Żona Elvisa miała dość. Jej romans nie był powodem rozstania
Priscilla Presley cierpiała, gdy Elvis stał się "przyzwyczajony do życia w ciemnych pokojach, prawie niewidujący słońca, uzależniony od tabletek na sen i zwalczających bezsenność, otoczony ochroniarzami". Po pewnej nocy, gdy pokazał jej, "jak prawdziwy mężczyzna kocha się ze swoją kobietą", żona króla rocka postanowiła odejść.
Priscilla Wagner poznała Elvisa Presleya jako nastolatka. Gdy miała 22 lata, stanęli na ślubnym kobiercu i wkrótce zostali rodzicami. Niestety życie u boku króla rock and rolla zamiast bajkę zaczynało przypominać koszmar. Priscilla Presley napisała o tym w książce "Priscilla. Elvis i ja" (ukaże się nakładem wyd. Znak 14 lutego). Na podstawie tych wspomnień Sofia Coppolla nakręciła film "Priscilla", który wszedł do polskich kin 9 lutego.
Poniżej publikujemy fragment książki "Priscilla. Elvis i ja", w którym żona Elvisa wspomina ostatnie wspólne chwile w 1972 r.
W tym czasie w moim życiu pojawiła kolejna dająca satysfakcję i wyzwalająca siła – karate. To była miłość i hobby Elvisa od lat, a ja zaczęłam ćwiczyć, żeby ponownie spróbować przyciągnąć jego uwagę i zyskać jego akceptację, tak jak w przeszłości, kiedy zapisałam się na lekcje francuskiego, ponieważ lubił ten język, i na balet, ponieważ uwielbiał ciała tancerzy, oraz tańczyłam flamenco, ponieważ był jego miłośnikiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2024 roku
Od dawna podziwiał eksperta kung-fu Eda Parkera, którego poznał wiele lat wcześniej. Zaczęłam więc brać u niego lekcje trzy razy w tygodniu. Szybko przekonałam się, że w tej sztuce chodzi o coś więcej niż przemoc. To była filozofia. Gdy Elvis zaczął mnie dopingować i doceniać postępy, zaangażowałam się jeszcze bardziej.
Po powrocie do Memphis spał całymi dniami, a ja zajęłam się jeszcze inną wschodnią dyscypliną, koreańską sztuką taekwondo. Całkowicie się jej poświęciłam i dostałam na jej punkcie takiego samego bzika jak Elvis. (...)
Teraz rozumiałam już uzależnienie Elvisa od karate. Dzięki niemu można było osiągnąć pewność siebie i zapanować nad swoim ciałem. W 1972 r., gdy Elvis występował w Vegas, poznałam jednego z najlepszych ekspertów od tej sztuki walki w Stanach Zjednoczonych w tamtym czasie, Mike’a Stone’a. Tego szczególnego wieczoru był ochroniarzem znanego producenta muzycznego. Po koncercie odwiedzili Elvisa za kulisami. Stone wywarł na wszystkich o wiele większe wrażenie niż hałaśliwy szef, któremu towarzyszył. Elvis nie szczędził Stone’owi komplementów; on, Sonny i Red mieli wiele pytań. Kilka lat wcześniej oglądaliśmy go na turnieju na Hawajach i podziwialiśmy jego technikę.
Później tego wieczoru, w Imperial Suite, Elvis zachęcił mnie do rozpoczęcia treningów z Mikiem.
– Ma w sobie coś z zabójcy. Nic, co ma dwie nogi, nie da rady go pokonać. Jestem pod ogromnym wrażeniem, odkąd pierwszy raz zobaczyłem go w walce. To prawdziwy twardziel, podoba mi się jego koci styl. (...)
Zaczęłam wychodzić z zamkniętego świata Elvisa, uświadamiając sobie, pod jakim kloszem żyłam do tej pory. (...) Sztuki walki dały mi pewność siebie i przekonanie, że zaczęłam wreszcie doświadczać własnych uczuć i wyrażać emocje, jak nigdy dotąd. Przyzwyczajona do tłumienia gniewu, teraz mogłam wreszcie szczerze dać mu upust bez obawy o oskarżenia czy wybuchy agresji. Skończyłam z przepraszaniem za własne opinie i śmiechem z żartów, które mnie nie bawiły. Rozpoczęła się transformacja, w której nie było już miejsca na strach i obojętność. Stałam się wreszcie pewna siebie, a w wyniku tego zniknęły moje sztuczne rzęsy i mocny makijaż, biżuteria i krzykliwe ubrania. Przestałam nosić broń.
Zobaczyłam prawdziwą siebie po raz pierwszy i przyzwyczajenie się do tego obrazu miało zająć mi trochę czasu. Obserwowałam też małżeństwa spoza naszego najbliższego kręgu, w których w kwestii życia codziennego i określania długoterminowych celów kobieta miała do powiedzenia tyle samo co mężczyzna. Uświadomiłam sobie, że życie, jakie prowadziłam przez tak długi czas, było bardzo nienaturalne i szkodziło mi. Moje relacje z Mikiem przerodziły się w romans.
Nadal bardzo kochałam Elvisa, ale w ciągu następnych kilku miesięcy zrozumiałam, że będę musiała podjąć kluczową decyzję dotyczącą przyszłości. Wiedziałam, że powinnam przejąć kontrolę nad własnym życiem. Nie mogłam oprzeć się temu nowemu spojrzeniu na siebie. Świat stał przede mną otworem i musiałam znaleźć swoje miejsce.
