Z notesem wśród zwierząt
To, że do książki o życiu seksualnym ludzi dr Martin dołożył sporo wiadomości o życiu seksualnym naszych braci mniejszych, nie jest niczym osobliwym.
Pomysł portretowania ludzi pod postacią zwierząt nie jest niczym nowym – Ezop żył ponad dwa i pół tysiąca lat temu, a już on nie tyle pisał własne bajki, co raczej kompilował i doskonalił opowieści stworzone na wiele lat, czy wiele pokoleń przed nim; na świetnym (choć oczywiście całkowicie imaginatywnym) portrecie pędzla Velasqueza, Ezop (który w rzeczywistości był najprawdopodobniej czarnoskórym Etiopem) trzyma w ręku stary foliał, który może nam służyć za symbol długiej wcześniejszej tradycji bajek zwierzęcych. Ale i tradycji późniejszej, bo z Ezopa przecież wyrastają średniowieczne bajki i przypowiastki ludowe, jak ta o lisie Renardzie, z Ezopa nasz Biernat z Lublina i z Ezopa wziął się La Fontaine, który, spolszczany przez Krasickiego, Trembeckiego czy Mickiewicza, też zrobił się trochę „nasz”. Kultura europejska wypracowała dzięki bajkom zwierzęcym cały katalog porównań: brudny jak świnia, wierny jak pies, zapobiegliwy jak mrówka (i, oczywiście, beztroski jak pasikonik), żarłoczny jak wilk, szczwany
jak lis. I jeśli dziś pan Kaczyński powtarza bonmot o „wilczych oczach” premiera Tuska, to czerpie z tamtego zestawu skojarzeń (choć, należy dodać, pojawiają się również koncepty zupełnie nowe, jak choćby słynny cytat z zapomnianej już posłanki, która „lubiła seks jak koń owies”).
Rzadziej jednak czytamy o sytuacji odwrotnej, o portretowaniu zwierząt na obraz i podobieństwo ludzi; dlatego też jakiś czas temu ujęła mnie niepozorna książeczka dr. Williama Martina pod rozbrajającym tytułem Racjonalne życie płciowe, przełożona przez Jana Wolskiego i wydana przez warszawską „Minerwę” (Chmielna 10, tel. 6.14-80) w roku 1936. Uwielbiam stare książki medyczne, a z nich najbardziej te, które dotyczą seksu, bo tam, mam wrażenie, autorzy szczególnie rozwijali swoje epickie zdolności i dokonywali prawdziwych cudów narracji, żeby opisać sprawy płci w sposób zarazem ciekawy i niebudzący oburzenia szacownych matron i ojców rodzin. Nic więc dziwnego, że starali się zwrócić uwagę raczej na samą opowieść, usiać ją mnóstwem szczegółów i ciekawostek, niż na sedno (by nie rzec: jądro) sprawy, które powinno się było ukazać czytelnikowi niejako mimochodem.
To, że do książki o życiu seksualnym ludzi dr Martin dołożył sporo wiadomości o życiu seksualnym naszych braci mniejszych, nie jest niczym osobliwym – to produkt wielkiej tradycji dziewiętnastowiecznej: darwinizmu i pozytywizmu, które starały się zawsze umieścić ludzi w szerszym polu widzenia (nieprzypadkowo ówczesne książki o „obcowaniu płciowem” pisane przez autorów religijnych, często księży, ignorowały amory niższych ssaków, płazów, gadów, a nawet przedstawicieli królestwa roślin, zastępując to obszernymi ustępami o grzechu i sakramentach). Rodzice, którzy zaczynają rozmowę z dziećmi o „tych sprawach” od kwiatków i pszczółek, świadomie lub nie nawiązują do tych właśnie tradycji.
Zacny doktor Martin zaszedł jednak dalej: poświęcił kilka stron „zboczeniom płciowym u zwierząt”, gdzie cytował obszernie badaczy tego zagadnienia, opisując kaczki, kanarki i króliki tak, jakby opisywał dostojnych rejentów i minoderyjne kupcowe, rozbudzone erotycznie gryzetki i nonszalanckich dziedziców fortun. A między wersami widać doskonale całą panoramę XIX-wiecznej prozy obyczajowej.
