Baltimore, tom 1 - recenzja komiksu wyd. Egmont
Po "Baltimore" powinny sięgnąć zarówno sieroty po "Hellboyu" i "B.B.P.O.", jak i wszyscy ci zakochani w horrorze klasy B. To znakomita historia, którą wciągniecie na jedno, góra dwa posiedzenia.
Choć dwie sztandarowe serie sygnowane przez Mike'a Mingolę dobiegły końca, nie oznacza to, że twórca Hellboya zostawił nas z niczym. Wydane w Polsce "Niesamowita Dokręcana Głowa", "Homar Johnson" czy w końcu "Abe Sapien" to tytuły z powodzeniem eksplorujące komiksowe uniwersum, u podwalin którego legł cykl o agencie do spraw paranormalnych z wielką kamienną łapą.
Akcja "Baltimore" rozpoczyna się w sierpniu 1916 r. Działania na froncie pierwszej wojny światowej zostają wstrzymane po tym, jak Europę zalewa tajemnicza epidemia i fala wampiryzmu. Tytułowy lord Henry Baltimore to okaleczony brytyjski żołnierz samotnie przemierzający Stary Kontynent w poszukiwaniu Haigusa, starożytnego wampira, z którym ma do wyrównania osobiste rachunki. Z czasem okazuje się, że jego vendetta wpisuje się w szerszy, można nawet powiedzieć, globalny kontekst.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Wprawdzie komiks lokuje się poza Mignolawersum, to w niczym nie odstaje od wspomnianych tytułów i ma wszystko, za co pokochaliśmy twórczość Mignoli oraz wspierającej go ekipy w osobach Johna Arcudiego czy Scotta Alliego.
Staromodna gotycka groza, body horror, mistycyzm, magia, wymyślne monstra, ale też dramat obyczajowy, powieść drogi i w końcu spektakularna rozwałka. Na fabułę "Baltimore" składają się schematy doskonale znane fanom "Hellboya", ale też "B.B.P.O". Mamy bowiem tu zarówno skalę mikro z formułą monster of the week, jak i majaczącą złowrogo na horyzoncie apokalipsę zagrażającą nie tylko głównemu bohaterowi, ale i całej ludzkości.
Za rysunki odpowiada Ben Stenbeck, którego możecie kojarzyć, jeśli mieliście w rękach wydany u nas "Hellboy i BBPO - 1952–1954". Operuje on stylem lokującym się gdzieś między Mikiem Mignolą, Richardem Pacem, a Guyem Davisem, czyli cartoonowym realizmem charakterystycznym dla rzeczy ukazujących się w obrębie tego literackiego świata. Nic wybitnego, ale na pewno porządne rzemiosło z wieloma fantastycznymi pomysłami, głęboko zakorzenione w pulpowej konwencji.
"Baltimore" nie odkrywa koła na nowo, jednak oferuje w zasadzie te same emocje, co większość opowieści osadzonych w Mignolawersum. To znakomicie poprowadzona, trzymająca w napięciu - przynajmniej w pierwszym tomie - historia spod znaku czytadeł, które ciężko odłożyć, jeśli weźmie się je na warsztat. Idealna rozrywka niepozbawiona przy okazji głębszego, choć dobrze znanego wszystkim przesłania ("Prawdziwymi potworami są ludzie").
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wybieramy się na wakacyjną podróż śladami hitowych filmów i seriali, zachwycamy się słoneczną Taorminą, przypominamy najbardziej wstrząsające odcinki "Black Mirror" i komentujemy nowy sezon show Netfliksa. A na koniec sprawdzamy, jak wypadł Marcin Dorociński w "Mission:Impossible". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.