Ziemowit Szczerek nie hamował się. "Putin to zbrodniarz"
Ludzie w Ukrainie patrzą na ruiny swoich żyć, ale nie tracą nadziei. A na czele mają człowieka, który dodaje im otuchy i skutecznie pozyskuje sympatię dla walczącego kraju na całym świecie. Ziemowit Szczerek, polski dziennikarz i pisarz, wrócił właśnie z Ukrainy i zaczął pisać sztukę teatralną, w której przygląda się temu krajowi przez pryzmat jego prezydenta.
Przemek Gulda: Wracasz właśnie z Ukrainy. Czemu zdecydowałeś się tam pojechać?
Ziemowit Szczerek: Pojechałem pomóc znajomym wyjechać. Byłem w Sarajewie, gdy zaczęła się wojna, nie kładłem się do łóżka, bo wiedziałem, że nie zasnę. Trochę jak w stuporze tym razem pojechałem na północ. Na północ od Sarajewa - do Ukrainy.
Gdzie dokładnie byłeś? Jak tam wyglądała sytuacja?
Byłem tylko na zachodzie Ukrainy, we Lwowie, w Karpatach i na Zakarpaciu. Szukaliśmy drogi, którą moglibyśmy wyjechać z kraju, nie ładując się w humanitarną katastrofę, a tak wyglądają obecnie przejścia graniczne z Polską. Kolejki aut na kilkadziesiąt kilometrów, a między tym wszystkim - ludzie, głównie matki z dziećmi, bo mężczyźni zdolni do walki mają zakaz wyjazdu z kraju. Wyjechaliśmy w końcu przez Rumunię.
Jak dziś wygląda poruszanie się po Ukrainie? Korki? Posterunki wojskowe? Zniszczone drogi i mosty? Czy nic z tych rzeczy?
Korki i posterunki. I wystraszeni, i podkręceni emocjonalnie obywatele, patrzący podejrzliwie na obcych - boją się rosyjskich dywersantów. Mnie, na przykład, złapali klerycy - to w sumie zabawne - z bejsbolami. To na zachodzie. Im dalej na wschód - zniszczone drogi i mosty. Naoglądałem się tego wcześniej na Donbasie. Wschód Ukrainy trochę przywykł do takich masakr. Niestety. Putin funduje naszym sąsiadom co jakiś czas koszmar takiego właśnie typu. To zbrodniarz.
Polskie gwiazdy angażują się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Dają przykład innym
Czym ta wojna w rzeczywistości, na miejscu, różni się od tego, jak wygląda w telewizji i mediach społecznościowych?
Każda wojna się różni od tego, co widać w telewizji czy innych mediach. Media choćby nie chciały i były jak najuczciwsze, zawsze będą pokazywały wycinek rzeczywistości, i to wycinek najbardziej dramatyczny. Paradoks polega na tym, że z jednej strony ten medialny dramatyzm nie oddaje rzeczywistego dramatu ludzi, który próbuje opisać, bo osobiste dramaty są nie do opisania, natomiast panika i histeria, jaką budzi w odbiorcach, jest często o wiele większa od tej odczuwanej na miejscu.
Mam wrażenie, że ludzie, próbujący przetrwać i radzić sobie z tym, co mają przed sobą, a nie na ekranie, myślą bardziej racjonalnie. Ale teraz na Ukrainie nie byłem ani w Kijowie, ani w Chersoniu, ani w Charkowie. Na miejscu są teraz dziennikarze tacy jak Paweł Pieniążek, Marcin Wyrwał, Piotr Andrusieczko. Oni widzą bombardowania, zabitych ludzi.
Udało ci się rozmawiać z ludźmi na miejscu? Co mówią?
Nienawidzą tej wojny, która wtargnęła im w życia, plany, bezpieczeństwo, wrażliwe miejsca. A ta nienawiść, cóż poradzić, przerzuca się na wroga. "Mówicie nam, żebyśmy nie nienawidzili, ale łatwo tak mówić z perspektywy fotela, a gdy się siedzi pod bombami, to ta nienawiść po prostu jest i tyle" - mówiła moja koleżanka i trudno jej nie rozumieć. Nawoływanie do wybaczenia i cierpliwości to przywilej ludzi z bezpiecznych miejsc. Nie znaczy to, że nie powinno się do tego dążyć, ale nikt nie jest w stanie zagwarantować stabilności swoich emocji, kiery patrzy na gruzy swojego życia. A na to muszą dzisiaj patrzeć Ukraińcy.
