"W szczelinach czasu. Intymnie o Peerelu". Fragment książki Krystyny Kofty
- Zasady katolickie są surowe, zgrzeszyłaś dziewczyno, przymuś go i doprowadź do ołtarza. Trudno trafić za pierwszym razem na tego właściwego. Natura woła nas wszystkich. Są sposoby, żeby ominąć przedziurawienie błony. Niektórzy uczą się, jak to zrobić - opisuje w nowej książce Krystyna Kofta. To intrygująca relacja pisarki z okresu Polski Ludowej.
Ostre wejście Bardotki
Tajemnicą jest to, jak było możliwe wejście Brigitte Bardot w siermiężny system demokracji socjalistycznej, pruderyjnej ideologii partyjno-kościelnej. Nieszczelność żelaznej kurtyny daje się zauważyć. Seksualność młodzieżowa wzmaga się wraz z pojawieniem się u nas filmów z BB, z jej miną, wydętymi ustami, biustem uniesionym stanikiem prawie pod brodę. Ten stanik marzenie od jej nazwiska zwany jest „bardotką”. Chodzę wówczas do liceum żeńskiego. Nigdy nie wycinam i nie wklejam fotografii aktorek do zeszytów.
Jednak ulegam modzie na Brigitte. Noszę koński ogon i maluję oczy kredką dookoła. Robię to po wyjściu z domu, w bramie. Przed powrotem zmywam watką i śliną ten mały makijaż. Usta mam z natury mocno czerwone, duże i lekko wydęte, nie muszę powiększać ich kredką jak niektóre koleżanki, nic z nimi nie robię, najwyżej przygryzam, żeby były czerwieńsze. Bardotka, jak mówimy poufale o Brigitte Bardot, staje się marką. Logo. To jak upina włosy, wydyma pogardliwie usta, jak się czesze i maluje, jak chodzi, rusza biodrami, staje się dla nas wzorem. Jej koński ogon wchodzi do kanonu obowiązujących dziewczęcych fryzur, funkcjonuje jednocześnie z modą „na topielicę”, czyli długie proste włosy do ramion.
Ponieważ jesteśmy zimnym krajem, trudno chodzić po dwudziestostopniowym mrozie z gołą głową. Ktoś sprytny wpada na pomysł szycia czapek z aksamitu z dziurą na koński ogon. Moda przyjęła się od razu, dziewczyny noszą takie czapki, można kupić je wszędzie. Nie w państwowych sklepach. Na targu, w prywatnych sklepikach, kwitnie handel osobisty. Z ręki do ręki. Na czole grzywka, z tyłu koński ogon, przełożony przez otwór w czapce, uszy osłonięte.
Zachodnia, paryska moda na staniki bardotki, koński ogon i luźny styl, przesącza się jakoś przez lekko skorodowaną przez 1956 rok żelazną kurtynę. Być może to założenie ideologiczne, żeby dać trochę wolności w modzie, wpuścić powiew z Zachodu, wtedy młodzież zajmie się modą, głupstewkami, a partii będzie łatwiej rządzić. To był błąd, bo BB przynosi ze swoim stylem także potrzebę wolności obyczajowej, a stąd już krok do wolności politycznej.
Stanik „bardotka” jest dla mnie nieosiągalny. Po pierwsze jestem chuda i mam za mały biust, po drugie matka szyje mi mocno zabudowane, wygodne staniki „na miarę”, z białego płótna. Moje koleżanki z liceum noszą „bardotkę”, a te chudsze stanik dopychają watą.
Gwiazdka filmu "Przygoda na Mariensztacie" w reżyserii Leonarda Buczkowskiego, Lidia Korsakówna, ma zupełnie inny rodowód niż Bardotka. Nie gra w filmie mówiącym o wyzwolonej obyczajowo kobiecie. Ładna i zgrabna, niby wyzwolona. W sensie ideologicznym. Czasy rzekomego równouprawnienia. Bohaterka pracuje na budowie. Jej stroje nas śmieszą. Te z budowy, spodnie, bluza, są OK., wygląda w nich sexy. Gorsze są wizytowe, w jakie ubiera się na randki. Jest przodownicą, zakochuje się w niej przodownik. Domyślamy się, co socrealistyczna para przodowników pracy z "Przygody na Mariensztacie" może robić wieczorem, gdy spotka się po zakończeniu roboty na budowie. Brigitte Bardot i Lidia Korsakówna, to zderzenie dwóch światów. Młodzi ludzie tęsknią do „miazmatów kapitalizmu”.
