Wisłocka z Sopotu. Erotyk Blanki jednych zawstydza, innych inspiruje. Ona chce pokazać, że o seksie można mówić otwarcie
- Kiedyś Wisłocka powiedziała Polakom, że seks istnieje. Ja chciałabym im powiedzieć: wiecie już, że istnieje, to teraz mówcie o swoich potrzebach i się ich nie wstydźcie - mówi Blanka Lipińska, autorka "365 dni". Książki okrzykniętej polską odpowiedzią na "50 twarzy Greya".
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Twoja książka jest na pierwszym miejscu bestsellerów. Spodziewałaś się?
*Blanka Lipińska: *Książka na wydanie czekała cztery lata. Przez ten czas dokładnie mogłam sobie zaplanować, jak będzie wyglądać mój debiut. Jestem menadżerem klubu, hipnotyzerem-terapeutą, pracuję dla KSW, jestem wizażystką, ale przede wszystkim jestem specjalistką od sprzedaży. Wszystko, co się teraz dzieje, dobrze zaplanowałam i przewidziałam. Ja miałam być bestsellerem, więc jestem (śmiech). Usłyszałam od jednej dziennikarki, że jestem Sławomirem polskiej literatury. Myślę sobie: "kurczę, ktoś mówi, że jestem w polskiej literaturze, a moja książka jest na rynku dopiero od trzech tygodni!". Mogę być nawet Mietkiem Szcześniakiem polskiej literatury, jeśli nadal będzie to szło takim tempem. Realizuję cele, które sobie wyznaczyłam, odhaczam punkty na liście, żeby dojść do tego, co chcę osiągnąć tą książką. A to pierwsze miejsce na liście Empiku... Co ono tak naprawdę znaczy?
Częściowo pokazuje, co się w Polsce czyta. Wyprzedziłaś Remigiusza Mroza.
I Nosowska ustąpiła mi miejsca na szczycie listy! Nagle trafiła się Lipińska, która napisała wypociny o seksie i bam - bestseller. Pan Mróz musi się łapać za głowę momentami.
Mówisz, że książka ma osiągnąć coś, co sobie zaplanowałaś. Co to takiego?
Widzę jeden podstawowy problem w Polakach - nawet nie jeden, ale ten jest bliski memu sercu. Mamy problem z mówieniem. Z mówieniem o swoich potrzebach, uczuciach, emocjach. Seks to taki temat tabu, że czasami prędzej uderzylibyśmy głową o ścianę, niż powiedzieli ukochanemu partnerowi, czego potrzebujemy. Chciałabym przełamać w nas tę barierę wstydu, zachęcić ich do mówienia, co tak naprawdę czują. Seks to są uczucia. Jak ośmielimy ludzi, to będą bardziej otwarci na takie rozmowy. Na końcu mojej książki jest napisane, że dla mnie mówienie o seksie jest tak proste, jak przepis na zupę pomidorową. I tak powinno być. Mamy wbite do głowy przez rodziców, dziadków, że to, co dzieje się między partnerami, to tylko w łóżku w sypialni, najlepiej za zamkniętymi drzwiami i przy zgaszonym świetle. Bzdura. Moje pokolenie robi to na pralce, komodzie i w pełnym słońcu. Dlatego mimo poruszenia, jakie nastało, mam wrażenie, że moja książka wcale nie jest szokująca dla wielu kobiet w wieku 30-40 lat. One ze swoimi partnerami prawdopodobnie próbowały tego, co dzieje się w pierwszej scenie książki.
Fakt, zaczyna się od mocnego uderzenia. Seks oralny ze stewardessą. Ktoś powiedziałby, że dość brutalny.
