Ulubieniec dzieci miał mroczne oblicze. Ciągnęło go do magii i satanizmu
Czy autorom książek dla dzieci i młodzieży chcielibyśmy powierzyć wychowanie naszych potomków? Ich życie zazwyczaj było znacznie bardziej dramatyczne i urozmaicone, niż ich dzieła. A do wzorców wychowawczych wiele im brakowało. Najlepszym tego przykładem jest Julian Tuwim, którego fascynowały diabły, szczury, pchły i rozmaite kurioza.
Dzięki uprzejmości wyd. Fronda publikujemy fragment książki "Tajemne życie autorów książek dla dzieci" Sławomira Kopra.
Czarnoksiężnik wśród szamanów. Julian Tuwim
Pasje i dziwactwa skamandryty
Wprawdzie Julian Tuwim tworzył głównie dla dorosłych czytelników, ale nie można sobie wyobrazić polskiej literatury dziecięcej bez "Rzepki", "Murzynka Bambo", '"Lokomotywy" czy "Abecadła". Jednak tym nurtem działalności skamandryta zajął się stosunkowo późno, gdyż pierwszy wiersz przeznaczony dla najmłodszych opublikował dopiero w 1935 roku. Do wybuchu II wojny światowej wydał jeszcze cztery tomiki, które zyskały ogromną popularność. Bowiem praktycznie wszystko, co pisał Tuwim, było najwyższej próby – wśród autorów literatury dziecięcej tylko Jan Brzechwa i Kornel Makuszyński mogli się z nim równać.
Tuwim, podobnie jak wielu innych autorów tworzących dla najmłodszych, nie dochował się własnego potomstwa. Wraz z żoną świadomie miał zrezygnować z dzieci ze względu na zdrowie Stefanii, natomiast złośliwi twierdzili, że partnerka poety obawiała się, iż macierzyństwo źle wpłynie na jej urodę. Dopiero po II wojnie światowej adoptowali osieroconą dziewczynkę, ale wówczas pan Julian już właściwie nie pisał dla dzieci.
ZOBACZ TEŻ: Jakub Żulczyk - "W społeczeństwie brakuje empatycznych odruchów"
Na temat skamandryty powstały dziesiątki książek i setki artykułów, rozbierano na czynniki pierwsze jego twórczość i życie osobiste, analizowano poglądy polityczne i postawę etyczną. Stosunkowo mało znaną sprawą pozostaje jednak fakt, że pod pewnymi względami poeta właściwie raczej nigdy nie dojrzał, co potwierdzają niektóre z jego pasji i zainteresowań.
Pozostał dużym chłopcem, który w wolnych chwilach zbierał różne osobliwości tego świata, fascynował się diabłami, magią i szczurami, a publikacje na ten temat stanowiły prawdziwą ozdobę jego imponującej biblioteki. Do końca życia przejawiał też ogromne zainteresowanie wszelkimi dziwactwami wydawniczymi, które gromadził z ogromnym nakładem sił i środków.
Łódzkie eksperymenty
Głód świata i wiedzy objawił się u Tuwima dość wcześnie, a fakt, że powtarzał szóstą klasę gimnazjum, był tylko potwierdzeniem, iż zinstytucjonalizowana nauka nie zawsze potrafi sobie poradzić z wybitnymi indywidualnościami. Bardzo możliwe, że poszukiwanie przez Juliana własnego miejsca na świecie było też spowodowane złą atmosferą w domu, gdyż stosunki między jego rodzicami nie układały się najlepiej.
"[…] skłonność do wszelkiej magii, cudów i dziwów – wspominała siostra poety – tkwiła w nim samym i przetrwała przez całe życie. Były czasy, kiedy Julek rujnował się na jakieś tajemnicze kolorowe ingrediencje kupowane w składzie aptecznym pana Thorna na rogu Andrzeja i Pańskiej. Zjawiały się w domu siarka i chlor, błękit pruski i nadmanganian potasu. […] Pamiętam kuchenne laboratorium: jakieś probówki pełne różnobarwnych płynów, ba, nawet retorty, nieraz pękające z hukiem nad płomieniem spirytusowego palnika. Na blasze kuchennej, ku utrapieniu naszej Antosi, parowały w rondelkach wywary z ziół zbieranych po inowłodzkich łąkach. Kuchnia […] zamieniała się w laboratorium i w pracownię alchemika".
