"Kosz pełen głów" i "Rodzina z domku dla lalek" – recenzje horrorów Hill House Comics
Ceniony amerykański pisarz Joe Hill wymyślił kolekcję komiksowych horrorów, którą właśnie zaczął wydawać u nas Egmont. Może nie brzmi to zbyt porywająco, ale jeśli dodamy, że Joe Hill to syn Stephena Kinga, a na liście płac ma wybitnych specjalistów od grozy w obrazkach, to zaczyna się robić ciekawie.
Hill House Comics to część wydawnictwa DC Black Label, które celuje ze swoimi publikacjami w gusta dorosłego czytelnika. W USA pod tym nowym szyldem ukazało się dotychczas pięć albumów i Egmont chce je wszystkie wydać u nas przed końcem roku. W pierwszej kolejności dostaliśmy "Kosz pełen głów" i "Rodzinę z domku dla lalek" – znakomite wizytówki Hill House Comics i pozycje obowiązkowe dla fanów komiksowego horroru.
"Kosz pełen głów" to autorski komiks Joe Hilla (właściwie Josepha Hillstorma Kinga), którego można kojarzyć z różnych kolaboracji ze Stephenem Kingiem. A fani komiksów z pewnością znają jego nazwisko ze świetnej i nagradzanej serii "Locke and Key".
"Kosz pełen głów" z rysunkami Leomacsa (znakomity włoski artysta) uderza w zupełnie inne tony niż słynna seria Hilla, która została fatalnie przeniesiona na ekran przez Netfliksa. Sam autor twierdzi, że zawarł w "Koszu…" historię pełną napięcia, zabawną i bezwstydnie groteskową. A jako inspiracje wskazał filmowe klasyki "Reanimator" i "Martwe zło 2".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Kosz pełen głów" to rzeczywiście bardzo udane połączenie horroru z wątkiem paranormalnym (czy wręcz magicznym), kryminału i czarnej komedii. Baaardzo czarnej, a przy tym niezwykle zabawnej. Tam, gdzie "Martwe zło 2" miało Asha z piłą zamiast ręki, Hill wymyślił młodą dziewczynę z wikińskim toporem, który jest czymś więcej niż cholernie skutecznym narzędziem do zabijania.
"Kosz pełen głów" to prawdziwa jazda bez trzymanki. Historia małomiasteczkowych policjantów, dziewczyny funkcjonariusza i zbiegłych więźniów chłonie się jak świetny thriller. Wartka akcja, stopniowe odsłanianie kart, tona humoru i solidna dawka brutalności – "Kosz pełen głów" to świetna lektura, którą będzie się chciało polecać znajomym.
"Rodzina z domku dla lalek" to z kolei dzieło M.R. Careya, scenarzysty znanego m.in. z serii "Lucyfer" i "Hellblazer". Wraz z rysownikiem Vince'em Locke'em stworzył on zupełnie inny rodzaj horroru niż "Kosz pełen głów". Jest na pewno poważniej, mroczniej, ze złem czającym się w zupełnie innych zakamarkach.
"Rodzina z domku dla lalek" to w dużej mierze horror wielopokoleniowy, oparty na wątkach obyczajowych pewnego angielskiego rodu. Nie licząc prehistorycznego prologu, akcja rozpoczyna się w latach 80. XX w., gdy dziewczynka otrzymuje w spadku niezwykle precyzyjnie wykonany domek dla lalek. Zabawka okazuje się mieć magiczne właściwości – nowa właścicielka, po wypowiedzeniu swoistego zaklęcia, może się skurczyć do rozmiarów lalki i bawić się z mieszkańcami domku…
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Carey podjął się trudnego zadania i rozpisał swoją historię na prawie 200 lat. Jego narracja jest jednak klarowna, dzięki czemu przemieszczanie się w czasie i przestrzeni, śledzenie losów kolejnych bohaterów nie nastręcza żadnych problemów. Początkowo oczywiście łatwo o zawrót głowy, ale gdy w kolejnych rozdziałach zaczynamy dostrzegać elementy układanki, nie będziemy chcieli odłożyć komiksu przed doczytaniem do końca.
"Rodzina z domku dla lalek" to rasowy horror z wątkiem fantasy – Carey mówiąc o inspiracjach wymienił japoński "Ring", "Sierociniec", "Opowieść o dwóch siostrach" czy "Locke and Key". Jest w tym szczypta kryminału, opowieści detektywistycznej. Jest ludzka brutalność, ale i groteskowa, oniryczna makabra. Nie trudno zgadnąć, że tytułowy domek to siedlisko zła, a nie piękna zabawka. Ale kto, jak, dlaczego zabija, kim są mieszkańcy domku i jego nowa właścicielka – pytania na te odpowiedzi są dalekie od banału i warto je poznać, sięgając po komiks od Hill House.