"Die: Fantastyczne rozczarowanie" – recenzja pierwszego tomu serii dla fanów RPG
Scenarzysta Kieron Gillen twierdzi, że "Die" to takie gotyckie "Jumanji". Popkulturowych inspiracji jest tu jednak znacznie więcej.
"Die" zaczyna się niepozornie od spotkania grupy nastolatków, którzy zasiadają do sesji RPG. Tym razem gra wyobraźni nie opiera się jednak na zasadach wydrukowanych na kartach podręcznika. Nie potrzebne są mapy, ekran mistrza gry i rzuty kostką. Co prawda każdy z uczestników otrzymuje po jednej kostce, ale sama rozgrywka nie ma nic wspólnego z bezpieczną zabawą.
Jak nie trudno się domyślić po nawiązaniu do "Jumanji", bohaterowie zostają wciągnięci do świata gry i… nie mamy pojęcia, co się tam z nimi dzieje. Pewnym jest, że coś poszło nie tak, bo gdy udaje im się powrócić do realnego świata, jednego z chłopaków brakuje.
"Die: Fantastyczne rozczarowanie" po emocjonującym wstępie przeskakuje w czasie o ponad 20 lat. Po nastolatkach grających w RPG nie ma już śladu. Każdy ułożył sobie życie, próbując zapomnieć o koszmarnej przygodzie. Ale Gra jeszcze z nimi nie skończyła. Bohaterowie po latach dowiadują się, że istnieje szansa ocalenia chłopaka, który został w "świecie kości". Z obawą, niepewnością, a wręcz z niechęcią, postanawiają jeszcze raz odegrać swoje role i uratować przyjaciela.
Kieron Gillen ("Star Wars", "Uncanny X-Men") nie jest odkrywczy, przenosząc nastolatków do wnętrza gry, ale trudno mu odmówić pomysłowości w kreowaniu świata. Scenarzysta puścił wodze fantazji, zlepiając rozmaite motywy i tropy, które rozpoznają miłośnicy papierowych RPG. Jeżeli spodziewacie się prostej zrzynki z "Dungeon & Dragons" czy "Cyberpunka 2020", czeka was nie lada niespodzianka. Gillen czuje się w tych realiach jak ryba w wodzie, dlatego może sobie pozwolić na dekonstrukcję schematów, mieszanie rozwiązań i tworzenie nowych. Nie chcę zdradzać szczegółów, bo na każdej stronie roi się od zaskoczeń, ale napiszę wprost - "Die: Fantastyczne rozczarowanie" to pozycja obowiązkowa dla fanów papierowych gier fabularnych.
Ogromnym plusem jest także dobór rysowniczki. Malarski styl Stephanie Hans idealnie koresponduje z fantastyczną, nieco oniryczną wizją Gillena. Pierwszy tom serii "Die: Fantastyczne rozczarowanie" to zaledwie wprowadzenie, ekspozycja i pobudzenie apetytu. Było pysznie, ale po 160 stronach ciągle jestem głodny i czekam na więcej.