"Anibal 5" – recenzja komiksu wydawnictwa Scream Comics
Eksplodująca ejakulacja, zmiany płci i maratony orgii z seks-robotami. Wymysł szalonego erotomana? Ciepło. Ot kolejny komiks Alejandro Jodorowskiego.
Przerobiliście już wszystkie "Bouncery", "Technokapłanów" czy "Incale", a Jodo ciągle wam mało? Z pomocą pędzi Scream Comics, które w swojej ofercie ma coś specjalnie dla was.
"Anibal 5" to dwutomowa seria sci-fi zamknięta w eleganckim integralu, która oryginalnie ukazała się na początku lat 90. nakładem kultowego Les Humanoïdes Associés.
Tytułowy bohater jest agentem do zadań specjalnych, pracującym dla Organizacji Obrony Europejskiej. I dodajmy, że nie byle jakim, bo wyposażonym w śmiercionośne uzbrojenie cyborgiem o chuci Rocco Siffrediego i Rona Jeremy'ego razem wziętych.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Na bez mała 130 str. Jodorowsky każe Anibalowi, oprócz współżycia z zastępami modelek, zmieniać wygląd i płeć (w imię wyższego dobra) czy walczyć z zakochanym w małpie kosmicznym tyranem i super feministką, która do walki z patriarchatem rzuca… lewitujące samice afrykańskiej fauny. A to tylko mała próbka absurdalnych pomysłów, jakie tu znajdziecie.
Fabularnie to najkrócej rzecz ujmując mknąca na złamanie karku erotyczna zgrywa żerująca na dobrze znanych gatunkach i konwencjach, unurzana w rubasznym i dość niedzisiejszym humorze.
Alejandro Jodorowsky dworuje sobie ze space opery, powieści szpiegowskiej spod znaku 007, a w końcu heroicznych popisów superbohaterów. Zbytnio nie przejmując się przy tym logiką, o motywacjach bohaterów nie wspominając. Ale przecież nie o to w tym cyrku chodzi.
Za warstwę formalną odpowiada Georges Bess. To ceniony francuski artysta, znany ze współpracy z Jodorowskim przy "Juanie Solo" czy wybitnym "Białym Lamie". "Anibal 5" nie jest na pewno jego największym osiągnięciem, acz trudno zarzucić mu jakieś warsztatowe niedociągnięcia. Jego humorystyczna kreska świetnie oddaje komizm historii, uwypuklając umowność i absurdalność scenariusza. Wszyscy ceniący sobie styl Bessa i kobiety o bujnych kształtach nie powinni poczuć się zawiedzeni.
"Anibal 5" nie można też z całą pewnością zaliczyć do kanonu najlepszych dokonań Jodorowskiego. Od "Incala" czy "Białego Lamy" dzielą go całe lata świetlne. Jednak to też historia zupełnie innego kalibru i rzecz, którą raczej powinno się traktować w kategoriach niezobowiązującej ciekawostki. Jeśli kochacie takie klimaty, to jesteście w domu.