Love – Tygrys – recenzja komiksu wydawnictwa Scream Comics
Nowość od wydawnictwa Scream Comics jest reklamowana jako przebój rynku francuskiego, powieść graficzna bez zbędnych słów opowiadająca samym obrazem i pięknymi kadrami. To prawda, w "Love - Tygrys" nie ma ani jednego dymka, nie pada ani jedno słowo, a kadry są nawet wolne od onomatopei. I choć pisanie niemego komiksu zawsze jest ryzykowne, to taka forma sprawdziła się tutaj genialnie.
Komiks od zawsze kojarzy się z harmonią słowa i obrazu. Sprawne połączenie tych dwóch "żywiołów", spotkanie literatury ze sztuką wizualną, owocuje wyjątkowym doznaniem, pozamykanym zwykle w kadrach i dymkach z tekstem. Oczywiście zdarzają się odstępstwa od reguły. Minimalizm graficzny bywa zestawiany z całostronicowymi opisami – albo na odwrót. Oddzielną kategorią są komiksy nieme, w których cały nacisk kładzie się na opowiadanie historii obrazem.
Komiksy nieme to często awangarda, graficzne eksperymenty, w których ilustracje stanowią furtkę do własnych przemyśleń i interpretacji. W takim podejściu bardzo łatwo o przekroczenie granicy przerostu formy nad treścią. "Love – Tygrys" Frederica Brremauda (rysunki i scenariusz) nie jest jednak tego przykładem.
"Love – Tygrys" to z założenia bardzo prosty komiks opowiadający o wycinku z życia tytułowego mieszkańca dżungli. Autor skupił się na codzienności pasiastego drapieżnika, który budzi się, przechadza po okolicy i oczywiście poluje. Można by powiedzieć, że scenariusz napisało samo życie, bo całość (poza sceną finałową) przypomina pracę dokumentalisty-przyrodnika. Niemego obserwatora, który podąża za tygrysem krok w krok.
W "Love – Tygrys" nie dzieje się prawie nic, czego byśmy nie obejrzeli w filmie przyrodniczym. Brremaudowi udało się jednak stworzyć z "okruchów tygrysiego życia" niesamowicie emocjonującą opowieść trzymającą w napięciu do samego końca. W całym komiksie nie pada ani jedno słowo, nie ma onomatopei, a mimo to z każdego kadru wylewają się dźwięki i emocje.
To zasługa doskonałego warsztatu autora. Patrząc na ilustracje rzeki czy wodospadu, od razu "słychać" szum wody. Ryki zwierząt, huk burzy, krople uderzające w liście, dźwięk przeżuwanej spokojnie trawy - to niesamowite, jak wiele można "usłyszeć" w tym niemym komiksie, który pobudza wyobraźnię i angażuje czytelnika bardziej niż niejeden "gadany" komiks.
"Love – Tygrys" to znakomity album, który teoretycznie "czyta" się za jednym zamachem i odkłada na półkę. To jednak coś zdecydowanie więcej niż popis graficznego kunsztu autora. To natłok emocji i wrażeń zamknięty w przepięknej oprawie.