"Kasia i jej kot. Tom 1": Konkurencja dla Garfielda? [RECENZJA]
Celem twórców "Kasi i jej kota" oczywiście nie było naśladowanie twórczości Jima Davisa, ale po lekturze pierwszego albumu zbiorczego można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że perypetie Sushiego są równie zabawne jak Garfielda. Chociaż te dwa koty bardzo się od siebie różnią.
Najwyraźniej jednak w kociej naturze leży to, że zwierzęta te uważają się za kogoś najważniejszego w domu. Zresztą jeśli chodzi o to przekonanie, to nawet trudno byłoby się dziwić Sushiemu, skoro Kasia i jej ojciec w istocie rywalizują o względy kota. Dziewczynka otwarcie rozpuszcza swego pupila, wielokrotnie próbuje ukryć dokonane przez niego zniszczenia i stara się spełniać niemal wszystkie jego zachcianki – chociaż nie zawsze udaje jej się przekonać tatę do swoich pomysłów (czemuż na przykład nie chciał się zgodzić na zrobienie wejścia dla kota w drzwiach lodówki?). Z kolei ojciec Kasi niejednokrotnie złości się na Sushiego i na pozór wydaje się niezwykle stanowczy, to nie tylko często jego opór jest niewystarczający w starciu z pomysłami córki i kota, ale w dodatku po kryjomu pozwala Sushiemu na robienie rzeczy, których w obecności Kasi mu zabrania (na przykład kot może nawet spać na jego łóżku)!
Nie da się też ukryć, że Sushi rzeczywiście potrafi siać spustoszenie w całym domu. Ubranie choinki czy ocalenie drukowanych dokumentów okazuje się dla Kasi i jej taty nie lada wyzwaniem, a na wielu sprzętach domowych pozostają trwałe ślady zabaw kota. A zapakowanie go do kontenera to doprawdy mission impossible – raptem cztery dni opóźnienia wyjazdu to w tym przypadku prawdziwy sukces…Zresztą Sushi potrafi być uciążliwy nawet kiedy śpi, bo często zawłaszcza miejsca, w których właśnie coś chcieliby robić pozostali domownicy. A dodatkową atrakcją dla czytelników jest obserwowanie, o czym marzy kot – okazuje się bowiem, że ma on naprawdę bujną wyobraźnię.
W "Kasi i jej kocie" znajdziemy więc mnóstwo przezabawnych jednostronicowych historyjek, a co istotne równie intrygujące są rysunki Yrgane Ramon. Chociaż pewno motywy powracają tu co jakiś czas, to Christophe Cazenove i Hervé Richez mają na tyle dużo różnorodnych pomysłów, że monotonia nam nie grozi. Wszystko to sprawia, że komiks ten czyta się z prawdziwą przyjemnością.