Dla jednych dość brutalny, dla innych standard. Książka zaczyna się mocno z dwóch względów. Marketingowo na to patrząc: jak ktoś bierze książkę do ręki, podoba mu się opis, to chce wiedzieć, co jest na pierwszych kilku stronach. I w tym przypadku znajduje tam scenę, o której mówisz. Druga sprawa – nie czarujmy się – to książka o emocjach. Pokazujemy faceta, który jest silny, władczy, jest tyranem, który dostaje to, czego chce. Potem szybko dowiaduje się, że wszystkiego mieć nie może. Jego przemiana będzie później bardziej spektakularna, jeśli na początku czytelnik ma w głowie: "co za cham, jak on mógł ją tak dusić". Ano mógł… (śmiech).
*Łatwo się pisze erotyk? Bo w komentarzach pod moją recenzją czytam głównie, że każdy mógłby tak "naskrobać". *
Może skrzywdzę wszystkich pisarzy teraz... ale bardzo łatwo. Nie powiem ci, ile jest części, ale napisanie wszystkich zajęło mi trzy miesiące. I to było najlepsze, co przydarzyło mi się w życiu. Wielka, fantastyczna przygoda. W tym momencie nie interesuje mnie do końca nawet, ile zarobię na książce. Wyobraź sobie, że odbywasz najlepsze wakacje swojego życia, w wymarzonym miejscu, z przyjaciółmi, absolutnie za darmo, a później ktoś ci mówi, że za to jeszcze zapłaci. Tak było dla mnie z pisaniem "365 dni". Miałam 29 lat, gdy pojechałam na Sycylię i to mnie zainspirowało.
Czyli jak bohaterka twojej książki. Tu pojawia się ulubione pytanie wszystkich twórców: co cię skłoniło do napisania tej książki.
Życie! Często słyszę pytanie, ile w tej historii jest prawdy. Czytałam twoją recenzję mojemu mężczyźnie, gdzie sugerowałaś, że główna bohaterka ma chyba silne problemy psychiczne. Maciej po wysłuchaniu tego poklepał mnie po plecach i powiedział: "Mój Boże, jakie to prawdziwe" (śmiech). Ale przyznam się – nigdy nie odpowiem na pytanie, co z tej historii wydarzyło się naprawdę. Bądź pewna, że sporo.
Wiesz, E.L. James, autorkę "50 twarzy Greya", też nieustannie pytano, skąd u niej wzięła się inspiracja na napisanie erotyku.
Jakoś tak się złożyło, że autorki większości tego typu książek piszą albo pod pseudonimami, albo są to znudzone panie po czterdziestce. I tu pojawiam się ja – dziwnie podobna do głównej bohaterki „365 dni”. Znajomi, którzy czytali, mówią, że nie da się ukryć, że Laura przypomina im mnie. Co jest nawet trochę obrzydliwe, że wyobrażają sobie mnie w erotycznych scenach (śmiech). Wiesz, nie da się pisać o czymś, analizować czegoś, czego się nie zna lub nie czuje. Pisanie scen erotycznych jest o tyle trudne, że trzeba je samemu przeżyć albo je sobie wyobrazić. Aby później przedstawić czytelnikowi logikę sytuacji, opisać to, co widzą i czują bohaterowie.
Odwołanie się w promocji do "50 twarzy Greya" było od początku w twoim planie?
Częściowo tak. Książka E.L. James stała się hitem dzięki marketingowi i to warto było wykorzystać. Ale nie oszukujmy się "50 twarzy Greya" nijak nie jest podobne do mojego dziecka. Jedyne podobieństwo jest takie, że obie książki to erotyki. Popatrzmy choćby na język. W Greyu są cytaty typu: „moja podświadomość fiknęła koziołka”. Kto tak mówi? Główna bohaterka jest dziewicą i pracuje w sklepie ze śrubkami. Jak można ją porównać do mojej Laury, która wali w pysk głowę rodziny mafijnej, nosi drogie buty i uwielbia seks analny? Czasem co prawda mdleje biedaczka, ale tylko dlatego że musiałam wykaraskać się jakoś z niektórych scen. Jeśli mamy tak silną, spełnioną kobietę, to gdzieś musimy jej ująć tej siły, by mógł wkroczyć nasz Massimo.
Ratowanie księżniczki?