Żałowałam, że nie mogłam podzielić się tym wszystkim z Elvisem. Od wczesnej młodości kształtował mnie tak, bym stała się narzędziem w jego rękach. Z miłości poddałam się jego wpływowi, starając się zaspokoić każde jego pragnienie. A teraz Elvisa nie było.
Przyzwyczajony był do życia w ciemnych pokojach, prawie niewidujący słońca, uzależniony od tabletek na sen i zwalczających bezsenność, otoczony ochroniarzami, którzy odgradzali nas od rzeczywistości… A ja tęskniłam za bardziej zwyczajnymi przyjemnościami. Zaczęłam doceniać proste rzeczy, które chciałabym dzielić z Elvisem, a których do tej pory nie miałam: spacery po parku, kolację przy świecach we dwoje, śmiech.
Elvis musiał zauważyć moje rozterki. Kilka miesięcy później w Las Vegas, między jednym koncertem a drugim, Joanie, Nora Fike, żona Reda Pat i ja jadłyśmy kolację we włoskiej restauracji w Hiltonie. Do stolika podszedł menadżer z wiadomością, że Elvis chce się ze mną spotkać na górze w apartamencie. Pamiętam, pomyślałam, że to bardzo niezwykłe zachowanie jak na niego. Elvis rzadko wracał do apartamentu między występami.
Zaciekawiona, poszłam tam, a kiedy weszłam do apartamentu, zastałam Elvisa leżącego w łóżku i najwyraźniej na mnie czekającego. Wziął mnie w ramiona i gwałtownie się ze mną kochał. Czułam się niekomfortowo, było to niepodobne do żadnego innego razu, gdy uprawialiśmy miłość. Na końcu wyjaśnił:
– Prawdziwy mężczyzna właśnie tak kocha się ze swoją kobietą.
To nie był łagodny, wyrozumiały mężczyzna, którego darzyłam ogromnym uczuciem. Był na haju, a po tym, gdy się rozwinęłam jako osoba i zobaczyłam, że może być inaczej, stał się dla mnie kimś obcym.
Płakałam w ciszy, gdy Elvis wstał, by przygotować się do występu. Aby małżeństwo mogło przetrwać, musiałby rozbić wszystkie sztuczne bariery ograniczające nasze życie jako pary. Pozostawało zbyt wiele miejsca na wątpliwości, zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, bym mogła ogarnąć to umysłem. Trudno mu było pogodzić się z rolą ojca i męża. A ponieważ żadne z nas nie potrafiło usiąść i szczerze porozmawiać o problemach zagrażających rodzinie, wydawało się, że nie ma dla nas nadziei.
To, co naprawdę bolało, to fakt, że nie zwracał uwagi na mnie jako kobietę, a próba pojednania z jego strony przyszła za późno; zdążyłam już przejąć kontrolę nad swoim życiem.
Tej nocy w ogóle nie zmrużyłam oka, rozpaczałam nad tym, co musiałam mu powiedzieć. Był moją jedyną wielką miłością. Gdy tak na niego patrzyłam, myślałam o tych wszystkich razach, kiedy gładziłam palcami jego usta i nos, przeczesywałam włosy – zawsze kiedy spał. A teraz czekałam, aż się obudzi, czekałam na odpowiedni moment – jeśli w ogóle mógł taki nadejść. Na tym etapie naszego małżeństwa bywaliśmy razem tak rzadko, że nie potrafiłam przewidzieć jego reakcji na moje wyznania; mogłam tylko próbować ją sobie wyobrażać.
Było krótko po drugiej po południu, wstałam już i zaczęłam pakować rzeczy, kiedy Elvis obudził się i zapytał ostrożnie:
– Dokąd się wybierasz?
– Muszę wracać.
– Tak szybko? Jest wcześnie. Zazwyczaj nie wracasz tak wcześnie.
– Wiem – zgodziłam się. – Ale muszę wracać. Mam coś do zrobienia. – Zawahałam się. – Najpierw jednak muszę ci coś powiedzieć. – Przestałam się pakować i popatrzyłam na niego. – To prawdopodobnie najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek będę musiała powiedzieć. – Zrobiłam długą przerwę, a potem wyjąkałam: – Odchodzę.
Usiadł i spytał:
– Co masz na myśli?
Jeszcze nigdy, przez cały czas trwania naszego małżeństwa, nie zasugerowałam, że mogłabym zrobić coś takiego.
– Mam na myśli nasze małżeństwo.
– Czyś ty oszalała? Masz wszystko, czego może zapragnąć kobieta. Chyba nie mówisz poważnie, słodziaku. Cholera – dodał udręczonym głosem. – Nie wierzę własnym uszom. To znaczy, że byłem tak ślepy, że nie wiedziałem, co się dzieje? Tak bardzo pochłonęły mnie własne sprawy, że nic nie zauważyłem.
– Żyjemy oddzielnie.
W końcu zapytał:
– Czy odebrał mi cię inny mężczyzna?
– Nie chodzi o innego mężczyznę. Tu chodzi o mnie i moje życie. Po raz pierwszy odnalazłam siebie.
Podniósł wzrok i w milczeniu się we mnie wpatrywał, gdy kończyłam pakowanie; wreszcie zamknęłam walizkę. Chciałam podejść do drzwi, ale nie mogłam się powstrzymać przed powrotem w jego ramiona. Przytuliliśmy się, po naszych twarzach lały się łzy.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Priscilla. Elvis i ja", która ukaże się nakładem wyd. Znak 14 lutego.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialach, które "ubito" zdecydowanie za wcześnie oraz wymieniamy te, które powinny pożegnać się z widzami już kilka sezonów temu. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.