potwierdzenie tego, że dżentelmenami jednak byli” (hm… należy zauważyć, że charyzmatyczny, wyrazisty i z charakterem potrafi być także ktoś, komu do wytworności i kurtuazyjnego zachowania daleko. Takimi cechami może się poszczycić niejeden lider skandalizującej kapeli punkrockowej czy deathmetalowej, nie mówiąc już na przykład o przywódcach gangów…). Sama zresztą przyznaje, że według klasycznej definicji trudno byłoby ich wszystkich zakwalifikować do wystąpienia w roli dżentelmenów: „Czy łączą ich cechy słownikowo określające dżentelmena, a więc elegancja, dobre maniery, wytworność, poszanowanie zasad, odwaga, honor, inteligencja? Niektórych tak, lecz na pewno nie
wszystkich. Czy zależało im na takiej opinii? Wielu z nich tak, ale chyba nie każdemu. A co z kobietami? Czy im okazywali należyty szacunek? Niektórym tak, z pewnością nie każdej…”. Tak więc, byli/są czy nie byli/nie są dżentelmenami – czego nie będziemy tu rozstrzygać, bo wszak de mortuis aut bene, aut nihil, a jeśli chodzi o żyjących, i tak już im dość kłopotów sprawia nieustanne ocenianie na łamach brukowców – połączył ich urok osobisty, umiejętność budzenia zachwytu w najbliższym otoczeniu i na odległość, „talent, którym starali się zmienić swój los, (…) barwność, (…) emocje, które podarowali milionom widzów i czytelników”.

Jest wśród nich dwóch pisarzy – Leopold Tyrmand i Marek Hłasko – i siedmiu aktorów: Zbigniew Cybulski, Leon Niemczyk, Andrzej Łapicki, Stanisław Mikulski, Daniel Olbrychski, Jan Nowicki, Jerzy Zelnik. Jedni z nich zasłynęli tym, że w swoim czasie byli, jak by to dziś powiedziano, „trendsetterami”; kolorowe skarpetki Tyrmanda, biały kożuszek Hłaski i ciemne okulary Cybulskiego śniły się po nocach dandysom z lat 50 i 60.

Inni… śnili się sami, przeważnie w swoich najbardziej spektakularnych rolach. Podlotkom i całkiem dojrzałym niewiastom, singielkom i mężatkom. Albo patrzyli na nie z fotosów, pracowicie powycinanych z pierwszych stronic „Filmu” lub „Ekranu”. Pół wieku minęło, a dla wielu Ramzes XIII ma nadal twarz i głos Zelnika, Kmicic – Olbrychskiego, Ketling – Łapickiego… Kochani przez miliony Polek, sami też kochali – nie zawsze rozważnie i nie zawsze szczęśliwie, ale o tym dowiadywaliśmy się dopiero po latach; peerelowska prasa nie miała w zwyczaju roztrząsać szczegółów prywatnego życia gwiazd, i może dobrze, bo skupialiśmy się na ich dokonaniach zawodowych… Oczywiście, pewnych rzeczy nie dało się ukryć i jeżeli znany artysta przybył na spotkanie z wielbicielami w mieście X nieco wstawiony, to prędzej czy później rozniosła się wieść, że popija; jeżeli stale się pokazywał publicznie w towarzystwie tej samej pani, również znanej z ekranu czy estrady, nie trzeba było notek w brukowcach, by ich związek stał się tajemnicą
poliszynela. Ale niektórym – także niektórym spośród bohaterów tej opowieści – udawało się w pełni zachować prywatność, może po trosze i dlatego, że prowadzili bardziej wstrzemięźliwy tryb życia, niż pozostali.

dzeulqj

Lecz nawet i tych, którzy mają na sumieniu niejedno szaleństwo i niejeden kontrowersyjny wybór, przedstawia autorka z wyjątkowym taktem, bez posmaku plotkarskiej sensacji. Opatrzenie wszystkich cytatów odnośnikami do odpowiednich pozycji bibliografii dodaje opowieściom wiarygodności, a ładny, kształtny język i dbałość o detale sprawiają, że czyta się je o wiele przyjemniej, niż niejedną pozycję „poważniejszą”, lecz kiepsko zredagowaną. A gdyby czytelnik po lekturze poczuł jakiś niedosyt informacji, bez trudu znajdzie w wykazie piśmiennictwa namiary na obszerniejsze biografie, wspomnienia czy wywiady-rzeki.

dzeulqj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dzeulqj