Tak naprawdę wszystko przez Sagę o Ludziach Lodu. To ona wciągnęła mnie w zimny, ostry czar północy. Mimo, że ciało ciągnęło do ciepłych krajów, jednak zachwyciła mnie magia życia: Wikingowie, Walhalla, Walkirie, Odyn i Thor... wszystko skąpane w muzyce Wagnera.
Nagle spragniony czarodziejskich, północnych opowieści sięgnąłem po Olafa syna Auduna, Krystynę córkę Lavransa... i stwierdziłem, że to jednak nie jest to. Książki były jakoś tak za bardzo kobiece, niewystarczająco mnie wciągające, prawdziwe, ale dalekie od tego, czego szukałem. Natomiast Ostatnia saga przyciągnęła mnie od razu. Nie dość, że napisana przez mężczyznę, to dodatkowo skandynawistę, i jeszcze w odpowiednim wieku.
Czasy, kiedy świat wpuścił w swe progi chrześcijaństwo, gdy nowy Bóg postanowił zdusić dawne wierzenia, są naprawdę pasjonujące szczególnie dla Skandynawii. Nowa religia, wiązała się ze zmianą nie tylko wierzeń, ale i myślenia. Upadły dawne wartości, ustępując miejsca kulturze chrześcijańskiej. Panoszący się wszędzie zakonnicy i księża karali dotkliwie tych, którzy się sprzeciwiali. Ale jednak ludzi nie tak łatwo można było przekonać do miłosierdzia na krzyżu. Szczególnie ci, porozrzucani po leśnych ostępach, zamknięci we własnych siołach, wierzyli nadal w dawnych bogów i boginie. Składali ofiary duchom i błagali ich o przebaczenie, na zapas przebłagiwali leśne i domowe istoty wyższych wymiarów. Nie wierzyli, że to może się zmienić.
Nic dziwnego, że właśnie ten okres Marcin Mortka, wybrał na tło swojej opowieści. W książce wszystko zaczyna się, gdy Eryk syn Halvdana, zwany też Białym Jastrzębiem, zepchnął z tronu Hvalfa Ognistego Języka. Wraz z nowym władcą zachodzą też wielkie zmiany w Nidaros. Zamiast drewnianego dwożyszcza staje zimny kamienny zamek, którego atmosfera jest taka sama jak serca zamieszkujących go ludzi. W niegdyś wesołe i rubaszne zakątki wciskają się zimne zwyczaje i sztywna atmosfera, potęgowana dziwaczną dla miejscowych religią. Dobrotliwy biskup Hieronim twardą, często karcącą ręką nakłania do wyznawania wiary, w której Bóg jest tak miłosierny i wybacza wszystko. Należy go pokazać i ochrzcić każdego... mimo wszystko. Rozpoczyna się wojna, wojna o dusze. Ale czy sama kraina pozwoli sobą tak pomiatać? Czy pradawna magia i bogowie nie będą walczyć?
„Magia to szczyny w zupie” – Przynajmniej taką jest teraz dla Eryka, a i innych wierzących, jakby zapomnieli w ciągu jednej chwili o wszystkim, co było dla nich ważne. „Cały świat Boga na krzyżu wielbi”, więc dlaczego mieszkańcy Norveghru mają być inni? Bo tak naprawdę, czy ten mały skrawek Północy może w ogóle się sprzeciwić? Stawić czoła nowej religii i obronić i własnych bogów, i magię? „Skoro cały świat w Boga na Krzyżu wierzy, musi on najmądrzejszy i najpotężniejszy.” Dlaczego się sprzeciwiać? Może dlatego, że nowy Bóg zapełnił tylko lochy i odebrał radość? Sigvald, Arnul, Eryk, Vidar, Freya – to imiona przywodzące na myśl rudobrodych, ogromnych ludzi chodzących na wiking; rozbójników i piratów, sagi, skaldów i zimno. Pradawnych bogów, młot Thora i moc Walhalli. Krainę prawdziwą, którą niszczy postęp, ale kto go nie uniknął?
Mortka wspaniale plecie ze sobą losy ludzi z różnych poziomów drabiny społecznej, którzy nie umieją odnaleźć się w nowych realiach, albo przystosowują się do nich, by nie cierpieć. Jego główni bohaterowie to karzeł, król, skald, nowy wójt i wojownik. Pierwszy uważany teraz za nasienie Szatana, drugi robiący dobrą minę do nieznanego, skald, któremu ktoś narzuca słowa i wojownik tęskniący za dawnym, ekscytującym życiem, oraz wieśniak, przyjmujący wiarę, by ratować dobrobyt.
Wszystkie postacie zarysowane są ostro i barwnie. Zmieniają swe życie, bo Bóg tak chciał. Bóg, którego nie widać. Bóg, którego kapłani pragną tylko złota i sławy... Czy wszyscy? A może pod kapłańskimi szatami kryje się jednak coś innego?
Powieść napisana jest lekko i sprawnie, jakby sam autor swoje korzenie genealogiczne wywodził ze skutych lodem ziem Północy, fiordów i klifów. Mity łączą ze sobą rzeczywistość, sprawiając, że czujemy się jak w powieści historycznej, nie tylko fantasy. Różni ludzie to różne sytuacje, łączące się w najmniej spodziewanych momentach. Każdy jest inny, swoisty i specjalny w swym kształcie. To naprawdę spory dar, by pokazać wielu tak, by nie byli własnymi klonami.
Dzisiaj wędrując po Norwegii, między stadami reniferów, mając nad głową zorzę polarną, wciąż możemy cieszyć się magią. Urokiem kraju, który tak naprawdę nigdy się nie zmienił. Którego nie dotknął Ragnarokk.