Tajemnicze samobójstwo Kosteckiego. Prześledził sprawę "Cygana"
- Z moich ustaleń wynika, że tak naprawdę "Cygan" nie miał tak obszernej wiedzy, jak mu się to przypisuje - mówi Wirtualnej Polsce Mateusz Fudala, autor książki o podwójnym życiu słynnego boksera.
Był sportowcem odnoszącym ogromne sukcesy i cieszącym się dużą popularnością, a jednocześnie nigdy nie przestał popełniać mniejszych i większych przestępstw. Walczył w ringu o coraz wyższe stawki, wplątawszy się jednocześnie w jedną z największych polskich afer polityczno-obyczajowych ostatniego ćwierćwiecza. To wszystko sprawia, że Dawid "Cygan" Kostecki był postacią fascynującą, idealnym bohaterem na film czy książkę.
Niedawno, nakładem wydawnictwa SQN, ukazała się publikacja poświęcona Kosteckiemu, której autorem jest Mateusz Fudala, doświadczony dziennikarz sportowy, od lat specjalizujący się w boksie. Fudala opowiada WP, jak powstawała książka zatytułowana "Dawid 'Cygan' Kostecki. Uliczny fighter" i jakie tajemnice wciąż kryje w sobie ta historia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Patryk Vega ujawni taśmy z politykami. Zdradził, skąd je ma i co na nich będzie
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Dlaczego Dawid Kostecki zainteresował cię na tyle, żeby napisać o nim książkę?
Mateusz Fudala, autor książki "Dawid 'Cygan' Kostecki. Uliczny fighter": Bo to była bardzo barwna postać, niejednoznaczna, a przez to niezwykle ciekawa. Był to bokser o wielkich umiejętnościach i rzadkim talencie, który mógł zdobyć w tej dyscyplinie znacznie więcej, niż osiągnął. A jednocześnie był to człowiek, który miał bardzo ciemną stronę. Ona może dziś oczywiście niezdrowo fascynować, choć w gruncie rzeczy jest jednak raczej odpychająca. I jeszcze jedno: przynajmniej do pewnego czasu Kostecki był po prostu bardzo przyjemnym człowiekiem. Był prawdziwym królem towarzystwa, głośnym i zabawnym, wszędzie go było pełno, umiał zabawiać innych. To też na pewno do niego przyciągało.
Znałeś go osobiście. Jakie wrażenie na tobie robił?
Najpierw, jeszcze jako nastolatek, oglądałem jego walki w telewizji. Potem, kiedy zostałem dziennikarzem sportowym, zacząłem się nim interesować zawodowo. Śledziłem jego karierę sportową, ale poznałem go też prywatnie, wpadałem do sali, w której trenował. Pierwsze, na co zwróciłem uwagę to, że posługiwał się piękną polszczyzną. Był inteligentnym facetem, a rozmowy z nim nigdy nie były sztampowe.
Zafascynował cię wtedy?
Czułem, że jest w nim jakiś mrok, jakaś tajemnica. Potwierdzały to osoby, które znały go dobrze i od dawna. Mówiły, że po wyjściu z więzienia w 2014 roku bardzo się zmienił. Niektórzy twierdzili wręcz, że potem był już zupełnie innym człowiekiem. Oczywiście, na zewnątrz tego nie pokazywał. Tradycyjnie krzyczał, że jest potworem z Loch Ness i zaraz wygryzie wszystkim serca, ale dostrzegałem w nim swego rodzaju dwoistość: im bliżej ważnej walki, było coraz wyraźniej widać, jak bardzo jest pogubiony, niepoukładany wewnętrznie.
Skąd to się mogło brać?
Były w nim dwie osoby, miał dwie twarze. Z jednej strony bokser z sukcesami, z drugiej - chłopak mocno uwikłany w niejasne, przestępcze sprawy. Wiele osób nie mogło uwierzyć w jaki sposób on to łączy. Ludzie, którzy go dobrze znali opowiadali, że był świetnie zorganizowanym człowiekiem. Choć wielu do dziś się zastanawia, jak to możliwe, że prowadził podwójne życie – jedno to sportowe w Warszawie, gdzie trenował i drugie, przestępcze w Rzeszowie.
Skąd się to wzięło w jego życiu?
