Młodzi mordercy nie mieli litości. Tak zginęli Versace i Theo van Gogh
Gianni Versace był światowej sławy kreatorem mody, z kolei Theo van Gogh reżyserował kontrowersyjne filmy wymierzone w muzułmańskich fundamentalistów. Obaj mężczyźni reprezentowali dwa różne światy, ale spotkał ich ten sam los.
Przerażający, a zarazem fascynujący opis zabóstwa Versacego i prabratanka Vincenta van Gogha są częścią książki "Zastrzelić, zadźgać i otruć, czyli historia morderstwa" Jonathana J. Moore'a, która ukaże się 3 czerwca. Dzięki uprzejmości wyd. Znak poniżej publikujemy jej fragment.
Obejrzyj: Ania Piszczałka z "Top Model" filozofuje z turbanem na głowie: "Lubię tak płynąć z wodą, bo wtedy zauważam dużo więcej rzeczy"
Ostatni wybieg
Projektowanie torebek, butów czy sukienek nie wydaje się niebezpiecznym zajęciem. Niestety Gianni Versace popełnił ten straszny w skutkach błąd i przyciągnął uwagę psychopatycznego, homoseksualnego mordercy, który zastrzelił go tuż przed jego własnym domem.
W latach osiemdziesiątych popełniono wiele "zbrodni przeciwko modzie", jednak Versace zawsze potrafił połączyć dobry smak i ekstrawagancję. Kreator mody urodził się 2 grudnia 1946 r. w Kalabrii we Włoszech. Jego ojciec był sprzedawcą elektroniki, a matka krawcową. Młody Gianni oczywiście wolał materiały z falbankami od tosterów, projektowania i szycia uczył się więc od matki. W 1972 r. szył na zamówienie, sześć lat później zaprezentował w Mediolanie swoją pierwszą kolekcję.
W 1989 r. znajdował się już na samym szczycie, a jego imperium odzieżowe zaopatrywało światową elitę. Księżna Diana, Elton John czy Madonna widzieli w nim bliskiego przyjaciela. Różnorodne inwestycje przynosiły niegdyś skromnemu krawcowi dziesiątki milionów dolarów zysku rocznie. W połowie 1997 r. dla projektanta nadeszły nawet jeszcze lepsze wieści: rak ucha, na którego cierpiał, był w remisji, zaś testy na obecność wirusa HIV okazały się negatywne.
15 lipca 1997 r. to cudowne życie dobiegło końca w szokujący sposób. Tamtego ranka Versace wyszedł ze swojej przepięknie zdobionej willi we włoskim stylu, położonej na wybrzeżu Miami, aby kupić gazety i coś na śniadanie. Tuż przed dziewiątą wrócił ze swojej małej wyprawy. Wówczas stanął za nim jakiś mężczyzna, wyciągnął z plecaka broń i strzelił projektantowi dwukrotnie w tył głowy. Któraś z kul strzaskała mu dolną szczękę. Jeden ze świadków powiedział, że Gianni leżał w kałuży krwi z "odstrzeloną twarzą". Rannego natychmiast przewieziono do szpitala w Miami, gdzie o dziewiątej piętnaście stwierdzono jego zgon.
Świadkowie opisali mordercę jako mężczyznę po dwudziestce, ubranego w białą koszulkę, czarne szorty i białą czapkę z daszkiem. Po egzekucji odszedł spokojnie, jego ubranie i broń znaleziono w zaparkowanym niedaleko samochodzie. Policjanci od razu wiedzieli, kogo szukają. Andrew Cunanan – męska prostytutka – od kilku lat był nieuchwytny dla FBI.
Cunanan urodził się 31 października 1969 r. W szkole szybko pokazał, że jest nad wiek rozwinięty. Był bardzo błyskotliwy i chętnie rozbawiał rówieśników. Aby ukryć pustkę, którą odczuwał, przybierał pozę błazna. Wszyscy wiedzieli, że był gejem, co musiało dręczyć jego matkę katoliczkę i autorytarnego ojca, Filipińczyka. Młody Andrew prawie bez przerwy kłamał i wymyślał różne historie. Stwierdzono u niego iloraz inteligencji na poziomie geniusza oraz fotograficzną pamięć. Wyrobił w sobie przekonanie, że świat jest mu winien dostatnie życie.
