Tadeusz Kościuszko: Amerykanie stawiają mu pomniki. Do końca walczył za ojczyznę
Konstytucja 3 maja obowiązywała tylko przez rok i doprowadziła do agresji ze strony Rosji. Mimo niewielkich szans powodzenia, polski król nie rezygnował z walki o niepodległość. Miał po swojej stronie wybitnego dowódcę, który zdobył sławę za Oceanem.
Dzięki uprzejmości wyd. ZNAK publikujemy fragment rozdziału autorstwa Rafała Kowalczyka, który znalazł się w książce "Polscy bogowie wojny. Najwspanialsi dowódcy w dziejach".
Tadeusz Kościuszko. Ostatni obrońca Rzeczpospolitej
(…)
Obiecujące początki
Już w młodym wieku Kościuszko wyróżniał się zdecydowanie spośród młodych oficerów. Bardzo dobrze opanował matematykę, geometrię i rysunek, dzięki czemu świetnie radził sobie z inżynierią i architekturą obronną. Wszystkich zarażał też swoją pasją i konsekwencją. Nic dziwnego, że komendant Adam Kazimierz książę Czartoryski, zwrócił na niego uwagę. To na jego wniosek król ufundował Kościuszce i jego przyjacielowi Józefowi Orłowskiemu stypendium – młodzi oficerowie zostali wysłani do Francji, by doskonalić się w inżynierii wojskowej i cywilnej, a po powrocie zastąpić dotychczasowych cudzoziemskich instruktorów.
Dla marzącego o służbie wojskowej młodzieńca była to wspaniała okazja. Na etat w armii czynnej nie mógł na razie liczyć, a kupno rangi w kawalerii przekraczało jego możliwości finansowe.
Tymczasem nad Sekwaną mógł swobodnie rozwijać potrzebne umiejętności. Mimo kryzysu, który powoli ogarniał ancien régime, francuska sztuka wojenna i inżynieria wojskowa były aż do połowy XVIII stulecia uznawane za najlepsze w Europie. Także inżynieria cywilna stała tam na najwyższym poziomie. Szkoła Budowy Dróg i Mostów (École des Ponts et Chaussées) była europejskim wzorem, na którym bazowały wszystkie państwa.
Kościuszko spędził we Francji cztery lata. Na prośbę Czartoryskiego zajął się nie tylko studiowaniem spraw wojskowych, ale także "robieniem mostów, śluz, dróg, grobel i kanałów". Wprawdzie nie mógł jako cudzoziemiec uczęszczać do francuskiej akademii wojskowej, ale zapisywał się na prywatne lekcje i wykłady.
Pogłębiał też wiedzę samodzielnie: czytał prace, broszury, studiował mapy, plany, rzuty ówczesnych fortyfikacji. Był w tym bardzo konsekwentny. Przez rok studiował nawet w Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby, by doskonalić rysunek!
Gdy przebywał na obczyźnie, w kraju wiele się zmieniło. Kościuszko nie uległ emocjom: nie wrócił do Polski w okresie konfederacji barskiej do kraju, uznając, że jego udział nic nie zmieni. Pojawił się nad Wisłą dopiero w 1774 roku. Był to trudny okres. Po pierwszym rozbiorze w Rzeczpospolitej zapanował nastrój przygnębienia i apatii. Kraj spacyfikowały wojska rosyjskie. Tysiące konfederatów zostało aresztowanych i wysłanych na Sybir.
Skarb państwa świecił pustkami. Armia o śmiesznie niskim etacie czternastu tysięcy żołnierzy cierpiała na nadmiar kadry oficerskiej. Dla młodego oficera po prostu nie było w niej miejsca. Nie mógł również liczyć na protekcję Czartoryskiego, który od dłuższego czasu przebywał poza granicami kraju.
Droga do Ameryki
Nie widząc dla siebie perspektyw w Polsce, Kościuszko jesienią 1775 roku wyjechał do Drezna, gdzie bezskutecznie próbował uzyskać etat w armii saskiej. Później postanowił powrócić do Francji, licząc, że tam znajdzie zatrudnienie. Wieści zza oceanu zmieniły jednak jego plany. Na fali rewolucyjnego entuzjazmu, który dotarł także do Europy, zdecydował o zaciągnięciu się do armii amerykańskiej.
Uczynił to z przyczyn ideowych. Wierzył głęboko w ideały oświeceniowe i pragnął nie tylko po raz pierwszy sprawdzić się na polu walki, ale i przyczynić się do uzyskania przez brytyjskie kolonie niepodległości. Wiedział też, że w nowo tworzonych amerykańskich siłach zbrojnych inżynierowie byli poszukiwani. Mógł więc oczekiwać, że ze swoimi kwalifikacjami otrzyma stosunkowo wysokie stanowisko oficerskie.