I tak zaczyna od ogólnych stwierdzeń: Niemożność zaspokojenia potrzeby organicznej wywołuje często u zwierząt szał erotyczny. W stajniach, oborach, wśród drobiu można zaobserwować wynaturzone akty między zwierzętami tej samej płci. Często też pod wpływem zmian naturalnych czy sztucznych, jakie zachodzą w ich narządach płciowych, zwierzęta zmieniają swoje upodobania seksualne; częstokroć dzieje się tak z kurami, które na starość zaczynają zachowywać się jak koguty.
Już tu widać typowe „krzepkie staruszki” z powieścideł, koniecznie ćmiące fajeczkę i zażywające tabakę, które na stare lata upodobniły się do wiekowych kawalerów! Czytajmy dalej: Zaobserwowano też liczne związki między osobnikami różnej rasy, a nawet różnego rodzaju, więc między: pawiem i kaczką, bażantem i kurą, kaczorem i kurą, królikiem i zającem, papugą i czyżykiem, kozłem i owcą, bykiem i klaczą, koniem i oślicą, bykiem i oślicą, osłem i krową, jeleniem i krową, psem i szakalem, psem i lwicą.
I tu docieramy do barwnego fragmentu o „parze amantów”:
Podajemy za Reaumurem w streszczeniu bardzo ciekawe spostrzeżenia: otóż ksiądz de Fonteau zakomunikował w Akademji nauk fakt, który powtarzał się codziennie w pewnym folwarku, mianowicie - królik spółkował z kurą.
Reaumur nie chciał początkowo wierzyć i prosił księdza o wypożyczenie mu tej niezwykłej pary amantów, gdyż chciałby sam poczynić pewne obserwacje.
Po przeniesieniu ich na nowe miejsce zachowywały się przez cztery dni zupełnie obojętnie względem siebie; piątego dnia królik zbliżył się do kury, potem wspierając się tylko na tylnych łapkach, skoczył z właściwą sobie lekkością na jej grzbiet, uchwycił przedniemi łapkami końce skrzydeł i wykonał akt płciowy.
Reaumurowi nie udało się stwierdzić, czy to zbliżenie było całkowite, w każdym razie akt ten zaspokoił królika.
Z właściwą sobie lekkością! Och, zdolny nasz Zbyszko Dulski, zdolny! Wykonał akt! I widać od razu, że akt powyższy zaspokoił ten naszego Zbyszka.
A zaraz potem istna pani Bovary: ten sam autor był świadkiem, że kaczka oddała się kolejno wszystkim kogutom, które były w pobliżu, gdy kaczor był na przechadzce. Już widzę biednego Karola na przechadzce, nieświadomego, ciągnącego nogę za nogą!
Ksiądz Diquemarre opisuje miłość między królikiem i gołębicą, a Broka przytacza przypadek, gdy pies miał jako kochankę gęś. Miał jako kochankę: mała garsoniera gdzieś na przedmieściach Paryża, głupawa gąska zadzierająca krynolinę piórek i rasowy dog, a może tylko rozpaskudzony masarz-pekińczyk. A tu?
Cadiat, lekarz weterynarji, zaobserwował ciekawe zboczenie. Otóż mały, uliczny piesek, ośmiomiesięczny, często się bawił na podwórku, gdzie było dużo kur, żył też z niemi w doskonałej zgodzie. Piesek chwytał zwykle jedną z kur i z nią spółkował. Kura spoczątku broniła się, potem ulegała, wreszcie sama go prowokowała do aktu, przykucnąwszy przed nim i wyrażając swoje pożądanie charakterystycznym gdakaniem.