Partia rządząca nie jest ideologicznie tak ostra jak Kościół w osądzaniu seksu dla przyjemności. Jednak ministerstwo oświaty wiedzy na tematy seksualności do szkół nie wprowadza. We wczesnych latach peerelowskich demokracja socjalistyczna maszeruje pod rękę z Kościołem katolickim. Pod tym samym hasłem. Niosą ten sam świętoszkowaty, pruderyjny transparent: „Wszystko można, byle po cichu”. Ludzie uprawiają zdrowy, bywało, że urozmaicony seks dla przyjemności. Nikt z naszego środowiska nie uważa tego za grzech. Młodzi kierują się zasadą, że można wiele, byle nikogo nie krzywdzić.
Wyrośliśmy z poglądów naszych matek i ojców jak z dziecięcych ciuchów, choć czasami zostaje wstyd, który uwiera. W późniejszym PRL-u podejmuje się nieśmiałe próby „uświadamiania” dziatwy. Pojawiają się książeczki: O czym każdy chłopiec wiedzieć powinien, O czym każda dziewczyna wiedzieć powinna. W pismach dla młodzieży tworzy się kąciki listów do redakcji. Młodzi ludzie ślą pytania na temat życia seksualnego. Redakcja udziela im odpowiedzi, posługując się językiem medyczno-urzędowym, odstręczającym od lektury. Czytamy te rubryki jak tekst kabaretowy.
Zasady katolickie są surowe, zgrzeszyłaś dziewczyno, przymuś go i doprowadź do ołtarza. Trudno trafić za pierwszym razem na tego właściwego. Natura woła nas wszystkich. Są sposoby, żeby ominąć przedziurawienie błony. Niektórzy uczą się, jak to zrobić. Wolno wszystko, co nie zniszczy „wianka”. Powodzenie mają starsi doświadczeni mężczyźni. Także mężatki, kobiety, co to z niejednego pieca chleb jadły. Udzielają darmowych lekcji, korepetycji, a niekiedy nawet płacą swoim uczniom i uczennicom. Dziewczyna może stracić cnotę dopiero w noc poślubną. Jasne, że jedynie z nowo poślubionym mężem, a nie byłym chłopakiem, który jest drużbą. To ciężki grzech.
Podczas pewnego wesela wchodzę do pokoju, w którym wiszą rzeczy gości, chcę wziąć palto, bo zrobiło się chłodno. Wtedy zauważam pannę młodą jeszcze w bieli. Opiera się o ścianę, za nią stoi jej były facet. Są tak zajęci aktem, obrazoburczo nazywanym „od zakrystii”, że mnie nie widzą. Wycofuję się po cichutku. Nie uświadamiam kompletnie pijanego pana młodego. To małżeństwo przetrwało burzliwe dwa lata, potem rozwód i wszystko odchodzi w niepamięć.
Start w życie seksualne jest wcześniejszy niż noc poślubna i nie zawsze się udaje. Przysłowia: „Pierwsze śliwki robaczywki”, „Pierwsze koty za płoty” dotyczą także, a może nawet głównie seksu. Wiele moich koleżanek przeżywa podobne załamania jak moje. Chłopaki też miewają kłopoty. Nie umieją się odnaleźć w sytuacji łóżkowej. Dlatego niektórzy, zanim znajdą materiał na żonę, długo próbują, „korzystają z życia”. Chłopcom wolno „się wyszumieć”. To owinięte w bawełnę określenie życia seksualnego, nazywanego okropnie „życiem płciowym”. Dziewczęta muszą być cnotliwe. Wychodzą za mąż nie za tego, który był pierwszy, lecz za tego, z którym „zaszły”.
Pokutuje przeświadczenie, że za pierwszym razem nie zachodzi się w ciążę, choć jest sporo przypadków przeczących tej teorii. W szkołach o takich rzeczach się nie uczy, nie prostuje tych wyobrażeń. Czytam wiele; powieści, eseje, książki popularnonaukowe, nie trafiam na żadną pozycję uświadamiającą. Dowcipkuje się na temat błony dziurawej jak sito. Chłopcy wiedzą, która z dziewczyn w klasie zaczęła prowadzić życie seksualne. Jeśli jeden miał z nią seksualną „okoliczność”, wiedzą wszyscy. Podobnie, jeżeli zwierzyła się najlepszej przyjaciółce, która – jak się okazuje – najlepszą nie jest.
Przez długi czas umawiam się na randki, lecz gdy zostaje przekroczona granica, jaką jest pocałunek z językiem, zwijam manatki i zaczynam kolejną przygodę. Wiele dziewcząt postępuje podobnie.
