Trwa ładowanie...

Papcio Chmiel narysował jeszcze jeden komiks. Mamy jego fragment

Henryk Jerzy Chmielewski był jednym z najbardziej znanych polskich rysowników komiksowych. O swoim zmarłym przyjacielu, gigantycznej popularności, która przełożyła się nawet na kradzieże jego dzieł, opowiada ostatni wydawca Papcia Chmiela, a zarazem przyjaciel, Mieczysław Prószyński.

Henryk Jerzy Chmielewski, znany jako Papcio Chmiel, był jednym z najpopularniejszych polskich rysowników.Henryk Jerzy Chmielewski, znany jako Papcio Chmiel, był jednym z najpopularniejszych polskich rysowników.Źródło: East News
d1edsxa
d1edsxa

Przemek Gulda, Wirtualna Polska: Podobno Papcio Chmiel bardzo chciał zobaczyć swój ostatni album. Udało się?

Mieczysław Prószyński: Prawie… Zabrakło dosłownie kilku dni. Właśnie wyszedł z drukarni i jedzie do Warszawy, będzie w poniedziałek. Swoją drogą: tego albumu w ogóle miało już nie być. Kiedy przywieźliśmy Papciowi poprzedni tom, zaraz po tym, jak wyszedł z drukarni, powiedział, że następnego już nie narysuje, że jest zbyt zmęczony i nie ma na to siły.

Minęło zaledwie kilka tygodni, kiedy zadzwonił i ku naszemu zdumieniu oświadczył, że ma pomysł na kolejny tom. I że zaraz zaczyna go rysować. Różnica była tylko taka, że nie rysował małych komiksowych kadrów, a całe plansze. To był styczeń ubiegłego roku. Śpieszyliśmy się jak nigdy wcześniej – nie czekaliśmy na całość, opracowywanie zaczęliśmy wcześniej, odbieraliśmy od niego kolejne plansze i przygotowywaliśmy do druku.

O czym będzie ten ostatni, dziesiąty tom?

Oficjalny tytuł brzmi "Tytus, Romek i A’Tomek pomagają księciu Mieszkowi I ochrzcić Polskę". Bohaterowie cofają się w czasie o ponad tysiąc lat i towarzyszą początkom chrystianizacji państwa polskiego.

Okładka ostatniego komiksu Papcio Chmiela. materiały partnera
Okładka ostatniego komiksu Papcio Chmiela.Źródło: materiały partnera

Czy ktoś zamówił albo zasugerował taki temat?

Ależ skąd. Papcio zawsze sam wymyślał o czym będą kolejne tomy serii historycznej.

d1edsxa

Skąd ona się w ogóle wzięła? Czemu Chmielewski postanowił zakończyć główny cykl przygód Tytusa, Romka i A’Tomka i otworzyć nową serię?

To był jego autorski pomysł. Może trochę znudził go tamten cykl i potrzebował nowej energii? Może chciał bardziej skupić się na działalności edukacyjnej przez komiks? A może po prostu miał na uwadze względy komercyjne – nowa seria ma większy format, więcej stron, twardą okładkę. Idealnie nadaje się na prezent. Więc łatwiej jest sprzedawać kolejne tomy. Nie mam oczywiście zamiaru bagatelizować w ten sposób tych nowych albumów - każdy z nich oznaczał mnóstwo pracy dla Papcia.

Jak dobrze go pan znał? Czy to była czysta relacja wydawca - autor?

Ależ skąd. Mogę chyba powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Oczywiście zaczęło się od kwestii biznesowych, ale bynajmniej nie chodzi mi tu o wymianę oficjalnych dokumentów i podpisywanie umów. Uparliśmy się z moim dawnym wspólnikiem, że chcemy wydawać komiksy z Tytusem. Szukaliśmy więc Papcia po Warszawie i wreszcie znaleźliśmy jego adres.

d1edsxa

Pewnego dnia, trzydzieści lat temu, stanęliśmy w drzwiach jego pracowni - jeden z nas, czyli ja - długowłosy obwieś, drugi wyglądał na biznesmena. Zaproponowaliśmy, że będziemy wydawać jego prace. Spojrzał na nas, pogadaliśmy i… zgodził się. Nasza współpraca trwała kilka dekad, nawet mimo tego, że miał po drodze kilka "skoków w bok" – współpracował też z innymi oficynami. Ale nie przeszkadzało nam to zupełnie. Zaczęliśmy od wznowienia jego wcześniejszych prac, niektóre z nich trochę zmieniliśmy.

