Z Konopnicką tworzyła "bostońskie małżeństwo". Spędziły razem 20 lat
Kim była Maria Dulębianka? Na ile aktualne są dziś sprawy, którym poświęciła życie? Jaki był charakter jej związku z Marią Konopnicką? Na te pytania odpowiedzi szukała Karolina Dzimira-Zarzycka, której książka "Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki" ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Marginesy.
Przemek Gulda: Zacznijmy od podstawowej kwestii: kim była Maria Dulębianka, bohaterka twojej książki?
Karolina Dzimira-Zarzycka: Dulębianka była malarką i działaczką feministyczną żyjącą na przełomie XIX i XX wieku – choć dziś pewnie większość osób kojarzy ją jako partnerkę życiową Marii Konopnickiej.
Który z wielu aspektów jej życia wydał ci się najbardziej interesujący i aktualny?
Dopiero podczas pracy nad książką zdałam sobie w pełni sprawę, jak różnorodne było życie Dulębianki. Łączyło w sobie tyle ciekawych wątków! Na jej przykładzie mogłam pokazać choćby sytuację pionierek studiujących malarstwo w Paryżu, rozwój ruchu feministycznego, złożone relacje między kobietami, lata spędzone u boku Konopnickiej, która siłą rzeczy staje się ważną bohaterką drugoplanową mojej książki.
Fakty z życia Dulębianki starałam się pokazać w szerszym kontekście, który pozwala czytelnikom i czytelniczkom zanurzyć się bardziej w ten dawny świat, ale też zrozumieć pewne procesy. Na przykład wiemy, że Dulębianka grała na skrzypcach i jeździła na rowerze. Ale co to właściwie znaczyło w drugiej połowie XIX wieku? Czy było popularne, a może ekscentryczne? Niektóre rozdziały bardziej przypominają przez to reportaż historyczny niż klasyczną biografię.
Jaką Dulębianka była malarką? Jakie tematy ją interesowały? Jakimi technikami się posługiwała? Na ile mieściła się w artystycznym nurcie epoki?
Była cenioną, sumienną malarką, raczej chwaloną przez krytykę, między innymi Stanisława Witkiewicza, ojca Witkacego. Początkowo jej kariera splatała się trochę z karierą Anny Bilińskiej, przypomnianej ostatnio przez ciekawą wystawę w Muzeum Narodowym w Warszawie. Obie uczyły się w Warszawie u Wojciecha Gersona, malarza historycznego i doskonałego pedagoga, a potem wyjechały na dalsze studia w Académie Julian w Paryżu – jako jedne z pierwszych Polek. Malowały dość podobne motywy: portrety, autoportrety, studia kobiet i dzieci.
Na obrazach Dulębianki nierzadko pojawiały się też postaci miejskiej biedoty. Potem łączono to z wrażliwością społeczną, którą znaleźć można także w twórczości Konopnickiej.
Jak rozwijała się jej kariera artystyczna?
Miała na koncie kilka większych sukcesów, przede wszystkim wyróżnienie za obraz "Sieroca dola" przyznane na wystawie powszechnej w Paryżu w 1889 roku. Z czasem jej kariera straciła jednak tempo. W pracy artystycznej nie pomagały jej na pewno ciągłe przeprowadzki, a potem opieka nad chorującą Konopnicką, którą zresztą często portretowała. Trudno to dokładnie uchwycić, ale w pewnym momencie w życiu Dulębianki nad malarstwem zaczyna wyraźnie dominować działalność społeczna i feministyczna.
Czym przede wszystkim się zajmowała na tej płaszczyźnie?
Przeszła dość klasyczną drogę emancypantki. Najpierw oburzył ją nierówny dostęp do edukacji. Ograniczenia te odczuła na własnej skórze, nie mogąc studiować w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, poprzedniczki dzisiejszej ASP, niedostępnej dla kobiet. Na łamach feministycznego czasopisma "Ster" opublikowała artykuł-manifest postulujący przyjmowanie także studentek.