Właśnie tak. Massimo jako szef mafii porywa Laurę. Dlaczego akurat porwanie? Kobiety w dzisiejszych czasach przejęły rolę dominujących, zabrały mężczyznom siłę. A ja nie jestem za równouprawnieniem. Nie chcę mieć większych jaj niż mój partner. Nie chcę, żeby facet siedział w kuchni, nie chcę go utrzymywać. Mężczyzna ma być czułym barbarzyńcą, opiekunem i "oprawcą"; ma być światem. Gdy Laurze zostaje odebrana możliwość decydowania o sobie, polega na sile mężczyzny. Za tym, moim zdaniem, tęsknią kobiety. Przynajmniej ja za tym tęsknię. Za możliwością oddania kontroli, wiedząc, że facet to udźwignie. Nie mamy często możliwości, by o tym otwarcie rozmawiać. Kobiety przywykły, że muszą być silne. Dlatego chcę, żeby książka była popularna. Żeby otworzyła drogę do tego, by rozmawiać na pewne tematy. Kiedyś Wisłocka powiedziała Polakom, że seks istnieje. Ja chciałabym im powiedzieć: wiecie już, że istnieje, to teraz mówcie o swoich potrzebach i się ich nie wstydźcie.
*To brzmi jak misja. Przełamujesz wszystkie możliwe stereotypy, to trzeba przyznać. *
Zawsze się śmieję, że mnie jest dwie. Jest Blanka i Blania. Ta druga jest taką małą dziewczynką, która siedzi sobie cicho w środku. Lubi gotować, jest altruistką, taką istotą, która chciałaby, by ktoś ją porwał, opiekował się i już nigdy nie pozwolił, by zły świat ją skrzywdził. Ale tak w życiu się nie da, więc jest Blanka, a Blanka ma takie jaja, że musi nosić lenary.
To ta Blanka, która rządzi w klubach?
Ta, która rządzi w ogóle. Jako menadżer sopockiego klubu dbam o to, by zarabiał jak najwięcej pieniędzy. Współpracuję też z KSW, opiekuję się ring girls. Zaczęłam pracować dla KSW sześć lat temu i właśnie wtedy tak naprawdę zaczęło się moje życie. Zawsze będę wdzięczna włodarzom Federacji, bo dzięki nim mogłam zostać kimś. To dzięki KSW i znajomościom, jakie tam nabyłam, możliwe było wydanie książki. Więcej o mnie? Kocham sport – kitesurfing. Szczególnie na płytkich wodach w Egipcie, gdzie w polskiej bazie Red Sea Zone spędziłam niemal cały zeszły rok. Cóż więcej…Za dziećmi nie przepadam – za dużo zobowiązań. Nawet kwiatki w domu mam sztuczne (śmiech).
Książka, KSW, sport... Dość nietypowa z ciebie autorka.
Sama widzisz, jak się na mnie patrzy, to powiedzenie: "nie osądzaj książki po okładce" jest bardzo zasadne. Choć ja to bardzo lubię. Patrzy się i widzi cycatą blondynę z wypełnionymi ustami, sztucznymi rzęsami, w krótkich szortach. No jak nic debil! Niemal nikt mnie nie docenia, na pierwszy rzut oka. A jak nie docenia się przeciwnika, to łatwo z nim przegrać. Wielu nie zakłada, że ja mogę być inteligentna. I to lubię. To się nazywa zaskoczenie.
A jak to się stało, że zostałaś hipnotyzerem-terapeutą?
Kiedyś kochałam mężczyznę, który był uzależniony od alkoholu. Szukałam informacji o tym, jak walczyć z tym uzależnieniem. Gdzieś trafiłam na wpis, że jedyną terapią, która daje 100 proc. pewności wyleczenia, jest hipnoza. Jednej podstawowej rzeczy nie wzięłam pod uwagę – ta osoba musi chcieć być wyleczona. A ja myślałam, że to jak w "Harrym Potterze".
Rzucasz zaklęcie i ta osoba jest innym człowiekiem?