Gwałty, półgwałty i prawie gwałty są często sposobem stosowanym w seksie. Panuje model macho. Kobiety to przyjmują. Nawet jeśli chcą się kochać, stawiają opór, który trzeba przełamać siłą. Taki układ. Przyzwoita kobieta nie może się godzić, zachęcać, prowokować. Ma być oporna, bronić się, by wreszcie ulec. Mężczyzna powinien być brutalnym zdobywcą. Nie pytać, brać siłą. Model macho ma silną pozycję. Nie wszyscy są brutalami, jeśli nie są, to udają. Dlatego tak trudno było oddzielić udawany opór, „certolenie się”, jak mówiono, od rzeczywistej niechęci.
Na szczęście nie przytrafia mi się wtedy „strzał w dziesiątkę” i „nie zaszłam” od razu na początku. Nikt nie byłby w stanie przymusić mnie do małżeństwa z „tym pierwszym”.
Nie wiem jednak, co bym zrobiła, jak się zachowała, gdybym zaszła w ciążę jako szesnastolatka.* Musiałabym urodzić w siedemnastym roku życia!* Rodzice reagują alergicznie na pierwszego amanta, uważają go za podejrzanego typa. Jest zbyt zamożny jak na ogólną biedę, nie wiedzą, skąd ma takie pieniądze.
– Jak mogłaś zadać się z kimś takim? – Matka nie może tego pojąć.
– Gdybyś mnie uświadomiła, może by do tego nie doszło – mówię obłudnie, bo wiem, że nic by mnie w tym momencie nie powstrzymało. Uważam jednak, że lepiej byłoby wiedzieć więcej, niż ja wiedziałam.
Facet mieszka na Wybrzeżu, handluje towarami przywożonymi przez marynarzy, ciuchami, alkoholem, papierosami, walutą, tyle wiem, o tym mówi, to się dało zauważyć. Domyślam się, że robi coś jeszcze, czym się nie chwali. Dotąd nikt tak bardzo mnie nie pociągał. Wiem, że nie jestem zakochana, to „zaczadzenie”. Zmysły zadziałały z siłą dotąd nieznaną. Lubię chłopców, podobają mi się, mniej lub bardziej. Czasami się ich brzydzę, czasem umawiam się na randkę.
Zmieniłam szkołę żeńską na liceum plastyczne także dlatego, że lubię towarzystwo chłopaków. Jednak żaden kolega z klasy ani ze szkoły nie podoba mi się na tyle, żeby mogło dojść choćby do próby seksu. Moja inicjacja była „gwałtem z przyzwoleniem”, chciałam, jednak nie tak! Powtarzałam, że jestem dziewicą. Nie wierzył. Nie zdaję sobie sprawy, czym jest utrata błony dziewiczej, że może boleć, że będzie dużo krwi. Mężczyzna o dziesięć lat starszy ode mnie powinien to wiedzieć.
Niestety, socjalizm też jest kulturą macho. „Nie” wypowiadane przez dziewczynę nie znaczyło „nie”. Porządna dziewczyna nie powinna chcieć seksu. Musi odmawiać i zachęcać jednocześnie. Dla niektórych napalonych samców to, czy chce, czy nie chce, jest trudne do ustalenia, zwłaszcza w czasie wzwodu. Przyjmują, że każda chce, stąd tak wiele nieudanych startów w życie seksualne.
Podobno reagowałam jak dorosła kobieta, jak wtajemniczona. Takie reakcje podpowiadają zmysły, niepodlegające kontroli rozumu. Może gdyby dziewczyna była uświadomiona, nie doprowadzałaby do sytuacji balansowania na ostrzu noża.
Po tym, co się wydarzyło, on jest przejęty tak jak ja. Obciąża się winą za to, że mi nie uwierzył. Przebita błona jest dowodem mojej niewinności. Uznaje w związku z tym, że jestem najlepszym materiałem na żonę. Robi najgłupszą i najgorszą z możliwych rzeczy, przyjeżdża do moich rodziców, oświadcza się. Mówi, że rozumie, że musi poczekać, aż skończę szkołę, a nawet studia, zna moje plany, obiecuje rodzicom, że będzie mnie utrzymywał, zapewni mi „wszystko”. Chce, żebym przeniosła się na Wybrzeże, do liceum plastycznego w Orłowie. Poznał mnie właśnie w tej szkole, na obozie plenerowym. Mówi, że mnie „uszanuje”, co znaczy, że nie będzie wywierał nacisków, żebym z nim spała. Mogę mieszkać w bursie. Wszystko ma obmyślone.
