"Spider-Man" - Todd McFarlane: obowiązkowa podróż do przeszłości [RECENZJA]
Todd McFarlane i Spider-Man to dla wielu czytelników wychowanych na komiksach z lat 90. prawdziwie kultowy duet. "Pokolenie TM-Semic" do dziś z łezką w oku wspomina serię McFarlane'a, która doczekała się znakomitego wydania zbiorczego.
Album wydany przez Egmont zatytułowany po prostu "Spider-Man" i opatrzony nazwiskiem Todda McFarlane'a zawiera oryginalne zeszyty "Spider-Man" #1-14, #16 oraz "X-Force" #4. Oprócz Mcfarlane'a udział w powstaniu tych publikacji mieli Rob Liefeld (scenariusz i rysunki) i Fabian Niciezy (scenariusz), kilku inkerów i kolorystów, ale nie da się ukryć, że to właśnie Todd był motorem napędowym całego przedsięwzięcia. To jego wizja Spider-Mana zafascynowała czytelników, którzy do dziś wspominają jego "Udrękę", "Maski" czy "Podziemne miasto".
Jak podkreślił Kamil Śmiałkowski we wstępie do polskiego wydania, "Spider-Man Todda McFarlane'a to zarówno autorskie dzieło jednego z najwybitniejszych i najważniejszych rysowników, którzy zajmowali się Spider-Manem, jak i przepiękna, nostalgiczna wyprawa do początku lat dziewięćdziesiątych (…)". A także przypomnienie niebywałego sukcesu komercyjnego, bowiem pierwszy zeszyt autorskiej serii sprzedał się w niewyobrażalnej ilości 2,5 mln egzemplarzy.
McFarlane idealnie wstrzelił się ze swoim pomysłem na Spider-Mana. Późniejszy ojciec "Spawna" wykorzystał jednego z najpopularniejszych herosów Marvela w swoich mrocznych, niepokojących wizjach. Spider-Man stał się bohaterem opowieści grozy, a jego adwersarze (Lizard, Hobgoblin itd.) – prawdziwymi potworami, istotami z nocnych koszmarów.
Peter Parker zaczął odkrywać mroczne oblicze Nowego Jorku, schodził do kanałów, babrał się w brudzie i zgniliźnie. Przekonał się, czym jest strach, beznadzieja i rozpacz mieszkańców, których nie spotyka się w biały dzień na ulicy Wielkiego Jabłka.
Na sukces "Spider-Mana" McFarlane'a składa się wiele czynników. Oprócz mrocznego, niepokojącego klimatu z pogranicza horroru i dreszczowca, ogromne znaczenie miał dobór postaci drugoplanowych (Wolverine, Ghost Rider, Morbius) i kreska artysty. Można nie lubić jego twarzy, ale nietuzinkowe kadrowanie, "gęste" sceny, fenomenalne wygibasy Spider-Mana czy operowanie światłocieniem to prawdziwy majstersztyk. Pod względem formalnym te komiksy są ponadczasowe i nawet po prawie 30 latach robią ogromne wrażenie nie tylko na czytelnikach pamiętających epokę TM-Semic.
Polski czytelnik nie może narzekać na brak publikacji ze Spider-Manem. Cały czas wychodzą nowe historie, ale gdybym miał wybierać, to oddałbym wszystkie Marvel Now i inne "Ultimate Spider-Many" za ten jeden tom Todda McFarlane'a.