''Kim jesteś - kopią czy oryginałem?'' - fragment książki ''Jesteś marką''
Fragment pochodzi z książki ''Jesteś marką. Jak odnieść sukces i pozostać sobą'' Joanny Malinowskiej-Parzydło, której premiera miała miejsce 3 kwietnia. Tekst publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion.
Fragment pochodzi z książki ''Jesteś marką. Jak odnieść sukces i pozostać sobą'' Joanny Malinowskiej-Parzydło , której premiera miała miejsce 3 kwietnia. Tekst publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion.
„Ciekawe, na ile on jest autentyczny w tym, co mówi i robi?” — zastanawiamy się czasem, przyglądając się innym. Ten rozdział jest w dużej mierze poświęcony umiejętności ocenienia siebie pod kątem autentyczności stanowiącej podstawę silnej marki osobistej. Wspiera w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, na ile jesteś atrakcyjny dla innych, będąc autentycznie sobą, a na ile „kupują” Cię w codziennej charakteryzacji, wystylizowanego na kogoś, kim naprawdę nie jesteś.
Zastanowisz się podczas lektury, czy jesteś otoczony tłumem wiernych sympatyków, czy może mało kto wie, że w ogóle istniejesz. Ważne, byś z pomocą tego rozdziału ustalił, kiedy w codziennych relacjach jesteś autentycznie sobą, a kiedy odgrywasz jakieś role, a zwłaszcza tę, w której obsadzasz się najchętniej i najczęściej. Zastanowisz się, czy jesteś oryginałem, biegłym naśladowcą swojego idola lub konkurenta, czy może marką masową, jakich wiele. Przemyślisz, jak to wygląda z perspektywy ludzi wokół Ciebie, i oszacujesz, co zyskujesz, a co tracisz, siedząc zbyt często w „charakteryzatorni” swojego życia pełnej masek na różne okazje. Ocenisz także zyski z bycia prawdziwie autentycznym i będziesz miał okazję zastanowić się, do jakich ważnych ról aspirujesz w życiu innych ludzi.
Pracodawców i partnerów biznesowych „swoich marzeń” rekrutuję sobie od kilkunastu lat. Choć nie, ponad dwa lata temu postanowiłam przejść na poziom rekrutowania sobie wymarzonego zarządu i w tym celu założyłam własną firmę, żeby miesiąc temu zakończyć z sukcesem rekrutację nowego prezesa. Cofając się jednak w przeszłość, trochę po trzydziestce skonstatowałam, mocno zresztą zdumiona tym odkryciem, że nie muszę już być podobna do innych, żeby odnieść sukces. Doszłam wówczas do wniosku, że mogę zmienić życiową strategię odwzorowywania „cudzego, cennego oryginału”, i odkryłam, że najsilniej na ludzi działa moja naturalność i wyjątkowość. Mój „własny oryginał” zaczął nabierać wartości w moich własnych oczach, zaś jego cena stale rosła na ważnych dla mnie rynkach.
Moment, w którym podjęłam świadomą decyzję o konkurowaniu w oparciu o to, kim jestem, nie starając się dłużej być kimś innym, stanowił przełomowy moment mojego życia.**Zaczęłam budować sukces, bazując na własnej unikatowości oraz specyficznym doświadczeniu, na własnych talentach i mocnych stronach, a nie na cechach upodabniających mnie do innych, znanych, cenionych, kompetentnych i rozpoznawalnych autorytetów branży i rynku. Będąc autentycznie sobą, cierpliwie i konsekwentnie wykuwałam swój sukces zawodowy i prywatny.
Powiesz „No tak, ale przecież najpierw musiałaś zebrać swoje doświadczenie i kompetencje, nazwać mocne strony i talenty, żeby w oparciu o nie coś budować!”. To prawda. Warunkiem sukcesu jest samoświadomość powiązana z refleksyjnością. Trzeba znaleźć ważny powód i czas, żeby w „biegu przez płotki” codziennych wyzwań — między ciężką pracą i ambitnymi celami — przyglądać się sobie uważnie i szukać odpowiedzi na ważne pytania dotyczące samego siebie. Zabiegać o informację zwrotną od ważnych ludzi, a ponadto nastawić się dobrze na jej odbiór i właściwie wykorzystać zebrane oceny do własnego rozwoju.
Już w poprzednim rozdziale zmierzyłeś się z pytaniem, na ile masz dziś ważny powód, żeby znaleźć czas na „studiowanie siebie”. Na ile dojrzałeś, aby mierzyć osobistą wartość unikalnością w miejsce udowadniania sobie i innym, że jesteś podobny do swych mistrzów, idoli, autorytetów i otaczających Cię ekspertów. W moim przypadku było to odkrycie zarówno przyjemne, jak i zgodne z moją naturą — nigdy nie lubiłam naśladownictwa ani tym bardziej tłumu, w którym czułam się jak w skrajnie niesprzyjającym i nienaturalnym środowisku. Nie ceniłam też nigdy podróbek — byłam gotowa sporo zapłacić, nawet za nieco zużyty, ale oryginał.
