Zjawiskowa She-Hulk. Tom 1 – recenzja komiksu wyd. Egmont
Jeżeli She-Hulk znacie wyłącznie z serialu Disney+, to czym prędzej sięgnijcie po komiksowy pierwowzór wydany niedawno przez Egmont. To klasyka pełną gębą, która sprawia świetne wrażenie nawet po 30+ latach, a przy okazji jest ważną lekcją komiksowej historii.
Na wstępie zamknijmy temat serialu "She-Hulk", który z jednej strony tchnął w tytułową bohaterkę nowe życie, a z drugiej stał się źródłem spolaryzowanych opinii. Komiks "Zjawiskowa She-Hulk" również można albo kochać, albo nienawidzić, przy czym John Byrne (scenariusz i rysunki) odwalił zdecydowanie lepszą robotę niż ekipa od Disneya.
She-Hulk to oczywiście kobiecy odpowiednik jednego z najpopularniejszych i najbardziej charakterystycznych herosów uniwersum Marvela, ale zdecydowanie nie jest prostą kalką i wynikiem jakichś komiksowych parytetów. Jennifer Walters zaistniała w świecie superherosów w 1979 r. (i to od razu we własnej serii - "The Savage She-Hulk") jako kuzynka Bruce’a Bannera, która zamienia się w zieloną kupę mięśni po transfuzji krwi od wiadomego krewnego. Dziesięć lat później John Byrne zaczął pisać i rysować "Zjawiskową She-Hulk", wprowadzając zupełnie nową jakość i spojrzenie na tytułową postać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"The Crown" Netfliksa. Zapomniana postać z historii? Do dziś aktor słyszy to pytanie
"She-Hulk" Byrne’a to seria komediowo-przygodowa, w której Jennifer Walters po raz pierwszy zburzyła czwartą ścianę kilka lat przed Deadpoolem. Zmysłowa i wygadana prawniczka jest dzięki temu pomostem między klasycznym spojrzeniem na komiks superbohaterski a inteligentną satyrą. Ze świecą szukać podobnego połączenia, gdzie bohaterka odpiera inwazję z kosmosu, wyrusza na wyprawę do wnętrza Ziemi, a jednocześnie walczy o prawdę, sprawiedliwość i odszkodowania.
Kreska i humor Byrne’a zupełnie się nie zestarzały i nawet po ponad 30 latach "Zjawiskowa She-Hulk" to świetna lektura dla wyrobionych czytelników. A także ważny rozdział w historii amerykańskiego komiksu i świadectwo bezkompromisowości Byrne’a. Już sama okładka przypomina, jak autor igrał z Comics Code Authority (She-Hulk w bikini z piłką plażową to nawiązanie do okładki "Vanity Fair" z ciężarną i nagą Demi Moore). A w numerze #40 (niezawartym w tym tomie) narysował nagą She-Hulk skaczącą na skakance, która komentuje, że "Marvel zrobi wszystko, by podbić sprzedaż".
"Zjawiskowa She-Hulk" to luźna, zabawna i świetnie pomyślana satyra, przy której nie da się nudzić. Klasyczna kreska Byrne’a w połączeniu z charakterystyczną dla epoki paletą barw to uczta dla oczu. Czekam na więcej.