Tak, kilka ruchów ręką i po problemie. Plus byłam przekonana, że jestem jedyną osobą, która może temu mężczyźnie pomóc. Zapisałam się do najlepszej amerykańskiej szkoły hipnozy Omni. Już na drugich zajęciach wiedziałam, że nie jestem mu w stanie pomóc, bo jesteśmy związani emocjonalnie. Ale szkołę skończyłam, bo mogłam tym faktycznie pomagać. Wszystkie problemy siedzą w naszej głowie. Orgazm też zaczyna się od głowy. Dlatego razem z moim nauczycielem tworzymy plan, by od jesieni ruszyć z warsztatami dla kobiet – uświadamiającymi im ich własną seksualność oraz rozwiązującymi problem braku orgazmu.
Pomogłaś komuś hipnozą?
Oczywiście. Pracowałam ze sportowcami, bo z nimi jest najłatwiej. Ich się głównie motywuje, by byli zapaleni do walki. Gdy zajmowałam się cięższymi przypadkami, za bardzo odbijało się to na mnie. Bardzo przeżywałam problemy innych. Teraz nie mam na terapie wiele czasu. Wieczorami pracuję w klubie, w ciągu dnia pracuję nad książkami. Bo za pisaniem ogromnie tęskniłam.
Dalej piszesz erotyki?
Nie wyobrażam sobie niczego innego. Seks był dla mnie zawsze najlepszym tematem do żartów, do rozmów. I ludzie lubią ten temat, to oczywiste. Dlatego bardzo czekam na warsztaty dla kobiet. Widzę, jak łatwo jest zmieniać kobiece myślenie. Sama przeszłam przez te wszystkie etapy. Byłam kobietą-bluszczem, desperatką, trzymałam się związków, mimo że mi nie odpowiadały. Błędy młodości. Bardzo bym chciała nauczyć kobiety, by nie siedziały i nie czekały, aż ich facet się zmieni. Jak nie zmienił się przez - dajmy na to rok - to już taki będzie. Nie jestem seksuologiem ani psychiatrą. Ale jestem otwarta, dziewczyny do mnie piszą, pytają. Zawsze im powtarzam: wyobraźcie sobie teraz, że stajecie się odwrotnością siebie. Można udawać, ale jak długo? I to można przełożyć na mężczyzn, skoro on taki jest – to mało prawdopodobne, że umie być inny. Bo gdyby umiał, to by pewnie był. Parę małżeństw już pokończyłam i wszystkim to wyszło na dobre.
Znowu łamiesz schematy. Seksuolog-amator, wykształcony hipnotyzer, menadżer, specjalista ds. sprzedaży...
Wytatuowana laska z sześciopakiem na brzuchu... Dobrze wiem, że łamię wiele schematów. I piszę o seksie celowo, bo naprawdę chcę pokazać kobietom, że to nie może być dla nich tabu. Jestem przekonana, że po fantazyjnej nocy z partnerem, gdy przełamią jakieś swoje bariery, będą jeszcze bardziej zakochane w tych facetach. I z wzajemnością. A wiesz dlaczego? Bo by to zrobić, to o czym marzą, muszą zaufać, a zaufanie to poczucie bezpieczeństwa. Bez tego nie ma prawdziwego związku. Ja chcę działać, a ta książka może być początkiem drogi do tego. Gdy poszłam do wydawnictwa rozmawiać o premierze książki, powiedziałam wprost: musimy wydać "365 dni" w wakacje. Bo dziewczyny będą ją czytać na urlopach i rozmyślać o tym, co tam jest napisane. Będą miały czas i wolną głowę. Jeśli są akurat na wakacjach ze swoimi facetami, to oni będą mieć wręcz urlop życia. A może kobiety po przeczytaniu dojdą do wniosku, że trzeba coś zmienić w swoim życiu intymnym i to będzie na plus? Przyjemność i spełnienie – to najważniejsze. Zarówno w życiu, jak i w łóżku. Mam nadzieję, że coraz częściej będę dostawać wiadomości, że komuś pomogłam, że ktoś odważył się chcieć czegoś więcej od życia.