Wyrastał w takim środowisku. Był na nie niejako skazany. Miał tzw. trudne dzieciństwo, żył w rodzinie bez ojca, bardzo szybko trafił na złe towarzystwo, wychowywała go ulica. Boks był dla niego najlepszym, pewnie wręcz jedynym, sposobem ucieczki z tego świata. W jakimś sensie dobrze go wykorzystał, ale z drugiej strony - nie potrafił do końca odciąć się od przeszłości.
Jak w tym głupim powiedzeniu, że możesz kogoś wyrwać z ulicy, ale ulicy z tego kogoś nie wyrwiesz nigdy?
Dokładnie tak. Zawsze tam wracał, wplątywał się w kolejne problemy, dostawał kolejne wyroki. To był cykl, z którego wyraźnie nie było ucieczki. Rozmawiałem z jego pierwszym trenerem Stanisławem Osetkowskim, który był dla niego jednocześnie mentorem, a może nawet trochę zastępował mu ojca. Opowiadał mi, że kiedyś jadąc samochodem, zauważył Dawida na ulicy w towarzystwie podejrzanych typów. Mówił mu wtedy: "Dawid, po cholerę ci tacy koledzy?". Nie słuchał, dalej zbaczał z prostej drogi. Pierwszy wyrok dostał, zanim zadebiutował w zawodowym boksie. Kulisy jego debiutu również są ciekawe – na trzy dni przed pierwszą zawodową walką z Marcinem Najmanem Dawid został skazany przez sąd w Rzeszowie. Publikuję w książce ten wyrok.
Koniec końców uciekł, popełniając samobójstwo? To chyba jedna z największych zagadek dotyczących Kosteckiego.
Od samego początku wokół tej śmierci było mnóstwo pytań i niejasności. Z oficjalnego komunikatu wynikało, że doszło do "powieszenia na leżąco". To brzmi tak zagadkowo, że nie mogą dziwić wątpliwości, które miało mnóstwo osób. Rozmawiałem z Pawłem Moczydłowskim, wieloletnim szefem polskiego więziennictwa, człowiekiem, który ma ogromne doświadczenie w sprawach, które dzieją się za kratami. Mówił mi, że widział mnóstwo zagadkowych przypadków, ale jego zdaniem, takie samobójstwo bardzo trudno popełnić w taki sposób.
Wspominasz też o nieprawidłowościach w działaniach prokuratury i służby więziennej. O co chodziło?
Nieprawidłowości to może zbyt duże słowo, bo prokuratura i służba więzienna przekonują, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Niemniej, jest wiele pytań, które narzucają się same. Dlaczego Kostecki nie został umieszczony w celi monitorowanej? Dlaczego po przełożeniu terminu rozprawy, w której miał zeznawać, nie został przetransportowany do Rzeszowa? Co na terenie aresztu po śmierci Kosteckiego robili przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości? Tych pytań jest więcej, oczywiście zwróciłem się z nimi zarówno do prokuratury, jak i SW, a odpowiedzi są w tej książce.
Politycy włączyli się ze względu na powiązania Koteckiego z tzw. aferą podkarpacką. Wiadomo dziś dokładnie, jak to wyglądało?
W 2012 roku na profilu Dawida Kosteckiego na Facebooku pojawił się mocny wpis, w którym opisywał szemrane powiązania policjantów z podkarpackimi sutenerami. Potem złożył obszerne zeznania w prokuraturze w Krakowie. Ta sprawa pobudzała wyobraźnię opinii publicznej, bo przewijały się w niej nazwiska bardzo znanych osób i polityków. Jedna z osób, która jest dobrze wprowadzona w skomplikowane meandry śledztwa, powiedziała mi kiedyś bardzo wymownie: "Jeśli miał z nią coś wspólnego, to był tylko trybikiem w jednej z odnóg tej afery". Z moich ustaleń wynika, że tak naprawdę "Cygan" nie miał tak obszernej wiedzy, jak mu się to przypisuje.
Dlaczego ta sprawa do dziś nie jest wyjaśniona?