Jego plany są dla mnie koszmarnym osaczeniem. Mam siedemnaście lat i pragnę całkiem innego życia, innych wrażeń niż narzeczona z aniołem stróżem w postaci lekko szemranego typa, przyszłego męża. Moje koleżanki z klasy też różnie trafiają. Utrata dziewictwa nie jest łatwa ani dla dziewczyny, ani dla chłopaka, gdy żadna ze stron nie jest „uświadomiona”. Chłopak wie jedynie, że trzeba dopasować „to do tego”. Jak się mówi: „to w to”.
Oboje rodzice powtarzają, że to za wcześnie. Nie zgadzają się. Muszę dojrzeć, jestem jeszcze dzieckiem. Matka zarzuca mu, że nie „uszanował mojej cnoty”. On tłumaczy, że jestem taka pociągająca, nie mógł się opanować. Zwraca się do ojca, że jako mężczyzna powinien go zrozumieć. Tego już za wiele. Ojciec o mało nie dostał zawału. Rodzice nie chcą dłużej tego słuchać. Przekroczył wszelkie granice.
Sądzi, że może rozmawiać z nimi w taki sposób, w jaki rozmawia ze mną i ze swoimi dziwnymi znajomymi. Lubię go, śmieszą mnie jego żarty, ich ostrość. Ma sposób bycia niepodobny do ludzi, których znam. W białym letnim garniturze, z torbą pełną zagranicznych papierosów i czekolad dla moich koleżanek, które twierdzą, że jest wspaniały, „uwielbiają” go, także za to, że nie należy do peerelowskiego świata.
Gdy wyjechał, wykrzyczałam matce, że mogła mnie uprzedzić, przynajmniej dać sygnał, jak wygląda „stosunek”. Takiego słowa używa na określenie zbliżenia, a gdy je wymawia, w jej głosie pojawia się obrzydzenie. Dziwne. Z ojcem „sypia” do późnego wieku. Z tłumionych odgłosów wynika, że jest im dobrze. Mieszkanie w jednym pokoju uświadamia mi dość wcześnie, że między rodzicami dzieją się rzeczy tajemne, o których nie mam pojęcia. Starają się robić wszystko po cichu, jednak budzę się i słyszę. Na początku boję się tych tłumionych odgłosów. Ale udaję, że śpię. Powoli przyzwyczajam się, nie słucham, naprawdę mocno zasypiam.
Matka widzi, że chłopaki kręcą się wokół, prędzej czy później zapragnę spróbować. Jestem za młoda, nikt się nie odważy mnie „tknąć”, myśli. To ma sens, dopóki nie obudzą się zmysły we mnie. Matka niewiele wie na temat seksu, choć go uprawia. Sądzi, że to szkoła powinna nas uczyć i ostrzegać przed zbyt szybkim „wejściem w to życie”. Ona się na tym nie zna, nie umie o „takich rzeczach” mówić.
W ten sposób, według matki przedwcześnie, tracę okazję na to, żeby jeden mężczyzna wystarczył mi na całe życie, od A do Zet. Nie wie, że nie biorę pod uwagę takiej możliwości. To dla mnie za mało. Mężczyźni mnie interesują, jestem ich ciekawa. Chcę, żeby się przede mną otwierali, opowiadali o sobie, o tym, czym się zajmują, jednak nie chcę płacić za to ciałem. Niełatwo osiągnąć taki efekt.
Krystyna Kofta - pisarka, plastyczka i felietonistka. Od lat pisze cyklicznie felietony do Twojego Stylu. Zaangażowana w sprawy kobiet m.in. w akcję podpisania konwencji antyprzemocowej. Bierze aktywny udział w akcjach promujących profilaktykę raka piersi. Swoje doświadczenia z czasów choroby zawarła w dzienniku Lewa, wspomnienie prawej, który stał się bestsellerem. Autorka m.in. powieści „Suki”, „Fausta”, „Ciało niczyje”, „Wióry”, a także autobiografii „Kobieta zbuntowana” czy „Monografia grzechów. Z dziennika 1978-1989”. Jest członkiem kapituły Nagrody im. Teresy Torańskiej. Od trzech lat zasiada w jury plebiscytu Superbohaterka Wysokich Obcasów. Bierze udział w obradach komisji plebiscytu na Warszawiankę Stulecia. Laureatka Grand Prix na Festiwalu „Dwa Teatry - Sopot 2008" za teatr radiowy „Stare wiedźmy”. Odznaczona Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis a także orderem Polonia Restituta.