Trwa ładowanie...

Prawda o rosyjskiej armii. "Byli szeregowymi, zostali pobici na śmierć"

Reporterka Anna Politkowska nie kryła swoich uczuć względem Putina. "Nie znoszę go, gdyż on nie lubi ludzi. Pogardza nami. Widzi w nas środek do realizacji własnych celów, do osiągnięcia i utrzymania osobistej siły – i nic poza tym" - głosiła autorka "Rosji Putina". Dwa lata po napisaniu tych słów została zastrzelona w swoim bloku w centrum Moskwy. Politkowska obnażała nie tylko grzechy Kremla, ale także docierała do wstrząsających historii z rosyjskiego wojska, które przedstawiła w swojej książce.

Anna Politkowska opisała w "Rosji Putina", jak w armii traktuje się rosyjskich żołnierzyAnna Politkowska opisała w "Rosji Putina", jak w armii traktuje się rosyjskich żołnierzyŹródło: East News, Wojtek Laski, fot: Wojtek Laski
d17vgqo
d17vgqo

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mova i Wydawnictwa Kobiece publikujemy fragment książki "Rosja Putina" Anny Politkowskiej (tłum. Tristan Korecki), która ukaże się w nowym wydaniu 27 lipca.

Rosja ma oczywiście na wojsko określony budżet, wokół którego toczy się mnóstwo dyskusji. Lobby wojskowe walczy o doinwestowanie; także dodatki za odznaczenia opłacane są z państwowej kasy. To standardowa praktyka stosowana na świecie. Jednak ważnym szczegółem, który odróżnia nas od innych krajów, jest to, że należymy do największych producentów broni i uzbrojenia handlujących nimi na całym świecie. Właśnie Rosja dała światu karabin automatyczny Kałasznikowa. Dla wielu Rosjan jest to źródłem dumy.

Nie chciałabym jednak rozwodzić się nad statystykami. Jestem tylko ciekawa, czy ludzie są szczęśliwi, mając do czynienia z porządkiem ustanowionym przez prezydenta Putina. Uważam to za główne kryterium osądu działań przywódcy państwa. W poszukiwaniu odpowiedzi udaję się do Komitetu Matek Żołnierzy i pytam należące do niego kobiety: "Czy wasi synowie się cieszyli, że wstąpili do wojska? Czy zrobiło z nich prawdziwych mężczyzn?". Ich odpowiedzi mówią mi bardzo wiele. Szczegół znaczy więcej niż duży obraz. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Misza Nikołajew mieszkał w obwodzie moskiewskim. Rodzina odprowadzała go do wojska w lipcu 2001 roku. Wysłano go na służbę w straży granicznej, do punktu granicznego oddalonego o dziesięć godzin lotu od Moskwy, w wiosce Goriaczij Plaż na wyspie Anuczina w archipelagu Kuryli Mniejszych. Są to te wyspy, które przyczyniają tak wielu problemów politykom rosyjskim i japońskim od zakończenia II wojny światowej.

d17vgqo

Podczas gdy politycy się waśnią, ktoś przecież musi patrolować granicę. Misza był jednym z tych, którzy wykonywali właśnie to zadanie. Wytrwał zaledwie pół roku na tej militarnej placówce rosyjskiego Dalekiego Wschodu; zmarł 22 grudnia 2001 roku. Już na jesieni pisał alarmujące listy do rodziny, odkrywszy na swym ciele jątrzące się rany. Prosił członków rodziny, aby przysłali mu lekarstwa: balsam Wiśniewskiego, sulfanilamid, "właściwie to jakiekolwiek lekarstwa skuteczne na ropienie, metamizol, środki odkażające, bandaże i plastrów opatrunkowych, ile tylko można. Tutaj nie ma nic". Rodzice wysyłali paczki, nie narzekając, świadomi, że nasza armia jest niedofinansowana, ale też myśląc, że przecież nie może być aż tak źle, skoro Misza w dalszym ciągu pracuje jako kucharz w wojskowych kuchniach. Gdyby był poważne chory – mniemali jego rodzice – nie dopuszczono by go przecież w pobliże miejsca przygotowywania posiłków!

