"Lonesome – 1. Na tropie kaznodziei": Obyś żył w ciekawych czasach [RECENZJA]
Osób, które znają cykl o Durango, z pewnością nie trzeba przekonywać, że Yves Swolfs świetnie potrafi się odnaleźć w konwencji westernu. A potwierdza to też w stu procentach pierwszy tom jego nowej serii "Lonesome".
Akcja komiksu toczy się w dość niespokojnym okresie, bo tuż przed wybuchem wojny secesyjnej, na pograniczu Kansas i Missouri. Dokładnie tak jak sugeruje to tytuł „Na tropie kaznodziei”, w albumie tym będziemy zaś z zainteresowaniem obserwować perypetie głównego bohatera podążającego śladem pastora Markhama. Szybko możemy się przekonać, że w tym przypadku bynajmniej nie chodzi o bogobojnego duchownego, lecz przywódcę bandy typów spod ciemnej gwiazdy. Nie mamy co do tego żadnych złudzeń, ponieważ już na samym początku widzimy, jak spotkanie Lonesome’a z trzema „uczniami” kaznodziei rychło przeradza się w strzelaninę. Jednocześni nie ulega też wątpliwości, że główny bohater wyjątkowo sprawnie posługuje się bronią palną. Nie jest natomiast dla nas jasne, kim w rzeczywistości jest samotny rewolwerowiec i z jakiego powodu tropi Markhama. Ten ostatni ma wprawdzie na swym sumieniu niejedną zbrodnię, ale nic nie wskazuje na to, aby Lonesome był przedstawicielem prawa.
Obejrzyj zwiastun "Sala samobójców: Hejter":
Z kolei mechanizm działań kaznodziei poznajemy z bliska dzięki wydarzeniom, które rozgrywają się w miasteczku Holton. Nie tylko wygłasza on tam płomienne przemowy piętnujące rozwiązłość i nierząd oraz podburzające przeciwko zwolennikom niewolnictwa, ale też wymierza okrutne kary tym, których uznał za grzeszników. Perfidia planu rzekomego pastora tkwi zaś w tym, że dzięki fałszywym śladom pozostawianym na miejscu zbrodni trupy mają iść nie na konto Markhama, lecz zorganizowanych band zwolenników niewolnictwa z Missouri.
Natomiast Lonesome przywożąc do Holton syna Colsonów, którzy zostali zamordowani przez kaznodzieję i jego ludzi, pakuje się w naprawdę poważne kłopoty. Okazuje się, że najwyraźniej Markham cieszy się poparciem miejscowego bankiera, który sprawuje też urząd burmistrza…
W trakcie lektury komiksu Yves’a Swolfsa możemy więc z zainteresowaniem obserwować zarówno liczne strzelaniny, jak i skomplikowane intrygi, które mają doprowadzić do wzrostu napięcia między mieszkańcami sąsiednich stanów, a w dalszej perspektywie do otwartej wojny. W budowaniu klimatu tej opowieści duże znaczenie mają też znakomite rysunki, gdyż nasz wzrok przyciągają zarówno zbliżenia twarzy postaci, jak i pełne dynamizmu sceny walk toczonych zarówno we wnętrzach, jak i na tle malowniczego zimowego krajobrazu. Wszystko to sprawia, że z niecierpliwością będziemy czekać na ciąg dalszy tej wciągającej historii.