Przystojny młodzieniec szybko porzucił szkołę i w wieku piętnastu lat zaczął regularnie odwiedzać gejowskie bary. Zarabiał na życie, sprzedając swoje piękne ciało zamożnym starszym mężczyznom, dzięki czemu mógł się bawić, przepuszczać pieniądze na markowe ubrania, narkotyki i seks. Tuż po dwudziestce pojawiło się u niego dość niepokojące upodobanie do sadomasochistycznego seksu.
Młody żigolak przeprowadził się do San Francisco, gdzie udawał oficera marynarki wojennej. Wiódł bardzo dostatnie życie i podczas szalonych przyjęć w gejowskim towarzystwie poznał wielu wpływowych ludzi – między innymi Gianniego Versace. Jeden z przyjaciół młodzieńca powiedział, że projektant poznał Cunanana w 1990 r. w nocnym klubie Colossus.
Jednak pod przyjaznym uśmiechem kryła się ciemna strona natury Andrew, która ciągle się rozwijała. Zaczął grać w brutalnych filmach porno i poważnie nadużywać alkoholu, czym zniechęcał do siebie klientów i martwił przyjaciół. Miał również obsesję na punkcie AIDS i wyrobił w sobie paranoiczną potrzebę zabezpieczania się. Jednocześnie nadal prowadził hulaszcze życie i brał narkotyki. Cunanan pogrążył się w szaleństwie.
Nie istnieje żaden realny motyw, dla którego miałby zamordować znanego projektanta, ale wszystko wskazuje na to, że miał żal do bogatych i wpływowych homoseksualistów i zapragnął się na nich zemścić. Jego pierwszą ofiarą padł Jeff Trail – były, odnoszący sukcesy kochanek. Podczas kłótni Andrew rozbił mu czaszkę, wielokrotnie uderzając w nią młotkiem. Drugą ofiarą był David Madson – również jego niegdysiejszy partner. Cunanan strzelił mu z pistoletu w głowę, oko i w plecy. Madson prawdopodobnie widział morderstwo Traila, dlatego został porwany, a potem zabity.
Morderca zaczął zabijać bez opamiętania. Pierwszych dwóch mężczyzn zasłużyło na śmierć – według chorego umysłu Cunanana – zaś kolejne ofiary po prostu znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Lee Miglin stał przed swoim domem, kiedy młodzieniec podszedł do niego i zapytał o drogę. Chwilę później potentat rynku nieruchomości został zaciągnięty do własnego garażu, gdzie szaleniec prawdopodobnie zrealizował na nim swoje najokrutniejsze sadomasochistyczne fantazje. W gejowskich kręgach Cunanan znany był jako "dominator". Jego ofiarę spotkała straszna śmierć. (…)
Czwartą ofiarą stał się czterdziestopięcioletni William Reese, którego coraz bardziej szalony morderca najpierw uprowadził, a potem zastrzelił. Cunanan odjechał z miejsca zbrodni czerwonym pikapem Williama, porzucając lexusa należącego do Miglina.
Zabójca zdobył w końcu sławę, o jakiej zapewne marzył przez całe życie. Chociaż lepszym słowem tutaj jest "rozgłos". Trafił tym samym na listę dziesięciu najbardziej poszukiwanych przez FBI przestępców. Mimo tego przeprowadził się do Miami, gdzie ukrywał się na widoku przez dwa miesiące, wiodąc beztroskie życie: mieszkał w tanim hotelu i stołował się w kawiarniach i restauracjach. W tym czasie śledził Versace: obserwował go, rozpracowywał jego dzienny harmonogram i szukał idealnego momentu na dokonanie zbrodni. Poranny spacer przyszłej ofiary do pobliskiego kiosku z gazetami wydał się wyśmienitą okazją.
Po zastrzeleniu projektanta Cunanan zbiegł na pobliski parking i przebrał się tuż przy samochodzie, skradzionym poprzedniej ofierze. Śledczy szybko znaleźli porzucone ubrania, paszport mordercy i kwity z lombardu. Morderca ukrywał się na pustej, luksusowej barce mieszkalnej zaledwie pięć kilometrów od miejsca zbrodni. 25 lipca dozorca usłyszał ze środka jakieś hałasy i zawiadomił policję. Jednostka SWAT otoczyła łódź, gotowa na strzelaninę. Nie było takiej potrzeby. Po pięciu godzinach antyterroryści wdarli się do środka pod osłoną świec dymnych i gazu łzawiącego. Znaleźli Cunanana martwego: popełnił samobójstwo, strzelając sobie w usta.