Podejrzewam, że postępowanie sądowe w tej sprawie będzie ciągnęło się latami i szczerze mówiąc, nie mam przekonania, czy kiedykolwiek opinia publiczna pozna prawdę na temat tego wątku tzw. afery podkarpackiej. Sam akt oskarżenia sześciu byłych funkcjonariuszy CBŚP i CBA liczy prawie 800 stron, z czego aż 633 są oznaczone klauzulą "tajne" lub "ściśle tajne". W styczniu 2021 roku jeden ze współoskarżonych Daniel Ś. udzielił wywiadu serwisowi Nowiny24, w którym powiedział wprost, że gdyby klauzula tajności została zdjęta, to nastąpiłby "duży szok", a jego osoba ukazałaby się w zupełnie innym świetle. Zasugerował jednak, że jeśli to nastąpi, to może za 25 lat albo jeszcze później.
Kiedy zbierałeś materiały do książki, łatwo było namówić osoby, które znały Kosteckiego, na wspomnienia?
Niektórzy kategorycznie odmawiali rozmowy. Kiedy pojechałem do miejsca, gdzie mieszkał, i zapytałem o niego w piekarni, ludzie odwracali głowy i poprosili, żebym wyszedł. Szczerze mówiąc, im więcej miałem odmów, tym bardziej ciekawiła mnie ta historia. Żałuję, że rodzina Dawida nie chciała rozmawiać.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Dlaczego? Tłumaczyli to jakoś?
Myślałem, że chodzi o film Vegi, który - bardzo delikatnie mówiąc - miał niewiele wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami. Na początku mogło to imponować, że reżyser namówił do udziału w promocji filmu m.in. żonę Kosteckiego i jego siostrę. Podejrzewam, że obie nie widziały wcześniej scenariusza, bo w filmie rodzina Kosteckiego jest pokazana w złym świetle. Sądziłem, że rodzina Dawida po doświadczeniu z reżyserem stała się bardzo nieufna wobec wszystkich, którzy chcą o tym rozmawiać i coś wokół tej sprawy zrobić. Później w mediach pojawiła się informacja, że ukraińscy bracia R., którzy również brali udział w promocji filmu, mieli podpisać z reżyserem intratną umowę. Zastanawiam się, czy może w tych umowach były wpisane kary za wypowiadanie się m.in. nt. filmu. Może rodzina Kosteckiego też takie umowy parafowała?
Ale z drugiej strony wiele osób bardzo się przede mną otworzyło. Dużo wiedzy o jego życiu, zwłaszcza sportowym, ale nie tylko miał Andrzej Wasilewski, jego promotor. Sporo powiedział mi Damian Jonak, bokser, z którym Kostecki dzielił pokój, kiedy przyjeżdżał do Warszawy. Swoimi spostrzeżeniami na temat aspektów sportowych podzielił się także redaktor Janusz Pindera. Spotkałem się także z Bosskim Romanem, raperem, który skomponował piosenkę, przy której Kostecki wychodził do ringu. Okazał się zadziwiającą osobą. W przeszłości jego twórczość była bardzo "uliczna", pełna wulgaryzmów. Ale kiedy się go poznałem, okazało się, że to bardzo uduchowiony człowiek, zaczytany w pismach mistyków, a rozmowa była niezwykle fascynująca.
Na dziś sprawa Kosteckiego jest zamknięta?
Pod koniec kwietnia 2020 roku prokuratura umorzyła śledztwo, a w październiku 2020 roku sąd podtrzymał w mocy tę decyzję i jednocześnie odrzucił zażalenie pełnomocników rodziny Kosteckiego, którzy zarzucali prokuraturze szereg uchybień. W teorii to kończy sprawę.
Czy w tej sprawie coś się może jeszcze wyjaśnić, czy jest zamieciona pod dywan i wszystkim jest z tym wygodnie?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Tak naprawdę wydaje mi się, że jedyną wiedzę, co tak naprawdę stało się w celi Dawida Kosteckiego 2 sierpnia 2019 nad ranem, mogą mieć te osoby, które z nim tam przebywały. Ich wyroki kończą się w 2025 roku. Jeśli zdecydują się porozmawiać z mediami, to może rzucić nowe światło na tę sprawę.
Jakie pytanie zadałbyś dziś samemu Kosteckiemu, gdybyś mógł?
Pewnie zapytałbym, czy wiedział o aferze podkarpackiej więcej niż zeznał wtedy w prokuraturze. Ale tak naprawdę najbardziej chciałbym wiedzieć, dlaczego nie chciał czy nie potrafił skupić się tylko i wyłącznie na boksie. Co go tak bardzo odciągało od sportu w stronę przestępczego życia?
Rozmawiał Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
GDZIE SZUKAĆ POMOCY? Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.