X-Men Punkty zwrotne: Masakra mutantów - recenzja komiksu wyd. Egmont
Dokładnie rok temu, w grudniu 2021 r., na rynek trafił pierwszy album z żółtą okładką i hasłem "Punkty zwrotne", który zapowiadał nowy cykl wydawniczy poświęcony X-Men. Dwanaście miesięcy później dostajemy już czwarty album, który jest przy okazji sentymentalnym powrotem do przeszłości.
Sentymentalnym dla wszystkich tych, którzy mają ciepłe wspomnienia związane z kolorowymi latami 80. XX w. "Masakra mutantów" jest bowiem historią wyciągniętą z tamtych czasów, co może zaskoczyć po lekturze wcześniejszych "Punktów zwrotnych".
Przypomnijmy, że w grudniu 2021 r. Egmont wydał pod tym szyldem "Kompleks mesjasza", zapowiadając, że żółte okładki będą kryły mniej lub bardziej klasyczne opowieści ze świata X-Men, które w znacznym stopniu zmieniały rzeczywistość mutantów Marvela i często stanowiły początek dla zupełnie nowych serii.
Zamknięta w trzech tomach "seria mesjańska" odwoływała się do relatywnie świeżej historii (lata 2007-2010). Tymczasem "Masakra mutantów" to powrót do głębokich lat 80. A dokładnie rzecz ujmując, mamy tutaj zbiór zeszytów "Uncanny X-Men" #210–214, "X-Factor" #9–11, "New Mutants" #46, "Thor" #373–374, "Power Pack" #27 i "Daredevil" #238, pod którymi podpisały się takie nazwiska jak Chris Claremont, Louise Simonson, Walter Simonson, John Romita Jr., Sal Buscema czy Barry Windsor-Smith.
Pokolenie TM-Semic będzie w siódmym niebie już po przeczytaniu powyższych nazwiska. Ala jak sama historia broni się po blisko 40 latach? Zaskakująco dobrze. "Masakra mutantów" jest mroczna i bardzo sugestywna, na co zwraca uwagę zarys fabuły:
"Głęboko pod Manhattanem mieszkają tajemniczy Morlokowie – mutanci, którzy wybrali życie z dala od ludzi i swoich krewniaków z powierzchni. Ktoś jednak pragnie ich śmierci, i to tak bardzo, że wynajmuje zawodowych zabójców, by zeszli do kanałów i zmasakrowali ich niewinnych mieszkańców. Wkrótce w podziemnym labiryncie dochodzi do straszliwej rzezi i nawet X-Men, którzy śpieszą Morlokom na ratunek, mogą okazać się bezsilni wobec okrucieństwa morderców…".
"Masakra mutantów", jak na komiks z lat 80. przystało, bywa przegadany, ale jednocześnie Claremontowi udało się utrzymać dobre tempo (w porównaniu z innymi komiksami z epoki) i dorzucić tyle scen akcji, że nikt nie powinien narzekać. Główny wątek jest świetnie poprowadzony i trudno znaleźć lepszy komiks z mutantami Marvela traktujący o ich zagładzie. A było ich całkiem sporo. Oby więcej takich "Punktów zwrotnych", które pokażą współczesnym czytelnikom najlepsze/najważniejsze rozdziały w historii X-Men.