Wielbiciele twórczości Alejandro Jodorowsky’ego i Jeana Giraud (aka. Mœbius) nie mają ostatnio powodów do narzekań. W ubiegłym roku polscy wydawcy zaczęli regularnie dostarczać na rynek dzieła obu panów. Dobra tradycja jest w 2016 kontynuowana. Wiele ważnych, wręcz epokowych, dzieł (wspólnych oraz solowych) już się ukazało. Sporo jest w zapowiedziach. Do księgarń trafiły (lub trafią): „Juan Solo”, „Diosamante”, „Castaka” oraz „Królewska Krew” – od oficyny Scream Comics. Bum Projekt opublikował „Oczy kota”. Egmont postarał się o „Feralnego Majora” oraz „Blueberry’ego”, a Taurus Media zadbał o „Bouncera”.
Panowie spotkali się w 1975 roku podczas próby filmowej adaptacji powieści „Diuna” Franka Herberta, którą miał wyreżyserować Chilijczyk, a Francuz miał zadbać m.in. o scenografię. Ostatecznie do realizacji filmu nie doszło, ale spotkanie zaowocowało wieloletnią, owocną współpracą. „Oczy kota” to było pierwsze dziecko, ale to właśnie „Incal” jest najbardziej znaną ich wspólną produkcją. Część polskich czytelników miała okazję zapoznać się z komiksem, gdyż w 2006 Egmont opublikował zbiorcze wydanie w tłumaczeniu Wojciecha Birka. Aktualna edycja, za którą odpowiada oficyna Scream Comics, różni się od poprzedniej kilkoma szczegółami: album jest większy, za nowe tłumaczenie odpowiadają Paweł Biskupski i Andrzej Luniak , a przede wszystkim zaprezentowano oryginalną oprawę kolorystyczną autorstwa Mœbiusa.
„Incal” to napisana i zilustrowana z rozmachem space opera. Epickie dzieło wielowątkowe i wielopłaszczyznowe. Połączenie awanturniczego s-f z symboliczną opowieścią. Przy głębszej, wielokrotnej lekturze kolejne warstwy znaczeniowe opadają i odsłaniają jądro opowieści.
Akcja skupia na niejakim Johnie DiFoolu, prywatnym detektywie klasy R, który jest mieszkańcem futurystycznego Miasta-Szybu. Detektyw nie jest szlachetną postacią. Ma wyraźne problemy z nadużywaniem alkoholu i uzależnieniem od wirtualnego seksu, jest tchórzliwy i egoistyczny. Nie grzeszy inteligencją. Jednak to w jego ręce przypadkowo wpada tytułowy artefakt, który jest świetlistym przedmiotem obdarzonym świadomością. A może jest inteligentną istotą? DiFool chcąc nie chcąc musi wznieść się ponad własne słabości i chociaż wcale tego nie pragnie - zostać bohaterem. Magiczny Incal jest jedyną szansą na oclenie całego Wszechświata przed rosnącymi siłami ciemności. Bohaterowi w wypełnieniu misji pomagają: ukochana Animah, betonomewa Dippo i groźny zabójca Metabaron oraz kilka innych pobocznych postaci.
W kolejnej warstwie znaczeniowej dzieło Jodorowsky’ego i Mœbiusa jest uniwersalną opowieścią o walce Dobra ze Złem, w tym konkretnym wypadku - Jasności z Ciemnością. Chociaż scenarzysta stara się unikać stricte chrześcijańskich odniesień, w swoich rozważaniach kierując się w stronę mistyki i metafizyki Wschodu, to jednak pewne chrystianistyczne elementy możemy dostrzec. Jest wybraniec, którego ofiarność i oddanie sprawie może ocalić (milcząco: zbawić) wszystkich mieszkańców Wszechświata. Mamy grupę akolitów, którzy nie zawahają się i chętnie poświęcą własne życie, aby tylko protagonista miał szansę wypełnić misję.
Warstwa graficzna jest dziełem Jeana Giraud, który występuje pod pseudonimem Mœbius. Osoby, które znają tego artystę głównie z westernu „Blueberry” będą głęboko zdziwione obcując z „Incalem”. Wizualnie obie produkcje się od siebie diametralnie różnią. W wypadku recenzowanego albumu rysunek jest uproszczony i dużo mniej precyzyjny. Właściwie ciężko znaleźć jakieś podobieństwa, jeśli już to w perfekcyjnej kompozycji planszy.
Nawet jeśli z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że „Incalowi” urosła broda i już tak nie świeci, to wciąż jest to pozycja klasyczna, a zarazem kultowa, bez znajomości której nie można się obyć. Wspólne dzieło Chilijczyka i Francuza przez dziesięciolecia wpływało (i nadal wpływa) na różne gałęzie popkultury. Bez niego nie byłoby takich filmów jak „Piąty element” Bessona czy „Matrix” Wachowskich. Jestem przekonany, że istnieje pewna grupa komiksów, które powinny być w ciągłej sprzedaży. Jeśli kiedykolwiek pokusiłbym się o przygotowanie listy tytułów, które każdy wielbiciel „sztuki sekwencyjnej” powinien przeczytać i posiadać w domowych zbiorach, to omawiane dzieło na liście by się znajdowało – i to wysoko.