Potem skupiła się na walce o prawa wyborcze kobiet. Do najbardziej spektakularnych działań należała kandydatura Dulębianki do galicyjskiego Sejmu Krajowego w 1908 roku. Lwowskie emancypantki zorganizowały jej akcję wyborczą z prawdziwego zdarzenia. Wykorzystały niejednoznaczność przepisów, w których nie uwzględniono zakazu kandydowania przez kobiety. Wiadomo było, że Dulębianka nie zostanie wybrana, ale celem było zainteresowanie opinii publicznej postulatami feministek.
Udało się?
Tak. O pierwszej kobiecej kandydatce rozpisywała się nie tylko lwowska, ale i wiedeńska prasa. Gdy po śmierci Konopnickiej w 1910 roku Dulębianka zamieszkała we Lwowie, jeszcze mocniej zaangażowała się w działalność społeczno-feministyczną. Stworzyła Komitet Pracy Obywatelskiej Kobiet, redagowała "Głos Kobiet", specjalny dodatek do "Kuriera Lwowskiego", angażowała się w międzynarodowy ruch feministyczny. A po wybuchu wojny w 1914 roku zajęła się pracą, którą dziś nazwalibyśmy pomocą humanitarną. Organizowała tanie kuchnie dla uboższych mieszkańców, ochronki dla dzieci, zbiórki pieniędzy na rzecz legionistów.
Z jakimi reakcjami spotykała się jako działaczka i aktywistka?
Po kandydaturze w wyborach w 1908 roku właściwie z dnia na dzień stała się we Lwowie twarzą feminizmu. I to twarzą, którą łatwo było obśmiać, żartując na przykład z jej krótkich włosów czy ogólnie "męskiego" stylu. Satyryczne, konserwatywne gazety pisały o niej wiele przykrych rzeczy i zamieszczały złośliwe karykatury, co zresztą dowodzi sukcesu akcji.
Przyjaciółki Dulębianki wspominały jednak, że nigdy nie bała się ośmieszenia i dzielnie znosiła takie ataki. Z listu Konopnickiej wiemy, że nawet przywiozła jej kiedyś własną karykaturę. Natomiast w środowisku feministycznym – czy w ogóle nowoczesnym, postępowym – jej znaczenie oczywiście rosło. Bez wątpliwości możemy stwierdzić, że należała do czołowych polskich emancypantek.
Słynna, niemal legendarna, jest historia o jej spotkaniu z Piłsudskim w sprawie przyznania kobietom praw. Jak to wyglądało naprawdę?
Rzeczywiście, delegacja działaczek feministycznych udała się w listopadzie 1918 roku do Piłsudskiego, wzywając go do przyznania kobietom praw wyborczych w niepodległej Polsce. Wcześniej – według legendy – miały stukać parasolkami w jego okno. W ich gronie nie było jednak Dulębianki, która była wtedy związana ze Lwowem.
Ale odkryłam, że spotkała się z Piłsudskim w ostatni dzień 1918 roku, gdy przyjechała do Warszawy na zjazd organizacji kobiecych. To ona przemawiała na audiencji w imieniu Ligi Kobiet Polskich.
Dulębianka o sto lat wyprzedziła słynny manifest Rebeki Solnit o tym, że "mężczyźni wyjaśniają mi świat". Co można znaleźć w jej tekście "Damscy kaznodzieje"? Na ile jest dziś aktualny?
Tak, to skojarzenie z Solnit od razu mi się nasunęło! Dulębianka napisała polemikę wobec artykułu, który przeczytała w "Tygodniku Ilustrowanym". Jego autor, wychodząc od recenzji "Emancypantek" Prusa, przedstawiał swoje poglądy na emancypację kobiet – które, jak się można domyślać, były bardzo konserwatywne. Krytykował kobiety marzące o studiach zamiast mężu i gromadce dzieci itd.
Dulębianka odpisała mu bardzo zręcznie, w kpiąco-złośliwy sposób, na wstępie narzekając właśnie na mężczyzn, którzy zawsze nieproszeni zabierają głos w sprawie kobiet i są największymi ekspertami od kobiecego życia, zawsze skorzy do wytłumaczenia im zasad rządzących światem. Cóż, pewnie dla wielu z nas brzmi to znajomo.
Sprawą do dziś budzącą wielkie emocje jest jej związek z Marią Konopnicką. Jak określiłabyś charakter tej relacji?
