Negalyod. Ostatnie słowo - recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
Obłędne rysunki, ale i zupełnie niepotrzebny sequel. Tak w wielkim skrócie można streścić drugą część "Negalyoda" autorstwa Vincenta Perriota.
Pierwszy tom "Negalyoda" (lutym 2020 r.), wziął mnie z zaskoczenia. Nie miałem żadnych oczekiwań, a dostałem wspaniale narysowaną dystopię, łączącą w sobie elementy "Mad Maksa", "Parku jurajskiego" i "Matriksa". Brzmi niedorzecznie? A i owszem, ale jakimś cudem Vincent Perriot sprawił, że wszystko to razem gra i buczy.
"Negalyod" opowiadała o Jarrim, młodzieńcu z ludu, którego żądza zemsty zapoczątkowuje rewolucję obalającą establishment i trzęsącą wszystkim sztuczną inteligencję. Album stanowił zwartą, zamkniętą całość i był namacalnym dowodem talentu narracyjnego młodego autora. Ot, bardzo przyjemne przygodowe czytadło w przemyślanym świecie, zdecydowanie powyżej średniej frankofońskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Czy "Negalyod" wymagał sequela? Absolutnie nie, ale najwyraźniej Vincent Perriot był innego zdania. Tym sposobem dwa i pół roku później dostaliśmy tom drugi o podtytule "Ostatnie słowo". Jego lektura niestety pokazuje, że niektóre historie nie potrzebują ciągu dalszego.
W "Ostatnim słowie" śledzimy dalsze losy Jarriego, jego ukochanej Korienze oraz ich córek. Ziemię zalewa woda, a jej mieszkańcy zmuszeni są do egzystowania na pływających wyspach i ogromnych statkach. Na domiar złego po wzburzonych wodach oprócz wielkich gadów krąży też opętana obsesją śmierci sekta piratów.
Umówmy się – pierwszy tom nie grzeszył specjalnie fabularną finezją. To była po prostu sprawie opowiedziana, prościutka historia z wyrazistymi bohaterami. "Ostatnie słowa" pozostają w tym samym klimacie, ale wyraźnie widać, że autor miał ambicje na coś większego.
Oprócz przygodowego postapo dostajemy więc mesjanistyczne bajdurzenie, wpływającą na rzeczywistość książkę i motywacje pisane naprawdę grubą krechą. Akcja rozłożona jest na kilka lat i widać, że autor za wszelką ceną starał się upchnąć na 200 stronach jak najwięcej. Stąd odczuwalna skrótowość i pośpiech. Lektura niestety bardzo na tym traci, zwłaszcza że mamy tu spokojnie materiału na więcej niż jeden komiks.
Miejscami można też odnieść wrażenie, że fabuła jest tu tylko dodatkiem do warstwy wizualnej. A ta naprawdę budzi podziw. Trudno w to uwierzyć, ale Perriot jeszcze mocniej dociska pedał gazu i serwuje obłędnie szczegółowe, wypieszczone rysunki i co rusz częstuje nas wielkimi planami. Owszem, czyta się to bez większych emocji, ale ogląda z niesłabnącym podziwem.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad "Pierścieniami Władzy" i "Rodem Smoka", wspominamy seriale z lat 90. oraz śpiewamy hymn ku czci królowej. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.