Co zmienialiście?

Chodziło przede wszystkim o kolorystykę. W dawnych, PRL-owskich czasach, jego albumy wydawane były w taki sposób, że połowa stron była czarno-biała, a druga połowa kolorowa. W naszych edycjach wszystkie strony były już kolorowe.

Czy Papcio był świadomy swojej popularności i tego, jak kultowi stali się jego bohaterowie?

Czy był świadomy? No bez żartów! Przecież wielbicielki i wielbiciele po prostu nie dawali mu żyć. Drzwi jego domu się nie zamykały, nachodziły go tam prawdziwe niekończące się pielgrzymki ludzi, którzy coś od niego chcieli. Jedni namawiali go do współpracy w różnych przedsięwzięciach, inni wyciągali od niego rysunki, jeszcze inni chcieli po prostu go zobaczyć i podziękować za jego komiksy. To czasem stawało się kłopotliwe, jeśli ktoś był zbyt natarczywy. Raz taka sprawa skończyła się nawet w sądzie – ukradzione z drukarni oryginalne plansze trafiły do Desy i sprzedawane były za wielkie pieniądze, z których on sam, jako autor, nic nie miał. Pomogliśmy mu wtedy ukrócić ten proceder.

d1edsxa

Lubił tę popularność?

Uwielbiał. To się zaczęło jeszcze w czasach, kiedy pracował w redakcji "Świata Młodych", która urządzała najróżniejsze imprezy dla dzieci i młodzieży. Papcio spełniał się na nich bardzo mocno. Nie ma co tu kryć: był prawdziwym showmanem. Miał wielkie umiejętności gawędziarskie, potrafił się też przebrać tak, żeby natychmiast zwracać uwagę. W PRL-owskiej szarzyźnie odznaczał się natychmiast swoją bujną białą czupryną i kapeluszami, które najczęściej sam sobie robił.

W życiu prywatnym też było widać jego poczucie humoru?

Na każdym kroku. Dowcipkował cały czas. Nie zawsze były to żarty cenzuralne…

Fragment komiksu "Tytus, Romek i A’Tomek pomagają księciu Mieszkowi I ochrzcić Polskę". materiały partnera
Fragment komiksu "Tytus, Romek i A’Tomek pomagają księciu Mieszkowi I ochrzcić Polskę". Źródło: materiały partnera

Proszę opowiedzieć jakiś, który nie przeszedłby przez cenzurę!

Powiem tylko, że nie zawsze był poprawny politycznie. Żarty to jedno, ale Papcio miał też mnóstwo rekwizytów, za sprawą których jego opowieści zmieniały się w prawdziwy mały teatr. Największą uwagę zwracała zawsze przerdzewiała, dziurawa pepesza – pistolet maszynowy Armii Czerwonej z czasów II wojny światowej. Całe jego mieszkanie jest jak muzeum, wypełnione najróżniejszymi przedmiotami. Na ścianach wisi mnóstwo obrazów – z jednej strony to portrety jego bliskich, z drugiej – bohaterów jego komiksów, a przede wszystkim Tytusa. "Tytusów" było tam zresztą wszędzie pełno: rysunki, lalki, pluszaki. Trzy z nich podarował nam, żebyśmy mieli załogę do drona.

d1edsxa

Jak to drona?

Przerobiliśmy kiedyś małego drona na wannolot – słynny pojazd latający z jednego z pierwszych tomów. Różni się tylko silnikami – na rysunkach Papcia były odrzutowe odkurzacze. Ten nasz ma śmigła i naprawdę lata. Teraz stoi na moim biurku w wydawnictwie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1edsxa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1edsxa