A Misza w dalszym ciągu gotował posiłki dla oddziałów, nawet gdy jego skóra była pokryta ropiejącymi ranami. Patolog, który przeprowadził potem sekcję zwłok, zeznał, że tkanki nieszczęsnego żołnierza dosłownie rozwierały się pod nacięciem skalpela. Na początku XXI wieku rosyjski żołnierz gnił żywcem pod okiem swoich oficerów, pozbawiony jakiejkolwiek opieki medycznej. Miszę zabił całkowity brak odpowiedzialności zwierzchników.

Dmitrija Kisielewa oddelegowano do służby w wiosce Istra w obwodzie moskiewskim. W Rosji takie oddelegowanie odbierane jest jako uśmiech losu. Dmitrij stacjonował niedaleko od Moskwy; rodzice jego, jako moskwianie, mogli odwiedzać syna, a gdy potrzebował pomocy, przedrzeć się do jego oficera dowodzącego. To nie były Wyspy Kurylskie. Lecz i to nie uchroniło Dmitrija od skutków zdeprawowania zwierzchników.

Podpułkownik Aleksandr Boronienkow, dowódca szeregowego Kisielewa, miał dodatkowe, lukratywne zajęcie zarobkowe. W dzisiejszej armii rosyjskiej to nic niezwykłego. Ludzie dorabiają sobie na boku, jako że ich pobory nie są nadzwyczajne. Ten konkretny podpułkownik trudnił się handlem żołnierzami. Istra to osada dacz będących drugimi domami właścicieli, toteż Boronienkow sprzedawał swoich żołnierzy posiadaczom pobliskich działek jako tanią siłę roboczą. Żołnierze pracowali tylko za wyżywienie, ich płaca wędrowała wprost do dowódcy.

d17vgqo

Taki model zarobkowania nie jest bynajmniej czymś wyjątkowym; przeciwnie – jest szeroko rozpowszechniony: żołnierzy na czas służby "sprzedaje się" osobom zamożnym jako nieopłacanych robotników niewykwalifikowanych, czyli jako niewolników. Oficerowie wykorzystują darmową pracę podwładnych jako sposób na prowadzenie handlu wymiennego z ludźmi, których uznają za "użytecznych". Jeśli oficer potrzebuje zreperować swój samochód, a nie dysponuje gotówką, zagania kilku żołnierzy do warsztatu, który zatrudnia ich bez wynagrodzenia przez taki okres, na jaki ma zapotrzebowanie, w zamian zaś auto oficera zostaje naprawione.

Anna Politkowska została zastrzelona 7 października 2006 r. Miała 48 lat CC BY-SA 2.0
Anna Politkowska została zastrzelona 7 października 2006 r. Miała 48 latŹródło: CC BY-SA 2.0

Pod koniec czerwca 2002 roku przyszła kolej na sprzedanie w niewolę nowo powołanego Dmitrija Kisielewa. Szeregowy Kisielew został oddelegowany do zbudowania domu dla niejakiego Karabutowa, członka Stowarzyszenia Ogrodniczego "Mir" w rejonie istrińskim. Początkowo Kisielew budował dom, lecz później jemu i siedmiu innym rekrutom kazano wykopać głęboki rów na całą długość działki. O siódmej wieczorem 2 lipca zawaliły się ściany rowu, grzebiąc trzech chłopców – wśród nich Dmitrija, który się udusił pod ziemią. Rodzice Dmitrija próbowali zaciągnąć podpułkownika Boronienkowa przed sąd, lecz oficer się wywinął. Znał przecież wielu "użytecznych" ludzi. Dmitrij był jedynym synem Kisielewów.

d17vgqo

W dniu 28 sierpnia 2002 roku jednostkę 42839 rozlokowano w Czeczenii opodal wioski Kalinowskaja – w miejscu, gdzie od długiego czasu nie toczyły się żadne walki. "Dziadki" upijały się w trupa. Tak nazywa się zwykłych żołnierzy, którzy wkrótce mają zostać zdemobilizowani i odejść do rezerwy; to budząca największą zgrozę i najbardziej zbrodnicza siła w naszym wojsku. Wieczorną porą "dziadki" uznały, że kończy im się wódka, toteż pierwszemu żołnierzowi, jaki się napatoczył – był nim Jurij Diaczenko – kazały pójść do wioski i "zdobyć więcej, skąd będzie chciał". Ale żołnierz odmówił. Po pierwsze, był na służbie, pełnił straż nad częścią umocnień i nie miał prawa oddalić się ze stanowiska. Po drugie – jak im wyjaśnił – nie miał pieniędzy. "Dziadki" kazały mu wobec tego ukraść coś w wiosce i w ten sposób zdobyć dla nich wódkę.