(…)
Powrót do ojczyzny
Służba Kościuszki w USA trwała sześć lat. Zdobyte w jej trakcie doświadczenie przemieniło go w wybitnego wodza. Gdy wojna się skończyła, uznał, że czas wrócić do ojczyzny. W Rzeczpospolitej pojawił się jesienią 1784 roku.
Początkowo chciał objąć dowództwo jednego z pułków kawalerii. Na miejscu okazało się jednak, że skonfliktowany z królem Czartoryski nie może udzielić mu protekcji. Bezpośrednie próby uzyskania etatu w armii polskiej także zawiodły. Stanowiska oficerskie przypadały wówczas osobom takim jak Szczęsny Potocki, bez jakiegokolwiek wojskowego talentu, lecz ustosunkowanym i mającym pieniądze na zakup stopnia.
Sytuacja ta uległa zmianie w momencie uchwalenia przez Sejm Wielki zwiększenia armii do stu tysięcy żołnierzy. I tak, już 1 października 1789 roku Kościuszko rozpoczął służbę w wojsku koronnym w stopniu generała majora, początkowo w dywizji wielkopolskiej, a następnie małopolskiej.
Otrzymał dowództwo grupy stacjonującej nad Bugiem i Wisłą, którą Komisja Wojskowa jesienią 1790 roku przeniosła na Ukrainę. Z powodu częstych wyjazdów księcia Poniatowskiego to zwycięzca spod Saratogi faktycznie dowodził dywizją bracławsko–kijowską. Zajmował się logistyką, dbał o zaopatrzenie i kwatery, a nade wszystko szkolił świeżo powołanych żołnierzy, by oswoić ich z obsługą broni i przygotować do walki w polu. Wojna z Rosją była już bowiem przesądzona.
Talent Kościuszki został doceniony przez Poniatowskiego, który po manewrach pod Bracławiem we wrześniu 1791 mianował go swoim zastępcą. Od tego momentu inżynier nadzorował granicę z Rosją od strony Ukrainy. Zbudował wiele posterunków, które miały zwiększyć obronność i pozwolić na obserwację ruchów obcych wojsk w momencie ich wtargnięcia w granice Rzeczpospolitej. Dbał też o morale podległych mu żołnierzy. Pilnował, by w szeregach panowała karność i dyscyplina, ale i starał się rozbudzić wśród podkomendnych przywiązanie do bronionego terenu.
(…)
Talent generała zabłysł w pełni pod Dubienką w lipcu 1792 roku. Trafnie przewidział ruch wojsk rosyjskich, które w tej okolicy postanowiły przeprawiać się przez rzekę, więc mocno ufortyfikował przejście. Zaatakowany, dokonywał cudów, by zatrzymać wroga. Wobec jego przewagi i braku wsparcia ze strony Poniatowskiego nie miał na to szans, ale i tak męstwo, którym wykazał się podczas bitwy, przyniosło mu ogromne uznanie. To on jako pierwszy po księciu Józefie otrzymał order Virtuti Militari.
Przystąpienie króla do Targowicy wywołało u Kościuszki szok i oburzenie, którego nie wahał się wyrażać publicznie. Wygłosił w imieniu armii krytykę i sprzeciw wobec tej decyzji. Ostentacyjnie wystąpił z wojska. Tymczasem sam zyskiwał popularność – stał się znany w kraju i poza jego granicami. Otrzymał nawet honorowe obywatelstwo francuskie od Zgromadzenia Narodowego.
Insurekcja
Rosnąca sława zwycięzcy spod Dubienki sprawiła, że to właśnie Kościuszce zaproponowano kierownictwo przygotowywanej nad Wisłą insurekcji. Zanim je przyjął, postawił jednak warunki. Chciał władzy dyktatora i podporządkowania mu wszystkich spraw cywilnych i wojskowych. Pamiętając doświadczenia z USA, nie chciał ani rządu wojskowego, ani tym bardziej parlamentu. Wiedział przecież, jak trudne zadanie miał Washington, kiedy należało skupić wszystkie siły na walce z wrogiem.
