Trwa ładowanie...

Wydanie specjalnie – recenzja komiksu "Jessica Jones: Puls"

Na upartego „Pulsowi” dałoby się wytknąć jedną, no, może dwie wady. Przede wszystkim – za szybko się kończy. Brian Michael Bendis dzięki owemu tomiszczu, niby opasłemu, ale którego strony przewracają się same, przedłużył na moment żywot swojej flagowej serii „Alias”.

Wydanie specjalnie – recenzja komiksu "Jessica Jones: Puls"Źródło: Materiały prasowe
d6vsl06
d6vsl06

Ale nie jest rzeczony komiks jakąś podrzędną, skleconą naprędce przybudówką, bynajmniej. To rzecz przemyślana i dojrzała, a przecież niesłychanie ciężko jest dopisać sequel tytułu, który swojego czasu zmienił oblicze Marvela, i to nie tylko za pośrednictwem pamiętnego „Fuck”. I tam, i tutaj bohaterką jest niejaka Jessica Jones, niegdyś superbohaterka, ale zaledwie przeciętna, która poświęciła się karierze prywatnego detektywa, gdzie częściej niż z nadludzkiej krzepy korzystała z bystrego umysłu. Teraz żyje z Lukiem Cage'em, nosi jego dziecko i szuka roboty. Tę proponuje jej wydawca „Daily Bugle”, postrach dziennikarzy, Jonah J. Jameson. Dziewczyna ma być twarzą i informatorską specjalnego dodatku do gazety traktującego o trykociarzach, tytułowego „Pulsu”. A jako że Jones to zaledwie pionek na superbohaterskiej mapie, niemal wszystko ogląda z boku, jak niegdyś Phil Sheldon u Kurta Busieka. Narracja, prowadzona z perspektywy zespołu prasowego, zresztą niejednokrotnie przypomina tę znaną z „Marvels”, rzadko kiedy Jessica jest katalizatorem zdarzeń, siłą sprawczą, jej rola zwykle ogranicza się do obserwacji.

Nie zawsze oczywiście biernej, ale jednak. Dla niej wszystko to, o czym my czytamy w komiksach zdaje się być niekiedy dalekie, choć przecież ojcem jej dziecka jest facet o niezniszczalnej skórze. Jessica to zwyczajna – a może inaczej: próbująca żyć zwyczajnie – młoda kobieta próbująca trzymać się z daleka od awantur, lecz sama przynależność do świata nadludzi marzenia te przekreśla. Lecz owo rozdarcie, choć bywa powodem nieszczęść, nie jest przyczyną emocjonalnego rozdarcia. Jones stopniowo uczy się, że niebywałe trudy powiązane z ciążącą na niej i na jej facecie (za rodzinę, dzielnicę, miasto, kraj, świat) odpowiedzialnością wynagradza samo przeskakiwanie przeszkód. Oby robić to razem.

A ten drugi minus? Scenariuszowe skróty. Bendis pisze znakomite dialogi i czyta się je wyśmienicie, lecz czasem cierpi na tym akcja i wątki zawiązywane są pośpiesznie. Lecz może tak ma być, przecież w dobie internetu redakcja „Pulsu” musi działać szybko, aby nie wypaść z obiegu.

Ocena: 8/10
Obejrzyj: Iwona Węgrowska przerywa milczenie: "Nigdy w życiu nie byłam w Dubaju!"
d6vsl06
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d6vsl06