Szukałam podobnych historii z tego okresu, które pozwoliłyby mi zrozumieć ich relację. Najbardziej trafnym określeniem wydało mi się "małżeństwo bostońskie", czyli termin używany w badaniach nad amerykańską historią kobiet, przede wszystkim przez badaczkę Lillian Faderman. Na przełomie XIX i XX wieku można bowiem znaleźć całkiem sporo podobnych par, często artystek, pisarek czy naukowczyń. Nie brakowało ich także choćby wśród koleżanek Dulębianki z paryskich studiów.
Na czym to polegało?
W większości przypadków trudno dziś ustalić, czy łączyła je więź romantyczna czy erotyczna – możemy zgadywać, że w niektórych przypadkach na pewno była to ta druga. Dla wielu kobiet dzielenie domu z kimś bliskim, kimś o podobnych poglądach, było praktycznym, wygodnym wyborem. Znajdowały w towarzyszkach wsparcie, dzieliły z nimi budżet, mogły bez przeszkód rozwijać swoje kariery – co nierzadko nie byłoby możliwe, gdyby wyszły za mąż i zajmowały się dziećmi. W listach Konopnickiej do dzieci, w których opisuje życie codzienne, widać wyraźnie, że tworzyła z Dulębianką podobną partnerską relację. Spędziły razem dwadzieścia lat, wspólnie urządzały swoje mieszkania, Konopnicka gotowała dla obu, Dulębianka dbała o nią w chorobie itd.
Jak było to przyjmowane w tamtym czasie? Jak się żyło kobietom będącym w związku? Czy mogły otwarcie o tym mówić czy musiały się ukrywać?
To ciekawe, ale tego typu związki nie były stygmatyzowane. Nie widziano w nich potencjalnej relacji lesbijskiej, a raczej piękną "wielką przyjaźń" czy coś, co dziś nazwalibyśmy "siostrzeństwem". Ówczesna prasa pisała o Dulębiance jako wiernej towarzyszce, oddanej przyjaciółce, opiekunce Konopnickiej itd. Gazety informowały o ich wspólnych podróżach, a Dulębianka, razem z dziećmi poetki, towarzyszyła Konopnickiej podczas uroczystości z okazji jubileuszu pracy literackiej w 1902 roku. A rok później wprowadziła się z nią do dworku w Żarnowcu pod Krosnem, który poetka otrzymała w darze narodowym.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Ciało Dulębianki zostało kilka lat po pogrzebie przeniesione do innego grobu. Dlaczego? Co to za sprawa?
Choć pozornie może się to wydawać jakimś gestem celowego rozdzielenia przyjaciółek – też początkowo tak to widziałam – rozwiązanie jest bardziej prozaiczne. Grób Dulębianki uroczyście przeniesiono w 1927 roku na Cmentarz Obrońców Lwowa, by uhonorować jej wojenną działalność oraz ostatnią misję. Dulębianka weszła w skład delegacji Czerwonego Krzyża, która sprawdzała warunki w ukraińskich obozach, w których internowani byli Polacy.
Jak się okazało, warunki były tak fatalne, że wszystkie delegatki zaraziły się tyfusem. Dulębianka zmarła niedługo po powrocie do Lwowa, 7 marca 1919 roku. Zdążyła jeszcze napisać wstrząsające sprawozdanie z misji, które po jej śmierci opublikował "Kurier Lwowski". Pochowano ją w grobie Konopnickiej, prawdopodobnie z myślą, że to tylko tymczasowy stan. Po zgonie Konopnickiej długo trwały bowiem dyskusje, czy na pewno powinna spoczywać we Lwowie, gdzie umarła, ale z którym tak naprawdę nie była związana.
Rozważano przeniesienie jej prochów do Warszawy lub na krakowską Skałkę, prowadzono też zbiórkę na budowę odpowiedniego nagrobka. Starając się uczcić pamięć słynnej poetki, nie zastanawiano się w ogóle nad wspólnym grobem Konopnickiej i Dulębianki – który teraz wydaje się nam tak symboliczny.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Jak zbierałaś materiały do swojej książki? Co dziś zostało po Dulębiance?
