Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:00

Skandalista w raju

Skandalista w rajuŹródło: Inne
d1jhm8b
d1jhm8b

Sławni ludzie są zasypywani listami od wielbicieli oraz bliższych i dalszych znajomych. W większości przypadków korespondencja ta pozostaje bez odpowiedzi, bo adresat (chcący wszystkim odpisać) musiałby zaprzestać swojej podstawowej działalności lub zatrudnić kogoś do odpisywania w jego imieniu (co z kolei nie każdemu odpowiada, no i nie każdego stać na sekretarza). Henry Miller wpadł na nietypowe rozwiązanie tego problemu – zamiast opisywać każdemu osobno, jak spędza czas, postanowił napisać małą książeczkę o swoim życiu w Big Sur i po prostu rozesłać ja swoim znajomym – prawda, że genialny pomysł? Wprawdzie książeczka urosła do całkiem pokaźnych rozmiarów, a i do jej wysyłania pewnie nie doszło, ale za to możemy zapoznać się z codziennością pisarza w tym „kalifornijskim raju”.

Z kart powieści wyłania się obraz społeczności ludzi życzliwych sobie, wzajemnie się wspierających, a w dodatku w wielu przypadkach nadzwyczajnie uzdolnionych. Podejrzewam, że ta sielankowa wizja nie do końca przystaje do rzeczywistości, jednak w niczym to mi nie przeszkadza, gdyż nieistotne jest, czy opisywane są autentyczne zdarzenia, byleby opowiadana historia była ciekawa – a ten warunek w przypadku tej książki jest spełniony. Dlatego też nie mam zamiaru zastanawiać się na przykład, czy relacja o spotkaniu Henry Millera z wybitnym polskim powieściopisarzem (sic!) Czesławem Miłoszem odpowiada faktom, skoro jest to tylko jedna z niezwykłych opowieści.

Do Henry’ego Millera przylgnęła etykietka prowokatora obyczajowego, ale w Big Sur i pomarańczach Hieronima Boscha trudno się doszukiwać czegoś gorszącego, wręcz sam pisarz podrwiwa z „kultu seksu i anarchii”. Z kolei jego poglądy o Ameryce mogą być momentami zaskakujące dla wielbicieli wszystkiego co amerykańskie, ale jest w nich w sumie sporo zdrowego spojrzenia na rzeczywistość lat pięćdziesiątych, a znaczna część tych wypowiedzi zachowuje aktualność i w dobie wojny z Irakiem…

Najmniej interesujące były dla mnie różne rozważania filozoficzne autora, ale z nawiązką wynagradzają to barwne opisy postaci zakłócających spokój Big Sur – a w szczególności „złego ducha Millera” czyli Conrada Moricanda. Można w tej książce znaleźć też fragmenty, które po prostu zaskakują u pisarza oskarżanego o sianie zgorszenia - przecież opisy nieudolnych prób wychowywania dzieci przez Millera po rozstaniu z żoną jako żywo przypominają sceny ze „Sprawy Kramerów”… Zaś dzięki poczuciu humoru i pogodzie ducha autora można z przyjemnością czytać o codziennych zajęciach pisarza, zamiast przejmować się jego kłopotami materialnymi czy brakiem czasu z powodu nadmiaru zajęć.

I także z tego powodu szczególnie polecam tę książkę wszystkim osobom marzącym o karierze literackiej – niech się przekonają, że pisanie to też ciężka praca, a profity z niej płynące nie zawsze są zadawalające – i to nawet w przypadku zdobycia sławy.

d1jhm8b
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jhm8b