Nieprzyjemny precedens
Morderstwo Theo van Gogha, do którego doszło 2 listopada 2004 r., nie zmieniło losów świata, ale to wówczas po raz pierwszy muzułmańscy fundamentaliści zaatakowali tak znaną osobę, aby uderzyć w zachodnie demokratyczne wartości: wolność słowa i religijną tolerancję.
Theo van Gogh urodził się 23 lipca 1957 r. w Hadze, w Holandii. Był dość kontrowersyjną postacią, wykorzystał sławne nazwisko (był prabratankiem Vincenta van Gogha), aby zrobić karierę w mediach. Związał się z teatrem, ale nakręcił również kilka filmów, które przeważnie miały polityczny wydźwięk.
Szczególnie krytycznie odnosił się do muzułmańskich fundamentalistów i widział zagrożenie w napływie muzułmanów do Europy w latach dziewięćdziesiątych. Nawiązał współpracę z Ayaan Hirsi Ali (na zdjęciu poniżej) – młodą Somalijką, która uciekła ze swojej ojczyzny przed zaaranżowanym małżeństwem. Razem nakręcili krótkometrażowy film "Submission", ukazujący, w jaki sposób niektóre islamskie społeczeństwa zezwalają na przemoc wobec kobiet. Na ciałach wykorzystanych kobiet umieszczono namalowane henną fragmenty Koranu. To wywołało oburzenie muzułmanów. Van Gogh zawsze wzbudzał kontrowersje, nie spodziewał się jednak odpowiedzi, jaką otrzymał.
Gdy w mroźny poranek 2 listopada 2004 r. jechał na rowerze do pracy, został zaatakowany przez 26-letniego muzułmańskiego mordercę. Mohammed Bouyeri podjechał do niego, zsiadł z roweru i kilkukrotnie strzelił do swojej ofiary. Część pocisków trafiła van Gogha, inne ugodziły przechodzących w pobliżu przechodniów. Bouyeri podszedł do czołgającej się ofiary, która błagała o życie, łkając: "Proszę, nie, proszę, nie".
Napastnik urodził się w Amsterdamie, w marokańskiej rodzinie. Jego historia w obecnych czasach w zachodnim świecie jest typowa, wtedy wywołała szok. Rodzice Mohammeda byli imigrantami, a on sam miał trudne dzieciństwo. Szukał więc pocieszenia w radykalnym islamskim nauczaniu. Nosił dżelabę, zapuścił brodę i często bywał w meczetach, gdzie słuchał ekstremistycznych nawoływań do dżihadu.
Swoją nagromadzoną przez lata nienawiść i frustrację wyładował na van Goghu. Kiedy postrzelony mężczyzna próbował się odczołgać, Bouyeri ruszył za nim i zaczął strzelać z bliskiej odległości tak długo, aż opróżnił cały magazynek. (...) Tylko że fanatyczny muzułmanin jeszcze nie skończył: wydobył (...) nóż i zaczął wycinać na piersi nieżyjącego już mężczyzny wersety z Koranu. Znalazła się tam również groźba pod adresem Ayaan Hirsi Ali.
Bouyeri nie miał jednak okazji urzeczywistnić tych pogróżek: podczas policyjnego pościgu został postrzelony w nogę i aresztowany. 26 lipca 2005 r. skazano go na dożywotnie pozbawienie wolności bez szans na skrócenie kary. Morderca wywołał falę żalu i oburzenia w Europie i na świecie. Niestety takie ataki obecnie już nikogo nie dziwią: straszny czyn dokonany przez Bouyeriego był jedynie zwiastunem wielu podobnych zbrodni popełnionych na przestrzeni kilkunastu lat.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Zastrzelić, zadźgać i otruć, czyli historia morderstwa" Jonathana J. Moore'a, która ukaże się 3 czerwca nakładem wyd. ZNAK.