Szukałam materiałów w bardzo różnych miejscach: od archiwów, przez muzea, po biblioteki. Jestem naprawdę dumna z researchu, jaki udało mi się zrobić. W Archiwum Narodowym w Krakowie zachowała się na przykład metryka chrztu Dulębianki, dzięki czemu ustaliłam prawdziwą datę jej urodzin, czyli 21 listopada 1858, a w archiwum Uniwersytetu Sztuki Stosowanej w Wiedniu znalazłam jej nazwisko w spisie studentów Kunstgewerbeschule – wcześniej była tylko znana wzmianka na ten temat.
O wiecznych problemach finansowych i kłopotach ze sprzedażą obrazów dużo mówią listy Dulębianki do Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie i we Lwowie, zachowane w Bibliotece Jagiellońskiej i Ossolineum. Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu przechowuje z kolei list Dulębianki do jednej z córek poetki, w którym opisuje samobójczą śmierć Maksymiliana Gumplowicza pod drzwiami wiedeńskiego mieszkania Konopnickiej - młody naukowiec był podobno szaleńczo zakochany w pisarce.
Ogrom informacji znalazłam też w prasie z epoki, którą przeszukiwałam metodycznie w bibliotekach cyfrowych. To często wzmianki, które pozwoliły mi zrekonstruować słabo znane do tej pory okresy życia Dulębianki.
Czy spełniłaś marzenie każdej osoby piszącej biografię i dotarłaś do czegoś, czego nikt od stu lat nie widział?
Tak! Dotarłam do niezbadanych do tej pory papierów po Dulębiance, które przekazano po jej śmierci do lwowskiego Ossolineum. Po wojnie zostały we Lwowie, ale wrocławskie Ossolineum od lat prowadzi systematyczną digitalizację tamtych zbiorów, dlatego mogłam na ekranie własnego komputera przejrzeć setki skanów. Znalazłam tam mnóstwo cennych materiałów: rękopisy wystąpień, afisze z kampanii wyborczej, plik listów i pocztówek pisanych do Dulębianki między innymi przez jej siostrę mieszkającą w Chicago, jedną z pierwszych Polek z doktoratem z filozofii obronionym w Zurychu – to też kolejna kapitalna historia - oraz córkę Konopnickiej, Laurę Pytlińską.
Jednak największym odkryciem był niepozorny zeszycik z notatkami, które Dulębianka robiła tuż po śmierci Konopnickiej. Szczegółowo opisała w nim ostatnie chwile poetki, a potem, cofając się w czasie, pokrótce spisała także ich wspólne przeprowadzki i podróże. Dzięki tym zapiskom ustaliłam na przykład, kiedy poznała Konopnicką i jak to pierwsze spotkanie wyglądało. Pewnie zastanawiać się można teraz, czy może tam znalazłam jednak rozwiązanie zagadki, co je łączyło. Nie, tak jak wspominałam, brak jednoznacznego dowodu na romantyczny czy erotyczny charakter ich relacji. Ale notatki Dulębianki pokazują ogromną czułość, bliskość czy wręcz intymność między przyjaciółkami: troskliwą opiekę, ogromne przywiązanie, cierpienie po śmierci Konopnickiej.
Dulębianka jest dziś postacią raczej zapomnianą. Dlaczego tak się stało?
Mam wrażenie, że pamięć o jej działalności zacierała się powoli. Już rok po śmierci Dulębianki nazwano na jej cześć jedną z ulic we Lwowie, a w latach trzydziestych nadano pośmiertne odznaczenia. Może gdyby żyła trochę dłużej i działała także w dwudziestoleciu międzywojennym, wyglądałoby to nieco inaczej? Z relacji jej koleżanki wiadomo, że marzyła o zostaniu posłanką. Byłoby to dla niej ukoronowanie długoletniej pracy politycznej i walki o prawa wyborcze kobiet.
Dlaczego warto ją dziś przypominać?
Myślę, że życie Dulębianki pozwala nam lepiej zrozumieć, z czym zmagały się kobiety na przełomie XIX i XX wieku. Zarazem fascynujący i przygnębiający jest moment, gdy zdamy sobie sprawę, jak wiele jej problemów czy postulatów pozostaje wciąż aktualnych. Jak ci wyklinani "damscy kaznodzieje", którzy wcale nie odeszli w zapomnienie. Moja książka pokazuje też, że Dulębianka nie jest tylko przypisem do biografii Konopnickiej. I nigdy nim nie była.