Wiele lat temu jeden z moich niedoszłych szefów na pierwszej rozmowie rekrutacyjnej, łamiąc zasady procesu rekrutacyjnego, zaproponował mi pracę „od ręki”, czyli od razu w trakcie spotkania, nie czekając na zakończenie rozmów z pozostałymi kandydatami. Nie byłam na to przygotowana, gdyż poszłam na spotkanie z czystej ciekawości. Zapytałam, co skłoniło go do tak szybkiej decyzji. Prezes międzynarodowej firmy rekrutujący od 20 lat, któremu jako pierwsza odmówiłam, odpowiedział, że nie spotkał dotychczas osoby z tak głęboką wiedzą na temat swoich wartości i oczekiwań oraz z klarowną wizją i przemyślaną strategią siebie w przyszłości. To stanowiło dla niego wiarygodną obietnicę skutecznego i strategicznego zarządzania jego biznesem.
Kilkanaście lat później na spotkaniu z kolejnym potencjalnym pracodawcą byłam już przygotowana, tj. gotowa na szybką decyzję o zmianie miejsca pracy. Wiedziałam, jakiego szukam szefa i jakich wartości oczekuję od nowego środowiska pracy. Gdy powtórzyła się sytuacja jak sprzed lat i inny już prezes zaproponował mi pracę na pierwszym spotkaniu mimo procesu rekrutacyjnego w toku, zrobiłam szybki bilans, przejrzałam wykaz cech i wartości poszukiwanych u nowego pracodawcy i przyjęłam „od ręki” ofertę pracy swoich marzeń. Po roku współpracy zapytałam, dlaczego wybrał właśnie mnie z grona podobnych mi kandydatów. W odpowiedzi usłyszałam, że podczas spotkań rekrutacyjnych byłam jedyną osobą, która w pełni, choć profesjonalnie, była sobą, a równocześnie w jego ocenie była dobrym i przyzwoitym człowiekiem — potwierdził to wcześniej, weryfikując moją reputację wśród wspólnych znajomych. Moja osobista reputacja oraz odwaga do bycia sobą w trakcie stresującej rozmowy rekrutacyjnej były dla niego świadectwem, że nie tylko
inni uważają mnie za wartościowego człowieka, ale ja sama również się za takiego uważam. Uznał to za cenne w firmie, w której liczą się wartościowi ludzie, szczególnie w przypadku osoby odpowiedzialnej za zarządzanie strategicznym kawałkiem biznesu, tym dotyczącym ludzi. Dodał, że o mojej najważniejszej konkurentce do obsadzanego stanowiska internet powiedział mu wyłącznie tyle, że używa bardzo markowego pióra, co dla niego, osoby skromnej, nie stanowiło najlepszej referencji. Był również pod wrażeniem tego, co wyczytał w internecie na temat mojej gotowości do dzielenia się wiedzą podczas licznych projektów społecznych, branżowych, stowarzyszeniowych i biznesowych. A internet mówił dużo, od lat prezentując tę samą profesjonalistkę, pasjonatkę, mamę Jasia i Olesia, żonę Marka, której zmieniały się tylko otoczenie biznesowe, profil zawodowy lub nazwa pracodawcy, ale wartości takie jak rozwój, niezależność, jakość, potrzeba dzielenia się, komunikacja i ludzie pozostawały niezmienne.
Nawiązując do moich doświadczeń, zastanów się i Ty, jaką reputację masz dziś w swoim otoczeniu. Część tej diagnozy postawiłeś już sobie w poprzednim rozdziale. Teraz zrób prosty test, wybierz jedną ważną dla siebie osobę ze świata zawodowego, wyobraź sobie i wskaż, gdzie na poniższej skali umieści Cię ten wybrany partner:
1. Wie, że istniejesz. Jesteś mu obojętny.
2. Wie, że istniejesz. Nie lubi Cię.
3. Zna Cię na tyle dobrze, że zdecydowanie za Tobą nie przepada.
4. Zna i lubi Cię.
5. Uwielbia Cię za konkretne rzeczy.
6. Nie wyobraża sobie, żeby Ciebie zabrakło. Stawia Cię innym za wzór. Chciałby być taki jak Ty. Uważa, że jesteś jedyny w swoim rodzaju. (Przy okazji ciekawe, jaki procent Twoich znajomych będzie gotowych wskazać Ciebie jako partnera życiowego lub zawodowego w tej kategorii).
*Fragment został opublikowany dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion. Pozycja jest dostępna w księgarniach od 3 kwietnia. *