Trwa ładowanie...
recenzja
04-09-2013 15:06

Urlop od bycia córką

Urlop od bycia córkąŹródło: Inne
d1agpkt
d1agpkt

Ona: Maria Nurowska. Lat niemal siedemdziesiąt. Prababcia. Pisarka. Matka. Pewnie gdyby ustawić wszystkie książki jej autorstwa na jednej półce, mogłoby zbraknąć tejże. Pisze nieustannie. Mieszka w odosobnieniu, w górach, w miejscu, w którym przyjmuje turystów, bo jej wymarzony dom o stu oknach jest humorzasty, arystokratyczny i drogi. Musi więc wpuścić kogoś do środka, ale dyskretnie i tylko wybrane osoby. Na pewno takie, które nie będą zaglądać w niedokończone powieści. I takie, które mogą opowiedzieć jakąś historię. Bo Nurowska żyje z historii – łapie je wszędzie, ugniata, pruje i dzierga na nowo.

Druga ona: Tatiana Raczyńska. Szkolna pani psycholog. Bez talentu pisarskiego. Za to dużo czyta. Ma nazwisko po ojcu. Nie chciała, żeby ktokolwiek posądzał ją o wygrzewanie się w blasku popularności mamy. Poza tym ta relacja jest na tyle dziwna, że to dość naturalne, że nazywają się inaczej, mimo że łączy je takie pokrewieństwo.

Po rozmowy z Maria Nurowską i Tatianą Raczyńską sięgnęłam nie ze względu na nazwiska – sięgnęłam gnana chęcią przyjrzenia się relacji matka-córka. Zbadania, co jest takiego magicznego w tej relacji, co jest wyjątkowego. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że Nurowska i Raczyńska to nie są mama i córcia, ale matka i córka – dokładnie tak, jak stoi na okładce, że to nie relacja oparta na położonej na ramieniu głowie, ale raczej na siedzeniu naprzeciw siebie, przedzielone stołem. Ta matka i ta córka toczą wielki kamień wspólnej miłości i czasem naprawdę się tym męczą. Momentami trudno jest czytać ten wywiad-rzekę, nie znając dogłębnie biografii obu pań i twórczości Nurowskiej. Ale patrząc z boku można wyczuć dystans, jaki pomiędzy tymi dwoma dorosłymi kobietami tworzy ich przeszłość. Nurowska, dorosłe dziecko alkoholików, dziecko, które zawsze puszczone samopas, potrzebowało trochę ciepła. Nie dostało go na czas, więc gałązka czułości w niej zwiędła. Raczyńska, nieukochana wystarczająco, też jest trochę kaleka.
Obydwu się nie udało z mężczyznami. Obydwie cierpią na przeszłość. Tylko każda na swój sposób. Wystarczy posłuchać, gdy mówią o swoich domach. Nurowska jako o miejscu, w którym chce być sama, pisać i wyglądać przez okno. Bez nikogo. Tak jej najlepiej. I Raczyńska, która twierdzi, że „symbolem prawdziwego domu było to, co poznałam u babci [tej od strony taty] rodzina, poczucie bezpieczeństwa, wspólnota, spotykanie się, rytuały.”

Marta Mizuro, która z obydwoma kobietami rozmawiała, która jeździła między jedną a drugą i zadawała pytania – czasem podobne, czasem zupełnie inne, miała niełatwe zadanie. Musiała wejść w środek konfliktu – to konflikt przysypany popiołem, zarośnięty latami i zarzucony kolejnymi tomami książek, ale widać że jednak jest, że mimo wszystko oddycha. To jakaś zadawniona rana córki, którą zadała matka. To jakaś rola nie do końca pasująca, którą matka musi grać, jakiś kostium, który uwiera wystającymi fiszbinami ograniczeń, gniecie gorsetem wyrzeczeń. One się już nauczyły z tym wszystkim żyć i wiedzą, że jedna drugiej nie zmieni, ale jednak co jakiś czas znów wychodzi drut i kłuje w bok – to słychać. Ale mimo tych niemych i nie do końca chyba uświadamianych oskarżeń, Maria i Tatiana są zaskakująco zgodne. Mizuro bawi się w szpiega – zadaje dokładnie takie samo pytanie, najpierw jednej, potem drugiej i oczekuje odpowiedzi – to takie chwilowe przyspieszone bicie serca – czy odpowie tak samo, czy pamięta w ten sam
sposób, czy nie przekłamała ta druga, nie wybieliła, nie wypiękniła ich świata? Ale nie zdarza się – stoją murem po tej samej stronie rzeczywistości – obydwie zdające sobie sprawę, że między nimi jest murek. To nie jest budowla, której się nie przechodzi, która uniemożliwia złapanie się za ręce. Ale mimo wszystko wybudowany między nimi i trzeba wysiłku, gdy się spotkają, żeby podać szklankę z herbatą choćby...

d1agpkt

To książka o tym, że matka i córka mogą się kochać, ale niekoniecznie lubić. I że mimo, że w jednej i drugiej płynie ta sama krew, to w jednej pewnie jest słona, a w drugiej gorzka. I o tym, że zdając sobie z tego sprawę, starają się walczyć o swoją relację. To książka o tym, że to, jak kocha cię twoja mama, będzie miało wpływ na to, jak ukochasz córkę. To książka o tym, że jedna idzie na sesję dla dorosłych dzieci alkoholików w miejsce drugiej, oczyszcza się i otwiera. A druga coraz bardziej się zamyka. I każda ma swoją terapię od życia. To na pewno nie książka o życiu prywatnym pisarza, na pewno nie książka o warsztacie pisarskim, na pewno nie książka o Nurowskiej. Choć wiele jest historii z przeszłości, nie pretenduje do miana biografii. Więc ci, którzy szukają sensacyjnego życiorysu – omijać! To szczere rozmowy trzech kobiet o życiu, o uczuciach, o odwadze czynienia tego, co się chce, o dziadku i babci, którzy potrafią robić piknik przed blokiem, albo zabrać wnuczkę na obchód po lesie. Mogą się toczyć i
my możemy je łapać dlatego, że Nurowska to znana i ceniona pisarka, ale nie to jest punktem wyjścia Matki i córki. To rozmowy o rodzinie, trochę o pisarstwie, trochę o nadopiekuńczości i „niedopiekuńczości”. To książka o tym, że mimo wszystko człowiek kiedyś się poodnosi z klęczek – jeśli nie potrafił kochać córki, tak, jak tego chciał, będzie kochać wnuka i prawnuka. I jeszcze o tym, że jeśli ma się matkę, która zaszywa się w górach i chce być samotnym wilkiem, to czasem trzeba zapełnić jej miskę, a czasem zadzwonić i powiedzieć – nigdy nie przestają o tobie myśleć, ale dziś chcę wziąć od ciebie urlop.

d1agpkt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1agpkt