Toż to, wypisz wymaluj, opowieść o ślicznym młodzieńcu i opierającej mu się podstarzałej pannie, która za chwilę straci dla niego głowę, kiedy on będzie zainteresowany zupełnie kim innym – Balzac jak nic, prawie Kuzynka Bietka. Ale dalej jeszcze zabawniej:
Delon opowiada o pewnej papudze, która była wprawdzie poślubiona samcowi tegoż gatunku, pałała jednak wielką namiętnością do kanarka, z którym nieraz cudzołożyła.
W czasie tych stosunków papuga zniosła jajka, przyczem niektóre były podobne do jaj kanarka. Z takiego jaja wylęgnął się ptaszek o dziobie i głowie matki, którego ciało było pokryte żółtymi piórkami, ogon krótki, trzy palce skierowane ku przodowi, jedynie wielki palec skierowany ku tyłowi, jak u kanarka.
Zaślubiona papuga! A jak zaślubiona i sypia z kim innym, to niechybnie cudzołoży (choć w przypadku papug do spania służy raczej drążek, niż łóżko). I znowu historia rodem z wodewilowej farsy: pani powiła dziecko, którego kolor skóry (upierzenia) wykazuje dowodnie, że spłodził je nie pan, a ciemnoskóry służący. Cały parter klaszcze.
Do tego dramatyczny finał:
Stworzenie to żyło dwa i pół roku, skrzydła jego były tak krótkie, że nigdy nie umiało fruwać. Nie objawiało też popędu płciowego.
Dziwak, który umiera młodo. Kaspar Hauser, romantyzm, łkanie w chusteczkę.
Buffon – czytamy dalej u niezmordowanego dr. Martina – przytacza dwa przykłady gwałtownej miłości między psem a świnią. Niezwykle rosły wyżeł i świnia z sąsiedniej osady zdawały się pałać ku sobie wielką namiętnością; zamknięto je więc razem i istotnie wszyscy domownicy byli świadkami niezwykle żarliwych pieszczot obojga zwierząt. Pies robił olbrzymie wysiłki, aby dokonać aktu, lecz napróżno, gdyż nie pozwalała mu na to dysproporcja narządów płciowych.
Tu mamy klasyczny motyw literatury miłosnej: pałają do siebie wielkim uczuciem, ale nie mogą się połączyć wiecznotrwałym splotem z rozmaitych powodów: ona hrabini, on parobek, ona Capuletti, on Monteki… najlepiej chyba jednak pasuje Dama Kameliowa: ona kokota (świnia z sąsiedniej osady), on z szacownej rodziny (rosły wyżeł), do tego świadkowie dramatu. A więc Dumas. A makabryczny Poe i posępny Sue? Proszę bardzo, mroczne, nekrofilne zakamarki ludzkiej (no, łasiczej) duszy:
Wiele zwierząt, między innemi małpy, woły, konie, wielbłądy, słonie, psy, często się masturbuje. W okresie rui zwierzęta odosobnione trą swoje narządy płciowe o twarde przedmioty swego otoczenia, a Buffon opowiada o pewnej łasicy, która zaspakajała swe pożądanie na zwierzęciu wypchanem.
Ktoś, kto literaturę XIX wieku, na której wychował się Dr Martin, zna tylko z bryków do lektur szkolnych, będzie widział tu tylko zbiór średnio ciekawych anegdotek, podanych w sosie archaizowanej składni i słownictwa. Warto jednak pamiętać, że żaden tekst napisany przez człowieka nie istnieje w oderwaniu od pozostałych; nie tylko nikt z nas, ale i żaden utwór nie jest samotną wyspą. Rośnie w wyobraźni, która jest pełna innych słów, cudzych zdań i historii. Kto nie czyta, traci nie tylko mnóstwo wspaniałych doświadczeń czytelniczych, ale i świadomość kontekstu, dzięki której nawet lektura Racjonalnego życia płciowego może nam dostarczyć literackich wzruszeń.
Warto też zaznaczyć, że w świecie zwierzęcym można zaobserwować najprawdziwszą pederastję.
Zwłaszcza wśród chrząszczy.