Przygotowując się do zrywu, generał postanowił oprzeć się na powszechnym poborze. Chciał, by podstawą jego sił stały się regularne oddziały, wsparte przez ochotników, rekrutów, a nawet miejskie milicje. Zrezygnował natomiast ze szlacheckiego pospolitego ruszenia. Przeprowadził też prawdziwą rewolucję wśród kadr oficerskich. Odsunął niekompetentnych generałów i postawił na awanse z szeregów. Była to, jak się wkrótce okazało, bardzo dobra decyzja – Jan Henryk Dąbrowski, Karol Kniaziewicz i Stanisław Fiszer szybko udowodnili, że zasłużyli na szlify generalskie.
Wybuch insurekcji wiosną 1794 roku zaskoczył Kościuszkę, ale ostatecznie okazał się korzystnym rozwiązaniem. Redukcja wojska, uchwalona na sejmie grodzieńskim, dopiero była wówczas wprowadzana w życie. Jesienią byłoby też trudniej wyżywić wojsko.
Obejrzyj: Marcin Margielewski: szejkowie kupują, nie podrywają. Opisał, co od nich usłyszał
Pierwszym celem Naczelnika stało się rozszerzenie powstania na wszystkie regiony kraju. Natychmiast po przysiędze w Krakowie skierował się w stronę stolicy, by i tam przekonać ludność do walki. Drogę zastąpili mu jednak Rosjanie, pragnący stłumić zryw w zarodku.
Bitwa pod Racławicami, stoczona 4 kwietnia 1794 roku, okazała się wielkim sukcesem powstańców. Było to w pełni dzieło Kościuszki, który uważnie obserwował poczynania generała Aleksandra Tormasowa. Natychmiast wykorzystał jego błąd. Gdy tylko nieprzyjaciel osłabił swoje centrum, został zasypany gradem kul. Po chwili ruszyła nań polska piechota, wsparta oddziałami kosynierów. F
Triumf powstańców był niewątpliwy, ale nie udało się go w pełni wykorzystać. Naczelnik chciał zorganizować pościg i rozbić resztki zgrupowania wroga. Żołnierzom jednak puściły nerwy – nie zważając na rozkazy, opuszczali masowo szeregi i szukali łupów. Tak czy inaczej, znaczenie bitwy okazało się ogromne. Dzięki niej Polacy uwierzyli, że pokonanie Rosjan jest możliwe.
Tymczasem położenie powstańców pogarszało się niemal z dnia na dzień. Insurekcja wybuchła w okrojonym przez dwa rozbiory kraju, pozbawionym zaplecza ekonomicznego i sojuszników. Co gorsza, do działania wkroczyły też pozostałe państwa zaborcze: Prusy i Austria.
(…)
Klęska pod Maciejowicami, gdzie Kościuszko dostał się do niewoli, złamała insurekcję. Bez dyktatora powstanie upadło, a odradzające się polskie państwo zostało zlikwidowane. Nie było nikogo, kto mógł zastąpić Kościuszkę.
Po porażce insurekcji Naczelnik spędził wiele miesięcy w rosyjskim więzieniu. Dopiero śmierć Katarzyny II w listopadzie 1796 roku stworzyła szansę na odzyskanie wolności. Nowy car Paweł I gotów był go wypuścić pod warunkiem złożenia wiernopoddańczej przysięgi. Kościuszko wzdragał się przed tym krokiem; był człowiekiem honoru. Wiedział też jednak, że stawka była wysoka. Nie decydował tylko o sobie: od niego zależał także los dwunastu tysięcy uwięzionych Polaków, którzy zostali zesłani na Syberię po 1768 roku.
(…)
Po złożeniu przysięgi i wyjściu z niewoli postarał się jak najszybciej opuścić Rosję. Symulował chorobę, tak by Paweł I pozwolił mu jechać na kurację do Wielkiej Brytanii. Stamtąd popłynął do USA, jednak tylko po to, by uśpić czujność wrogów. Jego prawdziwym celem była rewolucyjna Francja. Dopiero pokój w Lunéville w 1801 roku przekonał Kościuszkę, Kniaziewicza i wielu innych Polaków, walczących u boku Francuzów, że dla sprawy polskiej Paryż nie zrobi nic. Naczelnik już nigdy nie zaangażował się w obce wojny.
Ostatnie lata życia spędził w Szwajcarii. Nie ufał Napoleonowi, nie ufał też Rosjanom i Aleksandrowi I. Pozostał z boku, choć w miarę możliwości wspierał sprawę narodową. Dla Polaków pozostał jednym z największych bohaterów, walczącym o wolną ojczyznę do ostatniej kropli krwi.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Polscy bogowie wojny. Najwspanialsi dowódcy w dziejach" pod redakcją Kamila Janickiego, Marii Procner i Anny Winkler, która ukazała się nakładem wyd. ZNAK.