Jego pierwszy wyjazd do Warszawy musiał – oczywiście – zaowocować wizytą w sklepie Król Magii na Chmielnej, gdzie Tuwim zakupił masę najdziwniejszych drobiazgów, które miały mu ułatwić kontakt ze światem czarów. Jednak była to tylko niewinna rozrywka w porównaniu z hodowlą gadów, którą zajął się w mieszkaniu. Tuwimowi udało się rozmnożyć zaskrońce, co wywołało panikę wśród domowników, bo małe węże niespodziewanie wypełzały spod mebli. Po oczyszczeniu lokalu z gadów domorosłemu zoologowi zakazano na przyszłość podobnych eksperymentów.
(…)
Tuwim zgromadził około tysiąca tytułów przez stulecia wydawanych w Europie, poświęconych diabłom oraz demonom. Jednak jak zazwyczaj bywało w jego przypadku, nie tworzył kolekcji wyłącznie z chęci posiadania – dokładnie zgłębiał temat, by zdobytą wiedzą podzielić się z czytelnikami. Nie liczył przy tym na specjalne zyski wydawnicze, gdyż – jak zawsze podkreślał – na życie zarabiał w kabaretach, natomiast poezja i inne zainteresowania to czysta przyjemność.
W 1924 roku ukazała się antologia "Czary i czarty polskie" oraz "Wypisy czarnoksięskie" będąca owocem badań poety nad diabłami i demonami. Tuwim we wstępie zaznaczył jednak, że nie miał ambicji naukowych i nigdy nie planował wyczerpania tematu.
"Czary i czarty polskie są dziełem dyletanta i kompilatora – tłumaczył – szperacza i bibliofila zamiłowanego w poznawaniu dziejów kultury w ogóle, a jej kuriozów i osobliwości specjalnie. Nie ostry umysł naukowca, ale żyłka zbieracza, kolekcjonera, amatora białych kruków, magazynów starożytności, gabinetów figur woskowych, antykwarni, wszystkiego, co rzadkie, dziwne, tajemnicze, a przez to niepokojące i kuszące – ta żyłka była bodźcem ku wydaniu tej niesamowitej książki".
Chociaż faktycznie Tuwim nie stworzył tu monografii naukowej, mógł jednak uchodzić za znawcę tematu. Szokował czytelników posiadanymi informacjami – twierdził, że podobno na jednego człowieka przypada aż 11 tys. diabłów, ale przytaczał też opinie, że ich liczba była jednak znacznie większa. Oczywiście nie zapominał, że według polskich wierzeń diabeł najczęściej mówił po niemiecku i ubierał się z cudzoziemska, chociaż nigdy nie brakowało też czartów w szlacheckich kontuszach. Przy okazji informował, że diabły mogą się pojawiać także pod postacią zwierząt – na przykład koguta, pudla oraz różnych gatunków ptaków.
Druga część antologii, "Wypisy czarnoksięskie", stanowiła natomiast kompilację różnego rodzaju publikacji dotyczących czarów. Nie mogło zatem zabraknąć fragmentów słynnego "Młota na czarownice", a przy okazji także znacznie późniejszych tekstów przystosowanych do krajowej specyfiki ("Czemu w Polsce tylu opętanych?"). Pojawiły się też rozdziały o dość intrygującej tematyce, bo dotyczące pokus cielesnych zakonników czy magicznych metod na poznanie wierności żon i kochanek.
Rok później ukazała się kolejna demonologiczna praca Tuwima – tym razem poświęcona czarnej mszy. To rodzaj opowieści na temat tego kontrowersyjnego obrzędu, który miał się pojawić wraz z końcem pierwszego milenium Kościoła. Do jego popularności rzekomo przyczynili się templariusze, a na dobre wśród europejskich elit zagościł u schyłku baroku. Poeta podał także względnie współczesny opis czarnej mszy, bo pochodzący z XIX stulecia.
Zbiory demonologiczne Tuwima wciąż się rozrastały, gdyż przyjaciele i znajomi zdawali sobie sprawę, że najlepszym prezentem dla niego będzie właśnie nieznana publikacja na temat diabłów i czarów. Tym bardziej że poeta wcale nie zamierzał zaniechać wydawania kolejnych antologii i niebawem pojawiły się: "Tysiąc dziwów prawdziwych" oraz "Tajemnice amuletów i talizmanów". Przełożył także na polski książkę Jacques’a Cazotte’a, "Diabeł zakochany" i wspólnie ze Stanisławem Przybyszewskim planował powołanie Biblioteki Diabologicznej, czego jednak nie udało się zrealizować.
(…)
Powyższy fragment pochodzi z książki "Tajemne życie autorów książek dla dzieci" Sławomira Kopra, która ukazała się nakładem wyd. Fronda.