"Corto Maltese, t. 10 - Tango": boskie Buenos [RECENZJA]
"Tango" to już 10. album kultowej serii "Corto Maltese". Gdzie tym razem Hugo Pratt rzuca romantycznego marynarza?
Rok 1923. Maltański obieżyświat trafia do Argentyny. Chce odszukać przyjaciółkę, znaną z tomu "Bajka Wenecka", polską Żydówką Luizę Bruszowic. Niestety, spóźnił się. Dziewczyna została zamordowana, a jej córeczka zapadła się pod ziemię.
Próbując dopaść sprawcę, Corto Maltese wikła się skomplikowaną intrygę sięgającą najwyższych szczebli. Na swojej drodze spotyka korowód typów spod ciemnej gwiazdy: alfonsów ze spółdzielni "Warszawa", cyngli, umoczonych gliniarzy i pewnego słynnego rewolwerowca, który powinien być martwy. Trup ścieli się gęsto.
Tym razem tło historyczne nie odgrywa tak istotnej roli, jak zwykle, a nieodłączny dla serii Rasputin zostaje tylko wspomniany.
Hugo Pratt skupia się przede wszystkim na kryminalnym aspekcie opowieści, czyniąc z "Tanga" rasowe noir w duchu "Chinatown" czy "Trzeciego człowieka". Jednocześnie nie rezygnując z charakterystycznej dla cyklu lekko onirycznej atmosfery.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Choć to już 10. tom serii, po autorze absolutnie nie widać spadku formy. Pratt wciąż genialnie opowiada obrazem, kadrowanie to poezja, a wyblakłe kolory idealnie oddają duszny klimat spalonego słońcem Buenos Aires. Wielka szkoda, że do końca zostały tylko dwa tomy.