1629 albo przerażająca historia rozbitków z Dżakarty. Aptekarz diabła - recenzja komiksu wyd. Egmont
Nie ulega wątpliwości, że "1629 albo przerażająca historia rozbitków z Dżakarty. Aptekarz diabła" to nie jest lektura dla ludzi o słabych nerwach. Ta opowieść ukazująca mroczne strony ludzkiej natury naprawdę potrafi zmrozić krew w żyłach, a sugestywne rysunki Thimothéego Montaigne’a sprawiają, że niemal namacalnie możemy odczuć grozę wydarzeń sprzed prawie czterech wieków.
Nasz niepokój jest jeszcze większy za sprawą świadomości, że Xavier Dorison przy tworzeniu scenariusza oparł się na historii, która naprawdę się wydarzyła w pierwszej połowie XVII wieku na statku "Batavia" (tak dawniej nazywano właśnie Dżakartę) należącym do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (w skrócie VOC).
Oczywiście autorzy dodali tutaj sporo od siebie, chcąc uczynić całą opowieść bardziej wciągającą, ale starali się wiernie oddać realia życia na ówczesnych niderlandzkich statkach. Dość szybko możemy się zaś przekonać, że było tam niczym w piekle – i nie chodzi jedynie o fatalne warunki sanitarne czy marne racje żywnościowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co po "Barbie"? W kinach nie będzie nudy
Od początku jasne jest też, że dla VOC-u liczą się jedynie pieniądze, a zbyt długo trwający rejs oznacza dla kompanii straty. Nic więc dziwnego, że będący jej przedstawicielem na "Dżakarcie" subrekarg Francisco Pelsaert zrobi wszystko, by dotrzeć do celu w wyznaczonym terminie. Co ciekawe, ma on na statku władzę większą nawet niż kapitan Arian Jakob. Tych dwóch mężczyzn nie znosi się już przed wypłynięciem z portu, a swoje trzy grosze do ich rywalizacji dorzuca jeszcze Jeronimus Cornelius. Zresztą i bez tego trudno byłoby nie zastanawiać się, czemu ten wykształcony aptekarz zdecydował się zostać zastępcą Pelsaerta. No cóż, przekonamy się, że jego plany są naprawdę mroczne!
O ile poczynania tytułowego aptekarza obserwujemy z rosnącą zgrozą, o tyle nasze współczucie budzi podróżująca na "Dżakarcie" piękna Lukrecja Hans. Nie dość bowiem, że musi wyruszyć tuż po pogrzebie dziecka, sam rejs jest dla niej koszmarem, to na domiar złego u celu czeka na nią tyranizujący ją mąż. Jakby tego było mało, to właśnie ona rozpala wyobraźnię Corneliusa równie mocno jak drogocenny ładunek transportowany na statku. Należące do VOC-u skrzynie pełne złota i klejnotów kuszą zaś nie tylko jego, lecz również brutalnie tratowaną załogę.
Nie mamy wątpliwości, że w tych okolicznościach niewiele trzeba, by wybuchł bunt, a w tym przypadku Jeronimus zdaje się igrać z ogniem – pytanie brzmi, czy nie przeliczy się w swoich rachubach. Z kolei pełne dramatyzmu zakończenie pierwszego tomu sprawia, że z niecierpliwością będziemy czekać, by móc poznać finał tej mrocznej historii.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.