Trwa ładowanie...
recenzja
06-10-2014 12:01

Solidna pozycja

Solidna pozycjaŹródło: Inne
d4aqzmf
d4aqzmf

O Bernardzie Minierze, oprócz tego, że jest autorem docenianych i w swoim kraju, i za granicą – także u nas - thrillerów kryminalnych (dla pisania których porzucił pracę w administracji służby celnej), można powiedzieć, że jest to pisarz zdyscyplinowany i systematyczny, a przy tym preferujący raczej jakość niż ilość. Są autorzy umiejący w ciągu roku wyprodukować kilka powieści sensacyjnych, które – jeśli się nawet da czytać bez zgrzytania zębami z powodu wątłej intrygi, papierowych postaci czy marnego stylu – to natychmiast po przeczytaniu się zapomina.

Minier średnio co półtora roku oferuje czytelnikom solidny, przynajmniej pięćsetstronicowy tom, którego zawartości, jeśli nawet nie każdego ona satysfakcjonuje (bo, na przykład, wielbicielom tradycyjnego kryminału w stylu Agathy Christie czy też miłośnikom zwierząt pewne rzeczy mogą się nie podobać), z pewnością nie można zarzucić żadnego z podanych wyżej mankamentów.

Ogniwem łączącym dotychczas wydane trzy powieści autora jest komendant wydziału kryminalnego policji w Tuluzie, Martin Servaz. Reprezentuje on dość popularny w ostatnich latach typ policjanta dalekiego od wszechstronnego ideału. Świetny fachowiec – oddany swej pracy, wierzący w sprawiedliwość, choć czasem uciekający się do nie całkiem konwencjonalnych metod działania i umiejący okazać pewien stopień nieposłuszeństwa wobec władzy – lecz w życiu prywatnym radzący sobie o wiele słabiej niż na posterunku: nieżonaty (jak Harry Hole Nesbø) lub rozwiedziony ( jak Kurt Wallander Mankella czy Adam Nowak Konatkowskiego), często też pozostający w nie najlepszych relacjach z rodzicami/ rodzeństwem/ dziećmi, popadający w depresyjne nastroje i obdarzony nadmiernym pociągiem do papierosów i/lub alkoholu. Servaz ma bodaj najwięcej wspólnego z Wallanderem (rozwód, zbuntowana córka, zamiłowanie do muzyki poważnej), równocześnie jednak na tyle dużo cech indywidualnych, by skojarzenie to nie było zbyt natrętne.

Ci, którzy znają dwie poprzednie części cyklu, wiedzą już, że i w życiu zawodowym nie wszystko mu się powiodło: genialnie przebiegły psychopata Julian Hirtmann dwa razy wystawił go do wiatru, a ten drugi raz okazał się dla Servaza wyjątkowo traumatyczny. Jak bardzo, dowiadujemy się już z pierwszych stron Nie gaś światła: po ostatnich akordach Mahlera, które Martin usłyszał w finale Kręgu, wydarzyło się jeszcze coś tak potwornego, że stał się niezdolny do pracy. Od kilku miesięcy nie tropi już Hirtmanna, ba, nawet nie kieruje swoim zespołem – z ciężką depresją przebywa w ośrodku terapeutycznym dla pracowników policji, ale i tu wciąż nawiedzają go makabryczne sny. A jednak pewna zagadkowa przesyłka powoduje, że coś wyrywa go z letargu i choć formalnie nie ma mowy o tym, by podjął czynności służbowe, rozpoczyna śledztwo na własną rękę…

d4aqzmf

Zanim jednak czytelnik się dowie, o co w tej tajemniczej sprawie chodzi, większa część jego uwagi zostanie skierowana na inny plan akcji, gdzie właśnie rozpoczyna się gehenna pewnej dziennikarki. Christine prowadzi popularny program radiowy, jest znana i – przynajmniej tak jej się zdaje – lubiana, a wkrótce ma poślubić obiecującego naukowca. Anonimowy list, który znajduje w swojej skrzynce pocztowej w Wigilię Bożego Narodzenia, przyprawia ją o lekki rozstrój nerwowy i pośrednio staje się przyczyną nieporozumień z narzeczonym. A to dopiero początek tego, co ją czeka: będą jeszcze telefony z pogróżkami, tajemnicze i niepokojące znaki pozostawiane na jej drodze… to nie wszystko, ale na tym zakończmy, niech czytelnik sam towarzyszy nieszczęsnej bohaterce w tym koszmarze, rozgrywającym się – nie tak, jak sen Servaza – na jawie, tu i teraz, w realnym życiu, i wywołującym z jej pamięci echa przeżytego przed laty dramatu…

Nietrudno się domyślić, że te dwie sprawy coś łączy. Minier umie tak poprowadzić intrygę, by związek między nimi nie stał się oczywisty zbyt wcześnie, a nawet i wtedy, gdy nam się zdaje, że mamy już prawie wszystkie kamyczki układanki, jeszcze potrafi nam zaserwować kilka niespodzianek. Konstrukcja fabuły i doskonała technika narracji sprawia, że trudno się od lektury oderwać (chyba, że należymy do osób, którym przykrość sprawiają sceny drastyczne i brutalne, w tym dręczenie zwierząt – w takim przypadku możemy mieć problem z doczytaniem do końca … ale jak tu się nie dowiedzieć, kto i dlaczego?). Czy wszystkie elementy fabuły, zwłaszcza wątku Christine, są w dostatecznym stopniu prawdopodobne, można by mieć nieco wątpliwości, z drugiej jednak strony najbardziej prawdopodobne przestępstwa nie nadają się specjalnie na kanwę sensacyjnych powieści z dużą dozą silnych emocji. Za to przedstawienie psychiki obiektu stalkingu i ukazanie mechanizmów, na skutek których ludzie wcześniej nienastawieni źle do danej osoby
zaczynają ją traktować z pogardą lub wręcz z agresją, jest tak wyraziste i przekonujące, że mogłoby uratować intrygę nawet o wiele słabiej skonstruowaną.

Czy autor i przy kolejnych częściach cyklu zachowa tę dobrą formę, przekonamy się pewnie dopiero za rok z kawałkiem; długo przyjdzie czekać, ale satysfakcja z lektury może być większa, niż przy wybranych na chybił trafił paru innych okazach gatunku.

d4aqzmf
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4aqzmf