Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:01

Zapamiętaj pary imion

Zapamiętaj pary imionŹródło: Inne
dgw5sqh
dgw5sqh

O ile nie sprawia problemu oddzielne zrecenzowanie każdego z tomów trylogii Sienkiewicza, różniącego się od pozostałych osobą głównego bohatera i rozgrywającego się w nieco odmiennej scenerii historycznej, o tyle trudno wyobrazić sobie ten proces w odniesieniu do trzech książek, wydanych wprawdzie w pewnych odstępach czasowych, lecz stanowiących niepodzielną całość. Teoretycznie – jeśli ktoś lubi zakończenia pozostawiające dalszą akcję w zawieszeniu - można przeczytać pierwszą część i na tym skończyć, natomiast nie znając jej treści nie sposób zrozumieć tego, co dzieje się w częściach dalszych. Stąd nasuwa się logiczny wniosek, by całą trylogię Patricii McKillip potraktować jako jedną opowieść w trzech odsłonach.

Nie jestem fanatycznym miłośnikiem fantasy, ale doceniam dobre powieści tego gatunku. Tą jednak pozycją, mimo zdecydowanie pozytywnej rekomendacji Andrzeja Sapkowskiego, nie zdołałam się jakoś zachwycić. Obiektywnie trudno jej cokolwiek poważnego zarzucić. Krótkie, skondensowane opisy doskonale podkreślają mroczną i tajemnicza atmosferę, przesycającą scenerię wydarzeń. Pojawiające się przed księciem Hed i jego towarzyszami drogi kolejne zagadki, będące jedynie fragmentami klucza do rozwiązana zagadki ostatecznej, trzymają w napięciu do ostatnich stron trzeciej części cyklu. Choć w całej trylogii powtarzają się motywy znane z innych utworów – jak tajemnicza misja powierzona osobie nieświadomej jej rzeczywistej wagi; istota zdolna zmieniać się nie tylko w człowieka czy zwierzę, ale równie dobrze w miecz czy płomień; zaczarowane przedmioty ożywające tylko w dłoniach wybrańca – nie sposób nie zauważyć, że każdy z nich wykorzystano w sposób twórczy i oryginalny.

A jednak lektura trochę mnie zmęczyła. Na pewno przyczyniła się do tego nieco ograniczona inwencja słowotwórcza autorki, dzięki której przed oczami czytelnika przewijają się liczne pary, tercety i kwartety podobnych fonetycznie imion i nazw : Morgon i Morgola, Yrth i Yrye, Rhu, Rood i Rork, Hed, Hel, Herun i Heureu, Tel, Tir, Tol i Tor... Nie lada pamięci trzeba, by się w tym nie pogubić, zwłaszcza, że główni bohaterowie przemieszczają się ze sporą dynamiką, napotykając coraz to inne miejsca i osoby. Nie ułatwiają poruszania się po tej skomplikowanej arenie wydarzeń niefortunne – zrodzone chyba w tłumaczeniu – frazy w rodzaju „pozbierał swoje kości z nocy” czy „jedno oko miał białe, drugie zamknięte”. Zdecydowanie zaś najtrudniej wyobrazić sobie zjawiska będące najważniejszym elementem wielu decydujących dla dalszego zwrotu akcji scen – mianowicie funkcjonowanie umysłów poszczególnych postaci jako tworów samodzielnych, egzystujących poza ciałem, lecz zdolnych do wykonywania mniej lub bardziej namacalnych
manewrów : „wślizgnął się teraz pod powłokę tej twarzy i uwolnił myśli, które eksplodowały imieniem Detha” , „tkał nieruchomość z kretów, robaków i glist (...) i oplatał nią swój umysł”, „otworzył się całkowicie na kipiel destrukcji”, „jego furia pęczniała, dopasowując się kształtem do wszystkich wgłębień i występów kamiennej pieczary”. Toteż z pewną ulgą opuściłam pole zmagań Naznaczonego Gwiazdkami i Panów Ziemi, by powrócić w bardziej klarowne i oswojone światy, w których poruszają się moi ulubieni bohaterowie: Drużyna Pierścienia i Biały Wilk z Rivii. Raczej mało prawdopodobne, bym po historię Mistrza Zagadek zapragnęła sięgnąć po raz wtóry...

dgw5sqh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dgw5sqh