Jakie nastroje tam dziś panują?
Z jednej strony - niepewność, lęk, strach o najbliższych, o dorobek życia. Z drugiej - wszyscy podnoszeni są przez cały czas na duchu przez "kozacką" fantazję żołnierzy i poparcie świata.
Poparcie? Czy nie jest raczej tak, że ludzie w Ukrainie mają żal, a może wręcz są wściekli na świat za zbyt małe zaangażowanie w ratowanie ich kraju?
Tak i nie. Z jednej strony są rozczarowani, że walczą sami i nikt nie wprowadza wojsk, żeby im pomóc, z drugiej - wiedzą, że świat robi to tylko dlatego, że boi się broni jądrowej Putina. I czują poparcie świata tak czy owak.
Masz pisać sztukę o prezydencie Zełenskim. Już się za to zabierasz, czy czekasz na to, co się dalej stanie?
Już piszę. To nie będzie sztuka newsowa. To znaczy - wojna i rzeczywiste wydarzenia tam oczywiście będą, ale to będzie bardziej spojrzenie na Ukrainę przez pryzmat tej postaci. Zełenski, zanim zaczął grać swoją rolę życia w czasie rzeczywistym, wcale nie był superzarąbistym prezydentem. Nie chcę go oceniać jednoznacznie - ani in plus, ani in minus. Jest ciekawym, bardzo ciekawym szkiełkiem, przez które można popatrzeć na cały kontekst.
Myślisz o ocierającym się o patos non-fiction czy raczej groteskowej tragikomedii?
Zero patosu. Je...ać patos.
Czym cię najbardziej zafascynował?
Pochodzi z Krzywego Rogu, to mocno zrusyfikowany obszar Ukrainy, zamieszkany przez poradzieckich robotników i inteligencję techniczną. Z takiego środowiska pochodzi Zełenski. Ja też pochodzę z rodziny inteligencji technicznej, rozumiem jej zdrowy pragmatyzm i niechęć do niefrasobliwego romantyzowania rzeczywistości. Zełenski był człowiekiem rosyjskojęzycznym, ukraińskiego uczył się niedawno. A mimo to stał się tym kim jest: ukraińskojęzycznym patriotą stojącym na barykadzie przeciwko rosyjskim najeźdźcom, mylnie interpretującym wartości, w jakich Zełenski wyrósł i które przecież rozumie. I nie tylko on przeszedł taką drogę. Prawie cała Ukraina przeszła podobną.
Jak oceniasz jego ostatnie działania? I te w rzeczywistości, i te w mediach społecznościowych?
Ukraina ma szczęście, że to on zajmuje się dziś jej reprezentacją w świecie. Umie to robić i pozyskuje dla kraju sympatię. I daje obywatelom otuchę. Jest, poza tym, odważnym człowiekiem.
Jak ci się wydaje, jak się to wszystko dla niego skończy?
Nie wiem.
Czy ma szansę przeżyć tę wojnę?
Tak.
Ale przecież ucieczka z kraju raczej nie wchodzi w grę.
Jeśli Rosjanie wezmą Kijów, możliwe, że stolica przeniesie się do innego miasta tymczasowo. Do Winnicy, Lwowa. Oby do tego nie doszło.
Czy jest jakieś wyjście z tej pułapki?
Tak. Wyczekać, aż Rosja padnie na pysk pod sankcjami i w wyniku ukraińskiej obrony, bardzo skutecznej jak dotąd. Finlandia przeżyła wojnę zimową kosztem Wyborga i Przesmyku Karelskiego, być może coś takiego stanie się w przypadku Ukrainy, a Wyborgiem będzie Donbas i Krym. Nie wiem.
Czyli jak, twoim doświadczonym okiem, wygląda sytuacja: jak może się skończyć się ta wojna?
Wolę nie przewidywać. Ale Rosjanie nie mają szans skutecznie okupować całej Ukrainy. To byłaby gra na wyniszczenie i Rosja musiałaby się wykrwawić i umrzeć. Przynajmniej ta w obecnej wersji.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski