Młodzi w służbie Putina. Nauczycielka nagrana, poszedł donos
Zajmujące się łamaniem praw człowieka niezależne organizacje informują, że coraz częściej sądy skazują rosyjskie nauczycielki. Dowodem przeciw nim są nagrania wykonane przez uczniów w szkołach. - Tam nie trzeba policjanta, bo ludzie pilnują się nawzajem - mówi WP Jędrzej Morawiecki, znawca Rosji.
Stara rosyjska tradycja, wedle której młody człowiek donosi na wszystkich wokół, w tym na własną rodzinę, ma się dobrze. Dostała nowego życia w czasie tzw. "specoperacji" w Ukrainie, która nie jest żadną "specoprecją", tylko mordowaniem niewinnych ludzi w domach, na dworach, w szpitalach i na ulicach.
"The New York Times", powołując się na rosyjski niezależny portal OVDInfo.org, śledzący łamanie praw człowieka, pisze, że w Rosji coraz częstsze są przypadki, gdy uczniowie na telefony komórkowe nagrywają swoje nauczycielki i potem donoszą na nie do władz.
Spotkało to Marinę Dubrową, nauczycielkę z Sachalina. W czasie jednej z lekcji powiedziała uczniom, że Ukraina to suwerenne państwo i pokazała dzieciom wideo z YouTube’a, na którym dzieci z Ukrainy i Rosji śpiewają wspólnie o świecie bez wojny.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo.
Zobacz też: Rosyjska dziennikarka o bezczelnej propagandzie Kremla. "Mówią, że Bucza to prowokacja"
Kilka dni później do szkoły przyszła policja. Później sąd nałożył na nią grzywnę około 1,5 tysiąca złotych za obrazę armii, a szkoła zwolniła ją z pracy za "nienormalne zachowanie". W sądzie, jako dowód, odtworzono nagranie z telefonu jednego z uczniów.
Z kolei Irina Gen, nauczycielka z miasta Penza, gdy weszła do klasy, zobaczyła narysowaną na tablicy wielką literę Z, oznaczają poparcie dla wojny. Irina powiedziała uczniom, że ta litera wygląda jak połowa swastyki. Później, na pytanie jednego z uczniów, dlaczego rosyjscy sportowcy zostali wykluczeni z rozgrywek, nauczycielka powiedziała, że to słuszne i że będzie się tak działo, dopóki Rosja nie nauczy się postępować w cywilizowany sposób.
Nagranie wykonane przez jednego z uczniów trafiło do aplikacji Telegram. Nauczycielka została wezwana przez służbę bezpieczeństwa FSB. Otwarto dochodzenie. Grozi jej teraz nawet do 15 lat więzienia.
Niezależne rosyjskie portale, takie jak OVD, podają, że w Rosji rozkwitła na powrót kultura donosów. Jeśli ktoś podsłucha cię w klubie czy przy stoliku na stołówce, gdy krytykujesz Putina czy wojnę, donos trafia na policję. Coś takiego spotkało parę staruszków, którzy zostali zadenuncjowani w… sanatorium w miejscowości Nalczyk, bo wypowiadali się przeciw wojnie w czasie obiadu. Byli przetrzymywani przez służbę bezpieczeństwa przez 24 godziny bez leków.
Mieszkańcy Kaliningradu dostali nawet od lokalnych władz sms-y z prośbą o zgłaszanie osób, które "rozpowszechniają fałszywe informacje" na temat wojny.
Jędrzej Morawiecki, dziennikarz, naukowiec Uniwersytetu Wrocławskiego i autor książek o Rosji (w tym "Szuga. Krajobraz po imperium"), mówi WP, że społeczeństwo rosyjskie od czasów Związku Radzieckiego samo się kontroluje i dyscyplinuje.
- Tam nie potrzeba czasem policjanta, bo ludzie pilnują się nawzajem. Bywało z ZSRR, że pojedynczych demonstrantów w czasie protestów wyłapywała nie milicja, tylko sami przechodnie - twierdzi Morawiecki.
Naukowiec przypomina opowieść o Pawliku Morozowie, pionierze z guberni tobolskiej, który doniósł na swoją rodzinę, że ta próbowała ukryć kłosy zboża, które miała obowiązek oddać kołchozowi. Morozow był stawiany za wzór przez propagandę sowiecką.
Specyficzna kultura inwigilacji, donosów i kontroli przeszła do współczesnej Rosji. Morawiecki mówi WP, co słyszał od znajomych Rosjan jeszcze przed obecną wojną.
- Na jednym z moskiewskich uniwersytetów mojemu znajomemu polecono, żeby przekazywał emaile ode mnie do specjalnie utworzonej komórki. Oni mieli rzekomo sprawdzać na podstawie tych maili, czy nie jestem polskim szpiegiem - wspomina.
To nie wszystko.
- Gdy w 2016 roku dotarłem na stypendium na jeden z uniwersytetów na Syberii, rektor od razu lojalnie powiedział mi, że informacja o moim pobycie jest już na FSB, bo inaczej musiałby zapłacić karę finansową za zbyt późne doniesienie o moim pobycie – mówi Morawiecki.
- Mało tego, wiem od znajomej z jednej ze szkół muzycznych, że w szkolnej bibliotece była osoba, która sprawdzała, jakie książki ona wypożycza, co czyta, czym się interesuje – opowiada naukowiec.
– Zbyt duża fascynacja Zachodem, nawet w kulturze, też jest podejrzana - kończy.
Nic dziwnego, że rozmowy prywatne znów przeniosły się – jak mówią Rosjanie - "na kuchnię", gdzie nie ma podsłuchów i są ludzie, którym można zaufać.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski