Żywot pewnego zabójcy
Wąż ma to do siebie, że jest cichy, a jego spojrzenie i dotyk nieuchronne. Zmienia skórę, odradza się wraz z każdą wylinką. Pozostawia za sobą ślady na piasku, ale też ułamki własnej cielesności, jakby właściwie o nią nie dbał. Zabija nie wtedy, gdy dosięgnie ofiarę, lecz wtedy, gdy ją wybiera. Już wtedy możesz być pewny, że nie żyjesz... I tak działa wąż Marlo. Zabójca, który dojrzewając, umierając wielokrotnie, pozbawił się człowieczeństwa. Główny bohater drugiej powieści Marcina Wrońskiego. Nie tyle kontynuacji, co rozwinięcia głównego wątku, który cicho wypełzł ze zbioru Tfu, pluje Chlu!. Zagłębiając się w lekturę tej naprawdę wartej przeczytania historii, przyszły mi na myśl indiańskie plemiona. Miały one w zwyczaju udowadniać „dorosłość” swych najmłodszych, skazując ich na głodówkę i tułaczkę. Ten rytuał, w którym cierpienie cielesne miało doprowadzić do pozbycia się przez jednostkę unieruchamiającej, więżącej jego wnętrze, powłoki człowieczeństwa, był najważniejszym w życiu. Tylko w ten sposób,
bez owego „ziemskiego” balastu, człowiek mógł skontaktować się z duchami. Otrzymać od nich odpowiedź na pytania o przyszłość, o teraźniejszość i przeszłość, lecz przede wszystkim, o to, kim młody człowiek zostanie w życiu, kto będzie nim kierował i co jest mu przeznaczone. Podobnie zresztą czynią do dziś szamani. Poprzez rytm i odurzenie, wymykają się z ciała, by spotkać się z duchami.... Tak i Marcin Wroński, kreuje swoje postacie. Z jednej strony, jakby brał wzór z rozdwojonego języka tytułowego węża, zmusza własnego bohatera do zmiany wnętrza swojej powłoki, z drugiej, sam staje się tym, który odrzucając teraźniejszość, naprawdę w pełni wkracza w wygenerowany przez siebie świat.
- „Jesteś wężem.
- Jestem też człowiekiem.”
Jesteś przede wszystkim zabójcą... Tym staje się odnaleziony przez Omara Marlo. Szkolony, wciąż udoskonalany, stał się idealnym zabójcą. Narzędziem, które jednak pozostało człowiekiem. Czyli kimś jednak niedoskonałym. Jego życie, stopnie nauki, na które mozolnie się wspinał przy błogosławieństwie czterech żywiołów: Chlu, Pufa, Agni i Erha, jest kanwą tej historii. Jego dojrzewanie i poznawanie świata. Ale też on sam – świat wykreowany przez wyobraźnię Wrońskiego, jest wart poznania. Skupia się w nim wszystko, to co znamy, jak mitologia Ameryki Północnej, czy Afryki, opowieści biblijne czy zwyczajne historie tzw. ludów pierwotnych, ale w sposób dość intrygujący. Z jednej strony wchodzimy w świat, który znamy, z drugiej jednak skropiony porcją nauki i wątpiący. Wątpiący w boskość, ale też w samego człowieka. Świat, w którym jest miejsce dla zabójcy i jego celu, dla intryg politycznych, ale także historii miłosnej. Bo wąż, jako ten jednak niedoskonały, wciąż jeszcze zostaje... człowiekiem. Walczącym o
wyższość zwierzęcej nauki, nad zakodowaną w powłoce słabością ludzkości. Uczuciami. Dziwnymi drganiami, które niweczą lata pracy. Słabością, przez którą może zginąć. Jedyną.
Symboliczne wydaje się być „błogosławieństwo”, które składa na okładce tej powieści Ewa Białołęcka. W końcu któż inny, jak nie ona, potrafi zrozumieć i odczytać ból utraty człowieczeństwa na rzecz „pracy”, wyznaczonego celu, przeznaczenia. Ale też obserwować bunt pozostałości owych iskierek, które wciąż starają się wydostać na zewnątrz. Stają naprzeciw naukom i dyscyplinie, uderzając rozżarzoną sferą w to, co nazywamy uczuciami i budzą je. Walcząc z nową siłą, które odebrały przeznaczoną im powłokę. Powieść naprawdę ciekawa, choć przecież zabójców w historii fantasy już było sporo, wspominając choćby bohatera Robin Hobb. Ale oczytanie autora, choć widoczne i odczuwalne, nie przeszkadzało mu w stworzeniu własnej postaci. Osobowości, którą poznajemy od początku... Opowiadającej o sobie, ale też pozwalającej w dwojakiej narracji, spojrzeć na siebie. Rozwijającej się, zrzucającej kolejne wylinki węża. Jaka będzie dalsza część tej historii? Biorąc pod uwagę, iż to pierwszy tom trylogii, na pewno warty
wyczekiwania, gdyż zdaje się, iż Wrońskiego, autora doświadczonego, choć nie „rzucającego” się w oczy, sprawcy najtrudniejszego tytułu w polskiej fantasy, stać naprawdę na wiele.