„Incal” to wielowątkowa space opera, która jest koronnym dziełem chilijskiego artysty Alejandro Jodorowsky'ego. W skład opowieści wchodzą trzy główne serie, w których bohaterem jest John Difool, prywatny detektyw klasy R. W latach 80. ubiegłego wieku ukazało się tytułowe dzieło, do którego ilustracje zrobił Mœbius. Następnie został wyprodukowany prequel - „Przed Incalem” z rysunkami Zorana Janjetova. Całość zamyka cykl „Final Incal”, w którym za oprawę graficzną odpowiadał José O. Ladrönn. Warto jeszcze wspomnieć o seriach pobocznych, które także powstałych do scenariuszy Jodorowsky'ego – "Kasta Metabaronów", "Technokapłani" i "Megalex". One rozbudowują gwiezdne uniwersum, gdyż rozgrywają się w tym samym wszechświecie i z udziałem tych samych bohaterów.
Zbiorczy tom, o dość dziwnej konstrukcji tytułu: „Final Incal oraz Po Incalu”, niedawno ukazał się w Polsce staraniem Scream Comics. Album zawiera trylogię „Final Incal”, a w formie bonusu jedyny powstały album z cyklu „Po Incalu”, który pierwotnie ukazał się w 2000 roku i wyszedł spod ręki Mœbiusa. Wówczas wydawało się, że francuski rysownik na stałe powróci do opowieści Jodorowsky'ego i narysuje zamykający ją cykl. Jednakże tak się nie stało. Właściwie komiksowi wyszło to na dobre, ponieważ graficznie całość wypada dużo lepiej, a dodatkowo dla Ladrönna scenariusz został napisany na nowo.
Każda z trzech serii rozpoczyna się od tej samej sceny: John Difool bezwładnie spada w stronę jeziora kwasu. Tym razem opadając próbuje sobie przypomnieć kim jest, skąd jest i dokąd zmierza. Trzy podstawowe pytania, które dręczą wszystkich ludzi. A nasz bohater sprawia wrażenie, jakby już kiedyś znał na nie odpowiedzi. Wystarczy, że sobie wszystko przypomni, a we wszechświecie zapanuje ład i porządek, dobro i piękno. Jodorowsky wyznaczył swojemu bohaterowi rolę zbawcy, mesjasza. Od niego zależy, czy elektroniczny wampir zniszczy wszystkie żywe istoty.
Fabularnie wiele się dzieje. Difool spotyka trzy własne emanacje z innych wymiarów. Razem z nimi udaje się na Wyspę Piratów, gdzie musi odnaleźć swoją dawną wielką miłość Luz de Garra. Sprzymierzeńcami prywatnego detektywa klasy R są siły, które utrzymują ład w całym Wszechświecie. Opowieść chilijskiego artysty ma wymiar metaforyczny. Łatwo rozeznać się kto jest złym, a kto dobrym. Pryncypialne wartości podano bez rozcieńczania i półcieni. Nadrzędne okazuje się życie - samo w sobie - oraz miłość, w wyniku której zostaje ono przekazane.
Podczas lektury mamy okazję porównać plansze przygotowane przez Mœbiusa i Ladrönna. I muszę napisać: dobrze się stało, że po pierwszym albumie francuski artysta zrezygnował z dalszej produkcji. Rysunek Mœbiusa jest niestaranny i schematyczny, co sprowadza się do braku atrakcyjności plansz. Zupełnie inaczej do sprawy podszedł meksykański artysta. Jego szkice są bardzo precyzyjne, wykonane cienką kreską z duża dbałością o szczegóły umieszczone w każdym kadrze. Konstrukcja planszy jest różnorodna, czytelnik nie może narzekać na nudę.
Jestem pewien, że komiks zakupią i przeczytają osoby, które mają w swoich zbiorach „Incala” i „Przed Incalem”. Zapewniam jednak, że dużo satysfakcji daje lektura omawianej pozycji bez znajomości całego uniwersum wykreowanego przez Jodorowsky'ego. Piszę z własnego doświadczenia, gdyż wcześniej czytałem jedynie kilka albumów „Kasty Metabaronów”. Dodatkowo cieszy zapowiedź wydawcy, że na jesień w planach wydawniczych jest omnibus „Incala” z pierwotnymi kolorami i rysunkami Mœbiusa, dlatego tym bardziej proponuję zainteresować się albumem „Final Incal oraz Po Incalu” póki jest dostępny na rynku.