Sprawa ks. Jankowskiego. Borusewicz: czy agent SB może mieć zasługi dla Polski?
Książka "Uzurpator" Bożeny Aksamit i Piotra Głuchowskiego, która ukaże się 14 sierpnia, określa prałata Jankowskiego mianem cynicznego agenta SB i pedofila. Bogdan Borusewicz, kluczowy opozycjonista z Gdańska, mówi nam, że od początku nie ufał księdzu ze św. Brygidy i nie chciał, aby ten miał dostęp do pieniędzy Solidarności.
W grudniu 2018 reporterka Bożena Aksamit publikuje w "Gazecie Wyborczej" reportaż "Sekret Św. Brygidy". Opisanie domniemanej pedofilii prałata Henryka Jankowskiego - molestowanie dzieci, wkładanie im ręki w majtki - wywołuje burzę.
W Gdańsku dochodzi do protestów, których szczytowym momentem jest obalenie pomnika ks. Henryka Jankowskiego.
14 sierpnia ukaże się książka Bożeny Aksamit i Piotra Głuchowskiego "Uzurpator" (Agora). Poza zarzutami o pedofilię, pojawiają się w niej także oskarżenia o współpracę prałata z SB. Rozmawiamy z Bogdanem Borusewiczem, ówczesnym działaczem KOR i Solidarności, inicjatorem strajku sierpniowego w 1980 roku, o jego ocenie ks. Jankowskiego.
Sebastian Łupak: Czy ks. Jankowski miał zasługi dla Solidarności?
Bogdan Borusewicz: Pan mnie o to pyta?
A kogo?
Niech pan zapyta majora Berdysa z SB w Gdańsku. Może on więcej powie.
Pana pytam, czy prałat miał zasługi dla waszej walki wtedy?
Pyta mnie pan, czy agent miał zasługi?! Sam niech pan sobie odpowie.
Nie ma pan wątpliwości, że był agentem?
Nie mam żadnych. To on w listopadzie 1984 roku wsypał moje konspiracyjne mieszkanie.
Jerzy Borowczak, pana dobry kolega i opozycjonista, twierdzi, że to głupota pana łączniczki doprowadziła do dekonspiracji.
Borowczaka tam nie było. On nie zna tej sytuacji. Dla mnie sprawa jest jasna. Borowczakowi wielokrotnie mówiłem, żeby nie angażował się w budowę pomnika ks. Jankowskiego w Gdańsku. Ale on to puścił mimo uszu.
Jankowskiemu nie należał się pomnik, wyróżnienia?
Przecież dostał medale i podziękowania od obecnej Solidarności. Oni go doceniają.
Jego kazania w latach 80. porywały tłumy, były podobno płomienne…
Jedne były płomienne, inne bezsensowne…
Pierwsze kazanie, w sierpniu 1980 do strajkujących stoczniowców, jakie było?
Powiedziałem kolegom wtedy: czy mu to kazanie SB pisało? Takie było moje podsumowanie.
Skąd to odczucie?
Sytuacja jest taka: po raz pierwszy na teren stoczni, gdzie jest strajk, przyjeżdża ksiądz, bo wcześniej kościół był nieobecny w socjalistycznych zakładach pracy. Przyjeżdża Jankowski, odprawia mszę i mówi kazanie, które ani słowem do tej sytuacji nie nawiązuje. To jest coś dziwnego. To skłania do pytań.
Co jeszcze świadczy o działalności Jankowskiego jako TW?
Raport z wizyty delegacji Solidarności u Jana Pawła II w styczniu 1981 r., a także raporty opublikowane przez IPN w książce "Kontakt operacyjny ‘Delegat’ vel ‘Libella'". Widać, że otrzymywał polecenia i je realizował. Czyli to była współpraca świadoma.
Czy on bardzo zaszkodził Solidarności?
Myślę, że był w takim miejscu, gdzie ludzie czuli się bezpiecznie, rozmawiali, dyskutowali, a on przekazywał informacje i realizował zlecenia. On spełniał rolę dezintegracyjną. Ja to widziałem w czasie narastania konfliktu Wałęsa – Walentynowicz. Atak na Walentynowicz szedł ze strony Komisji Zakładowej Stoczni Gdańskiej, a na zapleczu tej komisji był ks. Jankowski.
Pan do św. Brygidy chodził?
Rozczaruję pana, ale bardzo rzadko. Nie podobał mi się ten rozpasany styl, który tam panował. Dla mnie byłoby to dziwne, gdyby tego bezpieka nie wykorzystywała. Oczywiście nie miałem wcześnie dowodów, ale zorientowałem się w 1984, kiedy ustaliłem, że on usiłował wskazać moje miejsce ukrycia. Uciekłem wtedy esbekom.
Czy oni mogli go zwerbować, bo mieli na niego haka – pedofilię?
Jaka była podstawa werbunku – nie wiem. Nie ma na to pisemnych meldunków. Oficer, który uzyskałby informację o pedofilii, byłby zobowiązany przekazać ją do prokuratury. A takich pism nie ma. Z tego, co wiem, on się znalazł w zainteresowaniu SB raczej ze względu na swoje wyjazdy do Niemiec. To był początek lat 70.
Ks. Jankowski miał opłacać grzywny i kolegia, którymi władze komunistyczne karały w latach 80. członków Solidarności…
Jedna trzecia budżetu miesięcznego podziemia szła do Komisji Charytatywnej przy św. Brygidzie. Pieniądze były przekazywane przez Krzysztofa Dowgiałłę ode mnie. Zasada, którą wprowadziłem, była taka, że po pierwsze ks. Jankowski nie może wiedzieć, że te pieniądze idą ode mnie, a po drugie on do tych pieniędzy nie może się dotknąć. Nie mogły te pieniądze iść przez jego ręce.
Jankowski tymi pieniędzmi w ogóle nie dysponował?
Tymi nie. Ale przyjeżdżały dary z całej Europy, przyjeżdżali ludzie z tymi darami i zostawiali mu pieniądze. Jakie sumy? To było poza jakąkolwiek kontrolą.
Mógł z nich korzystać prywatnie, dla siebie?
Jak się pan mnie pyta: czy kradł te pieniądze, to nie mogę odpowiedzieć, bo nie widziałem.