Książka kucharska Alicji B. Toklas to nie tylko zbiór przepisów kulinarnych - to równocześnie relikt epoki dawno minionej, opowieść o czasach, których nie pamiętamy, i o środowisku, którego nie było nam dane poznać. Na początku naszego wieku zamieszkały w Paryżu dwie ekscentryczne Amerykanki: pisarka Gertruda Stein i jej przyjaciółka Alicja B. Toklas. Ich mieszkanie przez kilkadziesiąt lat pełniło funkcję salonu artystycznego, w którym spotykali się pisarze, plastycy i arystokraci-erudyci, by dyskutować o sztuce i degustować okazy sztuki kulinarnej, będące dziełem autorki tej książki.
To, że dzisiaj, po upływie dobrze ponad pół wieku, możemy pokusić się o samodzielne ich przyrządzenie, jest głównie dziełem przypadku. Alicja Toklas – jak dowiadujemy się z przedmowy – chwyciła się za gotowanie z tęsknoty za zapamiętanymi z dzieciństwa smakami, a swoje kulinarne wspomnienia spisywać zaczęła, nękana nudą i monotonną dietą podczas kilkumiesięcznego pobytu w szpitalu. Owocem tych przypadków jest fascynująca podróż w świat staromodnej kuchni francuskiej, wzbogaconej naleciałościami amerykańskimi, orientalnymi, polskimi... ba, trudno znaleźć naród, z którego tradycji kulinarnych nie zaczerpnęłaby autorka inspiracji, czy to sama, czy za pośrednictwem znajomych, dzielących się z nią wypróbowanymi przepisami. Z przygotowaniem sałatki Gioacchino Rossiniego lub zupy wedle recepty Dory Maar możemy mieć niejakie trudności, bo składające się na nie ingrediencje nie są u nas dostępne, a gdyby nawet były, to zapewne po bajońskich cenach; ale już na przykład z kurczakiem a la Pierre Balmain nie
powinniśmy mieć większego problemu.
Trudno mierzyć tę książkę tą samą miarą, jaką przykładamy do literatury sensu stricto. Niemniej jednak w swojej klasie, to jest wśród książek kucharskich z odautorskim komentarzem, jest ona pozycją wcale udaną i jej lektura może nam dostarczyć nieco przyjemności. Najlepiej zabrać się do niej po jedzeniu, bowiem czytana na pusty żołądek może wywołać niekontrolowane wydzielanie soków trawiennychi zamiast bez przeszkód i bez zbędnych kalorii rozkoszować się wyobrażeniem bakłażanów po prowansalsku albo konfitury poziomkowej, popędzimy do kuchni i prozaicznie wsuniemy cztery pajdy chleba ze smalcem...