Pracując nad biografią Szymona Wiesenthala, chyba najsłynniejszego „łowcy nazistów”, jako pierwszy miesiącami badał pan jego archiwum w Wiedniu.
Tom Segew: Siedziałem w jego starym biurze przy Salztorgasse codziennie aż do późnego wieczoru, otoczony dokumentacją na temat nazistów. Na zewnątrz było zwykle bardzo cicho. Atmosfera była mroczna.
I panował dziki chaos...
Nie, to tylko tak wyglądało. Archiwum znajdowało się dokładnie w tym stanie, w jakim zostawił je Wiesenthal. Od razu zrozumiałem, na czym polegał dramat jego życia. Pierwszy dokument, jaki wziąłem do ręki, to było zdjęcie z 1945 roku. Widać na nim chodzący szkielet. A niecałe 10 metrów akt dalej trafiłem na list: „Simon, darling, uważaj na siebie. Potrzebujemy cię, Liz.”. Liz to Liz Taylor. Niesamowite, jakie światy leżą między tymi dwoma dokumentami. Byłem przytłoczony ilością materiałów, których nikt dotychczas nie badał.
Gdy Wiesenthal został uwolniony z Mauthausen, ważył 44 kg. 50 lat później był znanym na całym świecie autorytetem moralnym, którego słuchali prezydenci i monarchowie. Jak tłumaczy pan tę przemianę?
On był ucieleśnieniem pamięci o Holocauście. Ale jednocześnie był bardzo kontrowersyjną postacią. Na początku badań pomyślałem sobie, że muszę zacząć od ustalenia, czy przypadkiem nie był oszustem.
Joachim Riedl
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.