"II Wojna Domowa" – walka na wielu frontach [RECENZJA]
Na polski rynek w końcu trafiły komiksy podsumowujące najgłośniejsze wydarzenie w świecie Marvela z 2016 r. Warto było czekać na "II Wojnę domową" i powiązane z nią historie Wolverine'a, X-Menów czy Spider-Mana?
Na początku sierpnia Egmont wypuścił album "II Wojna domowa", w którym przedstawiono główny wątek, a także "X-Men: II Wojna domowa", "Spider-Man: II Wojna domowa" i "All-New Wolverine: II wojna domowa". Później mają się ukazać nawiązujące do tego samego wydarzenia komiksy z serii "Deadpool", "Avengers" i "Ms Marvel". Mając za sobą lekturę pierwszych czterech wymienionych albumów, muszę z przykrością przyznać, że nie będę czekał na więcej.
Zacznijmy od tego, że wszystkie komiksy można czytać niezależnie i w dowolnej kolejności. Każdy scenarzysta krąży wokół postaci Ulyssesa, przedstawiciela rasy Inhumans, który swoją zdolnością przewidywania przyszłości wprowadza spore zamieszanie w świecie Marvela.
Brian Michael Bendis w "II Wojnie domowej" założył, że obecność Ulyssesa doprowadzi do kolejnego sporu między bohaterami, którzy na co dzień nie skaczą sobie do oczu. A przynajmniej nie tak ekstremalnie jak tutaj. Carol Danvers i jej zwolennicy są zdania, że dzięki wizjom Ulyssesa można zapobiec katastrofom, odeprzeć inwazje i pokrzyżować plany arcyzłoczyńców. Krótko mówiąc – zdusić zło w zarodku. Z kolei Tony Stark, Steve Rogers i inni nie godzą się na takie prewencyjne karanie lub atakowanie potencjalnych przestępców.
Bendis w głównej serii pozwolił sobie na uśmiercenie lub mocne uszkodzenie kilku znanych herosów, co wydaje się główną atrakcją całego wydarzenia. Historia przewidywania przyszłości i karania na wyrost sama w sobie nie jest ani oryginalna (wystarczy wspomnieć "Raport mniejszości"), ani szczególnie atrakcyjna w tym wydaniu. Bendis ma po prostu dobry pretekst, by rozpisać mnóstwo widowiskowych pojedynków (David Marquez odpowiadający za rysunki sprawdził się znakomicie). Zaszokować czytelnika zgonem lubianego herosa i zanudzić dysputami na temat moralności itp.
Tom Taylor w "All-New Wolverine: II wojna domowa" również bazuje na wątku Ulyssesa, ale u niego pierwsze skrzypce grają znane z "Czterech sióstr" Laura, Gabby i staruszek Logan. Ten ostatni ma zostać powstrzymany przed zamordowaniem Gabby – brzmi poważnie i dramatycznie, ale całej historii bliżej do pastiszu i wygłupów rodem z "Deadpoola". Taylor mnoży absurdalne sceny (m.in. ze Squirrel Girl), wymyśla popisowe, ale nic nie wnoszące pojedynki, by w finale powiedzieć co nieco o jednej z bohaterek. Ale to za mało, by uratować całość przed dziwacznym wydźwiękiem i pretekstowym scenariuszem.
Podobne odczucia miałem po lekturze "Spider-Man: II Wojna domowa" Christosa Gage'a i "X-Men: II Wojna domowa" Cullena Bunna. Szczególnie ta pierwsza seria z koszmarną kreską Travela Foremana zrobiła na mnie bardzo złe wrażenie. Jeżeli nie jesteście fanami Clasha (znacie go?), to nie sięgajcie po ten album. W "X-Men: II Wojna domowa" z kolei najciekawiej prezentuje się… archiwalny zeszyt "Amazing Adventures" #9 z 1970 r., w którym przewija się wątek Magneto i Inhumans. Współczesna historia napisana przez Bunna jest chaotyczna i przegadana nawet w scenach walki. A zarazem nie mówiąca nic ciekawego, co nie było wcześniej powiedziane, na temat wpływu Ulyssesa na życie mieszkańców Ziemi (i nie tylko). Nawet rysunki Andrea Broccardo nie ratuje całości. Krótko mówiąc, jeżeli koniecznie musicie zapoznać się z najważniejszym wydarzeniem Marvela z 2016 r., to sięgnijcie wyłącznie po "II Wojnę domową" Bendisa. Ale i tu nie spodziewajcie się rewelacji.