Ale Jurij zdecydowanie odparł: "Nie, nie pójdę". Zaczęli więc go bić brutalnie i bili aż do piątej nad ranem, a w przerwach poddawali okrutnym, odrażającym, poniżającym zabiegom. Zanurzali ścierkę do podłogi w latrynie i wcierali brud z niej w twarz Jurija. Zmuszali go do mycia podłogi, a kiedy się pochylił, na zmianę wciskali mu w odbyt kijek od zmywaka. Na zakończenie "sesji szkoleniowej", jak to nazwali, zaciągnęli Jurija do kantyny i tam zmusili, by jadł kaszę z trzylitrowego garnka, a kiedy próbował przestać, znów spuszczali mu lanie.

Gdzie byli oficerowie? Tej nocy oni również tak chlali, że fizycznie do niczego nie byli zdolni. Około szóstej rano 29 sierpnia 2002 roku Jurija Diaczenkę znaleziono w magazynie żywności. Powiesił się.

Wyd. Kobiece, 2022 Materiały prasowe
Wyd. Kobiece, 2022Źródło: Materiały prasowe

Syberia to nie Czeczenia, leży daleko od działań wojennych, ale nawet to nie robi żadnej różnicy. Walerija Putnicewa, człowieka urodzonego w obwodzie tiumeńskim, skierowano do Kraju Krasnojarskiego, do miasta Użur, stolicy rejonu użurskiego, w celu odbycia służby w elitarnym oddziale Wojsk Rakietowych Przeznaczenia Strategicznego. Jego matka, Swietłana Putnicewa, była zachwycona. Ponieważ jednostka ta obsługiwała najnowocześniejszą, a zarazem najniebezpieczniejszą broń na naszej planecie, oficerowie uchodzili za najlepiej wykształconych w armii, niepijących, niebijących poborowych i utrzymujących dyscyplinę. Niebawem jednak pani Swietłana zaczęła otrzymywać od syna przykre listy, w których oficerów swojej jednostki nazywał "szakalami":

Witaj, Mamo! Nie chciałbym, żeby ktokolwiek poza Tobą zobaczył ten list, a szczególnie proszę Cię, żebyś nie pokazywała tego, co tu piszę, Babuni. Oboje wiemy, co jest grane, i jestem pewny, że nie pozwolisz, by jeszcze bardziej nadszarpnęła sobie zdrowie. Bardzo się o nią martwię. Nie mogę pogodzić się z tym, że muszę pracować jak niewolnik na rzecz ludzi, którymi gardzę. Bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnę pracować dla dobra ludzi, których uważam za swoich – dla polepszenia warunków bytowych mojej rodziny. Dopiero kiedy znalazłem się tutaj, zdałem sobie sprawę, ile wszyscy dla mnie znaczycie…

Ale Walerijowi nie było dane już nigdy powrócić, aby mógł pracować dla dobra ludzi, których uważał za swoich. Oficerowie w użurskich koszarach byli pozbawieni jakiejkolwiek kontroli. Porucznicy ograbiali żołnierzy ze wszystkiego, co mieli, poniżając wszystkich, którzy – tak jak Walerij – próbowali bronić swojej godności. Podczas półrocza, które spędził w tej jednostce, wyniesiono w trumnach czterech żołnierzy. Wszyscy byli szeregowymi; wszyscy zostali pobici na śmierć.

d17vgqo

(...)

Powyższy fragment pochodzi z książki "Rosja Putina" Anny Politkowskiej (tłum. Tristan Korecki), która ukaże się nakładem Wydawctwa Mova 27 lipca.

Gwiazdy piszą książki. I to na potęgę

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d17vgqo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski
d17vgqo

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj