X-Men. Punkty zwrotne – Kompleks mesjasza - recenzja komiksu wyd. Egmont
"X-Men. Punkty zwrotne – Kompleks mesjasza" to kolejne zbiorcze wydanie od Egmontu, które powinno się znaleźć w kolekcji każdego fana mutantów Marvela. A także zapowiedź, że będzie tego więcej.
"Kompleks mesjasza" to crossover publikowany w USA na przełomie 2007 i 2008 r. Historia rozgrywała się na łamach czterech serii: "Uncanny X-Men", "X-Force", "X-Men" i "New X-Men". Fabularnie mamy tu do czynienia z wydarzeniami po świetnym "Rodzie M" i "Dniu M".
Jeżeli nie jesteście na bieżąco z perypetiami X-Menów, to zdradzę pokrótce, że w "Kompleksie mesjasza" tytułowi bohaterowie są podzieleni na wrogie grupy po zlikwidowaniu genu X. Wielu mutantów utraciło swoje moce, a kolejni przestali się rodzić, więc walka o przetrwanie w świecie ludzi weszła w zupełnie nową fazę. Jean Grey nie żyje, Profesor X stracił autorytet, a przywództwo nad X-Menami przejął Cyclops. Różne grupy mutantów rywalizują ze sobą, jednocześnie czekając na narodziny "mesjasza" – dziecka z genem X, które będzie nadzieją na świetlaną przyszłość dla mutantów.
"Kompleks mesjasza" to epicka opowieść pełna walk, intryg i zwrotów akcji. Z racji tego, że historia rozgrywała się na łamach czterech różnych serii komiksowych i dotyczyła różnych grup mutantów, autorzy dostosowywali narrację i styl do danych bohaterów. Bywa poważnie, dramatycznie, ale też zabawnie i makabrycznie.
"X-Men. Punkty zwrotne – Kompleks mesjasza" kilkanaście lat od premiery jest cały czas wciągającą lekturą, zwłaszcza dla wielbicieli mutantów i gigantycznej obsady. Nazwiska twórców mówią same za siebie (m.in. Ed Brubaker, Mike Carey, Marc Silvestri, Chris Bacalo) i choć nie polecałbym tego albumu kompletnym laikom, to zdecydowanie warto po niego sięgnąć po lekturze "Rodu M", "Morderczej genezy" czy "Powstania i upadki Imperium Shi'ar", bo w "Kompleksie mesjasza" pobrzmiewają echa także tamtych opowieści.